- Możemy strzelać, łapać i torturować - wyjaśnił drugi policjant łopatologicznie. - A ciebie obowiązuje od tej pory ścisła tajemnica. Nikt nie może się dowiedzieć o naszej akcji.
- Oczywiście - chłopak skwapliwie pokiwał głową.
- Twój dziadek uciekł ze specjalnego przykościelnego zakładu dla umysłowo chorych heretyków
- powiedział duchowny. - Jest uzbrojony i śmiertelnie niebezpieczny. Gdyby przypadkiem się pojawił, masz obowiązek zadzwonić pod ten numer. - Rzucił mu wizytówkę. - Tylko żebyś nie zapomniał, bo trzeba będzie zastosować dodatkowe metody wychowawcze! - Potarł pięść dłonią. - Oddział, baczność! Zbieramy się.
Po chwili tupot podkutych butów ucichł na schodach. Radek odetchnął z ulgą, wstał i zamknął drzwi. Zbadał ubranie, tak, to mokre, to był tylko pot. Wrócił do pokoju, żeby się przebrać.
Nieoczekiwanie leżące w kącie posłanie drgnęło i przesunęło się na bok, odsłaniając okrągłą dziurę w podłodze.
Chciał rzucić się do ucieczki, lecz nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Z otworu gramolił się jakiś typek ubrany w dziwaczny strój, pozszywany chyba ze starych skórzanych dywaników.
- Zasrana inkwizycja. - Uzbrojona w krzemienny nóż dłoń pogroziła nieobecnym już gościom. - A ty co się tak gapisz? - Staruch zmierzył chłopaka płonącym wzrokiem. - Ale wyrosłeś przez te dziesięć lat! I bardzo dobrze.
Dopiero w tej chwili Radek uświadomił sobie, że to jego dziadek szaman. Starzec wydostał się z dziury pod materacem, stali twarzą w twarz. Wnuk mógł się teraz dokładniej przyjrzeć, co czcigodny przodek ma na sobie. Skórzane portki w pasie ściągnięte były konopnym sznurem, kurtka z niekształtnych kawałków brązowego futra, zapinana na kościane guziki, okrywała tors. Pod szyją na rzemyku wisiało kilka amuletów.
- Hy, hy, wnusio mnie odwiedził. Najwyższy czas. - Stary wyszczerzył zębiska w parodii uśmiechu i wetknął krzemienny nóż za pasek. - Siadaj, co tak sterczysz. Trochę czasu minęło, od kiedy wykurzyli mnie ze wsi... Ale chyba pamiętasz, jak ci bajki opowiadałem?
- Pamiętam, jak po jednej z tych bajek sfajdałem się ze strachu. - Chłopak wzdrygnął się na samo wspomnienie.
- Hłe, hłe, hłe! - Stary najwyraźniej też sobie przypomniał.
Usiedli, młody na podłodze, stary na legowisku. Szaman rozprostował wygodnie nogi. Wnuk spostrzegł, że łydka jednej usztywniona jest drewnianymi łubkami.
- Co ci się stało? - doszedł do siebie na tyle, by sklecić pierwsze pytanie.
- A, to przez lekarzy - przodek bez trudu domyślił się, o co mu chodzi.
- Złamali ci nogę w psychiatryku!? - Radek poczuł ogarniające go przerażenie.
- A nie, z okna źle skoczyłem, jak uciekałem. - Wzruszył ramionami. - Nieważne. Masz coś do jedzenia?
Licealista wskazał gestem weki na półce. Staruszek otworzył sobie bezceremonialnie jeden i zaczął łapczywie wyżerać zawartość.
- Cztery dni tu na ciebie czekam - wyjaśnił. - Nie było jak polować.
- Czekasz? - zdziwił się chłopak. - Skąd wiedziałeś, że dostałem się do liceum w Warszawie?
- Nie dostałeś się. - Dziadek przerwał na chwilę pałaszowanie.
- Co?
- Lipne zawiadomienie wysłałem, żeby cię tu dyskretnie ściągnąć. Potrzebuję twojej pomocy.
- To znaczy?
- Zacznijmy od początku. - Stary rozsiadł się wygodniej. - Wiesz oczywiście, czemu wyglądamy, jak wyglądamy? Te mordy jak u małpy, długie ręce, grube czachy, które niełatwo rozbić nawet bejsbolem...
- Zapewne powiesz mi, że jesteśmy ostatnimi neandertalczykami - zakpił Radek.
- Ty durniu. Nie jesteśmy żadnymi zawszonymi neandertalczykami, tylko Homo sapiens fossilis! - Szaman uśmiechnął się drapieżnie. - Człowiek\ rozumny kopalny! Jesteśmy przedstawicielami ludu Atviti, który stworzył malowidła groty Lascaux i inne cudowne dzieła sztuki. Od dziesiątków tysięcy lat żyjemy wśród kolejnych fal nowych gatunków i ras ludzi, kultywując naszą kulturę i religię... Musieliśmy się ukrywać. Aż do teraz.
