Spojrzał na mnie znad okularów. Oczy miał jak dwie lufy karabinowe.
- Zna się pan na tym?
- Tyle o ile. Interesuję się nieco sztuką Dalekiego Wschodu. Trochę kolekcjonuję, szukam po różnych targach staroci.
- Niech mi pan powie: to rzadkie?
Zamyśliłem się na chwilę.
- U nas bardzo - przyznałem. - Na Zachodzie wyroby chińskiej sztuki złotniczej trafiają się częściej. Kupiłem go, bo prawdopodobnie nigdy w życiu nie trafi mi się nic podobnej klasy.
- Czy mogą istnieć dwa takie smoki?
Czułem, że szuka na mnie haka, lecz zdecydowałem się odpowiadać szczerze i zgodnie z prawdą.
- Teoretycznie tak, ale jest bardzo mało prawdopodobne, by dwie identyczne broszki wypłynęły niemal jednocześnie w Warszawie. Myślę, że to ten sam egzemplarz, skradziony tamtej pani...
- To już wiemy - uciął. - Gdzie nabył pan to cacko?
- Przecież podałem wczoraj adres? - zdziwiłem się.
- Tak go zapisali, analfabeci wtórni, że nie odczytałem - burknął, pokazując kartkę z jakimiś bazgrołami, zapewne wczorajszą notatkę służbową policjantów, którzy mnie przesłuchiwali.
Podałem adres raz jeszcze.
- I dowód zakupu przepadł? - indagował dalej policjant.
- Tyle z niego zostało. - Wyjąłem z kieszeni przezroczysty woreczek ze strzępkami papieru.
- Jaaasne - mruknął. - Nawet laboratorium nic z tej sieczki nie złoży. Ile to jest warte? - Potrząsnął zdjęciem.
- Zapłaciłem cztery tysiące osiemset - wyjaśniłem.
- O kuźwa - warknął z zawiścią.
- Ale przypuszczalnie dowolny kolekcjoner na Zachodzie dałby od ręki dwa, trzy razy tyle - uzupełniłem.
- Płacił pan kartą? - Funkcjonariusz spojrzał na mnie z uwagą.
- Oczywiście. Przecież nikt normalny nie nosi takiej sumy przy sobie.
Spojrzał na mnie z politowaniem i pokiwał głową.
- I sądzi pan, że niepotrzebny już panu kwit, skoro bank potwierdzi, gdzie dokonał pan zakupu?
- No tak - przyznałem. - Jutro wezmę wyciąg z konta... - Odetchnąłem z ulgą i odprężyłem się.
- Tylko że na wyciągu nie będzie napisane, czy kupił pan broszkę, czy sznur korali. - Spojrzał na mnie z błyskiem w oku. - Więc takie alibi na wiele się nie zda. Jest pan wolny. Powinniśmy zapuszkować pana na czterdzieści osiem godzin, póki sąd nie wyda nakazu aresztowania, ale jak na złość cele przepełnione. Zmiataj pan, do jutra.
*
Przekręciłem klucz w zamku mojego mieszkania. Ze zdumieniem stwierdziłem, że za drzwiami panuje ciemność. Było cicho, tylko krople deszczu biły o szyby. Przecież Anita powinna już być w domu. Zapaliłem światło w przedpokoju. Pusto... Na szafce pod lustrem leżała kartka:
Wybacz, wydarzenia wczorajszego wieczoru przepełniły czarę goryczy. Nie mam siły dłużej wysłuchiwać Twoich kłamstw. Odchodzę. Nie proś mnie, żebym wróciła. Pięć lat temu dałam Ci ostatnią szansę. Zaprzepaściłeś ją - Twoja sprawa. Zabrałam większość swoich rzeczy. Po resztę przyślę kogoś później. Nie próbuj się ze mną kontaktować.
Anita
Stałem bez ruchu, wpatrując się w tekst. Po twarzy popłynęły mi łzy. W końcu nogi odmówiły posłuszeństwa.
Oparty o ścianę, osunąłem się na podłogę. Łkając, odłożyłem na list kupioną przy dworcu różę.
*
- O, do licha. - Sprzedawca spostrzegł policjanta w drzwiach antykwariatu. - Coś się stało?
- No właśnie. - Stróż prawa kiwnął głową. - Prowadzę dochodzenie w pewnej sprawie.
- Czym mogę służyć? - Antykwariusz wskazał krzesło.
- Czy zna pan tego człowieka? - Podał mu fotografię. Staruszek przez chwilę studiował ją uważnie.
- No, osobiście to nie, ale bywa u mnie od czasu do czasu. Interesuje się sztuką Dalekiego Wschodu, czasem kupi jakiś drobiazg. Gust to on ma...
