— Zawsze jest ktoś taki, Mogaba.
— Zabij ich. Z pewnością nie wahaliby się ani sekundy, gdyby chodziło o ciebie.
Duszołap podeszła bliżej do Córki Nocy, która nawet nie drgnęła od czasu, gdy straciła świadomość.
— Moja kochana, słodziutka siostrzenica na pewno nie zrobi mi nic złego. — Głos, który teraz wybrała, mógłby należeć do naiwnej czternastolatki, odpowiadającej na zarzut, że jej dwudziestopięcioletniego kochanka interesuje w niej tylko jedna rzecz. Potem roześmiała się z okrucieństwem i złośliwie kopnęła Córkę Nocy. — Pomyśl tylko o tym, suko, a upiekę cię i zjem, po kawałku. A mimo to zadbam, byś żyła dostatecznie długo, aby obserwować najpierw śmierć twojej matki.
Wielki Generał ani drgnął, nie poczynił też żadnej uwagi. Z jego twarzy nie sposób było nic wyczytać, nie było w stanie dokonać tego nawet bystre spojrzenie Duszołap. Jednak w głębi serca, które powoli ogarniała rozpacz, pojął, że znowu sprzymierzył się z istotą ostatecznie i nieprzewidywalnie szaloną. I znowu nie miał przed sobą żadnej innej możliwości, jak tylko trzymać się grzbietu tygrysa. Zauważył więc tylko:
— Być może powinniśmy jakoś zabezpieczyć nasze umysły przed wizytą Królowej Przerażenia i Mroku.
— Nie martw się tym, Generale. Jestem przecież profesjonalistką. — Tym razem mówiła tonem pełnej poczucia własnej wartości małej myszki na urzędzie. Zmienił się on szybko w konwersacyjny głos młodej kobiety świadomej własnej wartości, głos, który — jak podejrzewał Mogaba — mógł być przyrodzonym głosem Duszołap. Przypominał bowiem do złudzenia głos jej siostry, Pani. — Przez ostatni tydzień nie robiłam nic innego, jak tylko opatrywałam moje pęcherze i myślałam. Wymyśliłam cudowne nowe udręki, jakie mogłam zadać Czarnej Kompanii... ale teraz jest już zbyt późno, by ucieszyły me oczy. Czy nie zawsze wszystko tak się właśnie dzieje? Zawsze udaje ci się wymyślić najcelniejszą ripostę mniej więcej godzinę po tym, kiedy mogłaby jeszcze czemuś posłużyć. Jak przypuszczam, znajdę sobie innych wrogów, tak więc moje pomysły nie zmarnują się. Jednak większość czasu poświęciłam na zastanawianie się, jak ukraść część mocy Kiny. — Nie czuła śladu strachu przed otwartym wzywaniem imienia bogini. — To się da zrobić.
Córka Nocy poruszyła się lekko. Mięśnie jej ramion napięły się. Na krótką chwilę uniosła wzrok. Na jej twarzy odmalował się wyraz niepewności, wręcz zmartwienia.
Po raz pierwszy w życiu pozbawiono ją kontaktu z duchową matką. Trwało to już od kilku dni. Coś złego się działo. Działo się coś nieopisanie złego.
Duszołap zmierzyła wzrokiem Narayana Singha. Z tego starca nie będzie już więcej pożytku. Dostarczywszy go do Taglios, będzie tam mogła na nim wypróbować nowe męczarnie przed stosownie dobraną publicznością.
— Generale, jeśli wdam się w jedną z tych niekończących się dygresji myślowych, które tak często mnie trapią, chcę żebyś przywołał mnie do rzeczywistości i uświadomił stan spraw nie-cierpiących zwłoki. Najważniejsza jest budowa imperium. W wolnym czasie zaś — nowe dywany latające. Wiem dość o sekretach Wyjca, żeby sobie z tym poradzić. W ciągu ostatniego tygodnia uświadomiłam sobie, że nie potrafię odnaleźć w sobie choćby odrobiny upodobania do ćwiczeń fizycznych.
Duszołap znowu szturchnęła Córkę Nocy, potem usiadła na spróchniałej kłodzie i zzuła buty.
— Mogaba, nie mów nigdy nikomu, że widziałeś, jak największa czarownica świata przez czas jakiś kulała, bo nie umiała poradzić sobie z czymś równie banalnym co pęcherze na stopach.
Narayan Singh, który chrapał dotąd nieregularnymi spazmami, wstał nagle, wpił się w pręty swej klatki i z twarzą wykrzywioną przerażeniem, całkiem niemalże pobladłą, krzyknął:
— Woda śpi! — wydarł się. — Thi Kim! Thi Kim nadchodzi! — A potem znowu nieświadomy zapadł w odrętwienie, chociaż jego ciałem wciąż targały niekontrolowane drgawki.
Duszołap warknęła cicho:
— Woda śpi? Jeszcze zobaczymy, na co stać umarłych. — Przecież wszyscy już odeszli. Teraz ten świat należał już tylko do niej. — Co jeszcze powiedział?
— Coś, co brzmiało niczym imię Nyueng Bao.
— Mhm. Ale to nie było imię. To było coś o śmierci. Albo o morderstwie. Thi Kim. Nadchodzi. Hm. Może to jakiś pseudonim? Wędrowny morderca? Powinnam lepiej poznać ten język.
Zauważyła jeszcze, że Córką Nocy wstrząsają dreszcze bardziej jeszcze przemożne niż drgawki Narayana Singha.
Wiatr zawodzi i wyje, szarpiąc szponami lodu. Tłucze się z wściekłością o mury bezimiennej fortecy, do której jednak tej nocy ani gromy, ani burza nie mają wstępu. Istota siedząca na drewnianym tronie jest odprężona. I będzie tak wygodnie odpoczywać przez noc trwającą lata całe, noc pierwszą w długim tysiącleciu. Srebrne sztylety nie stanowią już powodów do niepokoju.
Shivetya śpi i śni sny o końcu nieśmiertelności.
Wściekłość zgrzyta pośród kamiennych kolumn. Cienie umykają. Cienie kryją się. Cienie tulą się do siebie w przerażeniu.
Nieśmiertelność jest zagrożona.