- Że co?
- Okres prześladowań dobiega końca. Wielki Mywu powrócił. Obudzimy drzemiącą w tobie moc. Zostaniesz szamanem naszego ludu i wspólnie ze mną...
Zatrzeszczały schody.
- Zdaje się, wracają - mruknął chłopak. - Gliniarze, pielęgniarze z kaftanem i ten sympatyczny księżulo z dwururką.
- Rozbieraj się! Użyjemy amuletu ciemnej źrenicy!
- Co?
Starzec wbił weń płonące spojrzenie szarych oczu. Radek poczuł, że we łbie mu się kręci, a gdy doszedł do siebie, stał nadal w tym samym miejscu, tylko całkiem goły.
Zahipnotyzował mnie czy co? - zdziwił się w myślach.
Dziadek kończył ściągać łachy. Z woreczka wyjął kawałek kości z wypalonym wzorkiem.
- Dzięki temu nie będą nas widzieć - powiedział, wieszając go na klamce okna.
- Co ty bredzisz!? - chłopak zapomniał na moment, że rozmawia z szamanem, który w dodatku nawiał ze szpitala dla świrów.
Stary wymruczał coś pod nosem. W ostatniej chwili. Drzwi wyleciały z futryny jak na filmie. Gliniarze wpadli do środka, z bronią gotową do strzału. Za nimi wszedł ksiądz. Radek uniósł ręce do góry.
No, teraz wpadłem na całego. Nijak się już nie wypłaczę, pomyślał z żalem i złością zarazem.
- Nikogo - zameldował duchownemu najwyższy antyterrorysta.
- Dziwne. - Ksiądz rozejrzał się podejrzliwie. - Powinien tu być chociaż ten chłopak. Zaraz, zaraz. - Leżące na podłodze ubranie przykuło jego uwagę. - Pilnujcie drzwi - rozkazał.
Licealista wytrzeszczył oczy. Nie widzieli go? Czyżby magia dziadka działała!? E, niemożliwe. Aby ostatecznie się upewnić, wykonał kilka gestów, które wkurzyłyby najtwardszego glinę. Nawet nie drgnęli.
Dwaj pielęgniarze zabarykadowali przejście własnymi ciałami. Księżulo zaczął uważnie badać kąty. Wyjął z kieszeni małe kropidło i jakby od niechcenia chlapnął na krowią czaszkę. Ciecz momentalnie wypaliła w kości dziury. Co on tam miał!? Radkowi przypomniało się czytane kiedyś opowiadanie, w którym demona potraktowano wiadrem święconego kwasu azotowego... Tymczasem ksiądz dotarł do okna, dłuższą chwilę kontemplował wiszący na klamce amulet, a potem znowu chlapnął. Czar, czy co to było, prysł.
Policjanci najwyraźniej dopiero w tym momencie zobaczyli chłopaka. Opuścił ręce, zasłaniając ptaszka. Rozejrzał się za dziadkiem, ale jego już nie było.
Wskoczył do dziury w podłodze czy co? Zostawił mnie... - pomyślał z żalem. No i jestem tu sam, wydany na pastwę wrogów. W dodatku goły.
- Przeczytaj mu jego prawa - warknął duchowny.
Radek mimo woli uśmiechnął się lekko,tyle razy widział to na filmie. Powiedzą, że ma prawo do adwokata, zapuszkują na noc w celi, przesłuchają, a rano pewnie wypuszczą. Bo i co mogą mu zrobić? Nie złamał żadnego paragrafu. No, goły jest, ale nie w miejscu publicznym, tylko u siebie w domu. Ma prawo. Poza tym to wolny kraj, każdy może wierzyć, w co mu się podoba, a nawet odprawiać dowolne rytuały.
Antyterrorysta wyciągnął z kieszeni pomięty papier.
- Masz obowiązek szczerze odpowiedzieć na wszystkie pytania inkwizytora - odczytał. - Wszystko, co powiesz, i to, co zataisz, zostanie z całą surowością użyte przeciw tobie, ale mimo to zachowasz prawo spowiedzi, rozgrzeszenia, pokuty i pociechy religijnej przed wydaniem twojego ciała i duszy na oczyszczający płomień stosu.
Radek wrzasnął, w panice rzucając się do okna. Dopiero gdy przesadził parapet, uświadomił sobie, że już nie mieszka na wsi... I że tu domy są wyższe... Leciał z szóstego piętra głową w dół. W powietrzu wirowały kawałki szyb i drewniane elementy. Bruk zbliżał się nieubłaganie, ale tak nieznośnie wolno. Żadnych krzaczków. Tylko kostka z twardego granitu.
Читать дальше