- Ostatnio zrobił u pana drobny zakup.
- Tak, złotą broszkę w kształcie smoka. Jak zgaduję, w tej sprawie pan przyszedł?
- Chciałbym wiedzieć, od kogo i kiedy kupił pan ten drobiazg. Niestety, wedle naszych ustaleń pochodzi on z włamania, które miało miejsce w ubiegłym roku. - Policjant położył przed nim zdjęcie broszki.
Sprzedawca pobladł lekko.
- Oczywiście, zaraz sprawdzę. - Podreptał do masywnego sejfu, w którym prawdopodobnie przechowywał dokumentację. - Z tego, co pamiętam, poszła za cztery tysiące dziewięćset złotych?
- Świadek zeznał, że cztery osiemset.
- Oczywiście zwrócę mu natychmiast całą kwotę, reputacja firmy i honor są dla mnie najważniejsze. Nie mam tyle gotówki w kasie, ale proszę mu przekazać, że jeśli poda mi numer konta, zaraz zrobię przelew...
Wyciągnął księgę buchalteryjną i przez chwilę ja kartkował.
- U mnie jak w przedwojennej aptece: wszystko musi być zanotowane - zażartował smutno. - O, proszę, tu są dane sprzedawcy, spisałem go z dowodu.
- Dużo nam to nie da, jeśli przedstawił fałszywy - westchnął policjant.
- A może po fotografii da się go zidentyfikować?
- Ba, a skąd ją wziąć?
Staruszek popatrzył na datę, a potem siadł do laptopa. Przez chwilę grzebał w jakichś plikach, po czym tryumfalnie odwrócił ekran w stronę funkcjonariusza. Dziwnie wyglądający typek w garniturze siedział w tym samym miejscu co policjant teraz, a przed nim na ladzie leżał drobiazg, w którym bez trudu dało się rozpoznać broszkę.
- Ukryta kamera - mruknął policjant. - Sprytne.
- Życie nauczyło - wyjaśnił antykwariusz. - Czasy takie parszywe, że nikomu nie można wierzyć...
*
Policjant zaklął, złożył parasol i wszedł do sklepu.
Za ladę siedział ciemnowłosy młody mężczyzna w skórzanej kurtce. Pośpiesznie upychał w szufladzie jakieś papierzyska.
- Czym możemy służyć? - zapytał, po czym podniósł wzrok. Gdy spostrzegł policjanta, jego twarz stężała. - Coś się stało?
- Owszem. - Stróż prawa kiwnął głową. - Prowadzę dochodzenie w pewnej sprawie, a ten koleś jest na razie głównym oskarżonym... - Rzucił fotografię na blat.
- Wygląda na niezłego gagatka. - Sprzedawca nie wykonał najmniejszego gestu, więc policjant sam przysunął sobie krzesło i rozsiadł się jak basza.
- Kupił tu podobno broszkę w kształcie smoka - powiedział.
- Możliwe. - Typek za ladą wzruszył ramionami. - Tyle towaru przechodzi nam przez ręce, że trudno wszystko spamiętać. Ma dowód zakupu?
- Tylko wyciąg z konta.
Podał mu wydruk. Sprzedawca wyciągnął z szuflady rolkę papieru od kasy fiskalnej i przez chwilę sprawdzał kolumny cyfr.
- No faktycznie, była taka transakcja - powiedział. - Ale jaki konkretnie przedmiot został sprzedany, tego nie wiem. Ruch w interesie jest spory. Zresztą z tego, co widzę, nie było mnie wtedy w pracy.
- Notujecie, co i od kogo kupiliście? - zapytał policjant.
- Nie ma takiej potrzeby, poza tym za dużo byłoby z tym roboty. Mamy stałych i zaufanych dostawców - ryzyko, że trafi nam się trefny towar, jest znikome.
- To bardzo charakterystyczna rzecz... Podał sprzedawcy wydruk zdjęcia.
- Może było coś takiego, a może nie. - Typek przymknął oczy. - Ale raczej nie. Chyba bym zapamiętał, choć biżuterii sprzedajemy tu na kilogramy...
*
Obudziłem się szczęśliwy i pełen nadziei. Sięgnąłem ramieniem, by przytulić żonę. Nagle dobry nastrój prysł. Wrócił koszmar wczorajszego wieczoru. Anity nie ma. Odeszła. Ech... Ten sen... taki realistyczny... Anita była w domu, rozmowa w antykwariacie wykazała, że jestem niewinny. Z przerażeniem spojrzałem na zegarek. Pół godziny! Nie zdążę!
Читать дальше