Kiedy się później nad tym zastanawiałam, nie bardzo potrafiłam pojąć, skąd brały się te próżne oczekiwania.
Tobo zaczął udawać, że jest ptakiem. Eksperymentując, odkrył, że dzięki ruchom ramion może wpływać nieco na tor swego lotu, wznosić się lub opadać, przyspieszać lub trochę zwalniać. Nawet na moment nie zamykała mu się buzia, kolejne chwile przynosiły następujące po sobie wybuchy zachwytu i ponaglenia, abyśmy my również dzielili z nim tę radość, ponieważ z pewnością żadne z nas już nigdy nie będzie miało drugiej szansy na przeżycie podobnej przygody.
— Mądrość płynąca z ust dzieci — oznajmił Doj. Potem zwymiotował.
Obaj mieli rację.
95
Nasz lot dobiegł końca w miejscu, gdzie pozostała część oddziału rozbiła obóz, a więc w ostatnim kręgu przed stanowiącą nasz cel bramą na wiodącej ku południowemu zachodowi drodze. Lot zdecydowanie pozwalał na rozwinięcie lepszego tempa. Wyprzedziliśmy białą wronę i przybyliśmy na miejsce po dwóch godzinach od chwili, gdy nasze stopy utraciły kontakt z solidnym kamieniem posadzki. Warto było mieć takiego przyjaciela jak ten demoniczny facet.
Próbowałam dostrzec, co znajduje się za krawędzią równiny, ale było zbyt ciemno. W oddali zauważyłam słabo migoczące światełko, może było ich kilka. Trudno jednoznacznie stwierdzić.
Na ziemię opadliśmy stopami do przodu, najwyraźniej niewrażliwi na zakusy cieni. Wyczułam, jak kilka z nich mija nas, żaden jednak nie zdradził ochoty podejścia bliżej. Co sprawiło, że jeszcze bardziej podziwiałam moc Shivetyi, ponieważ te istoty naprawdę nie były niczym więcej, jak tylko kłębkami nienawiści i żądzy mordu.
Przelecieliśmy przez górną część osłony chroniącej naszych braci, nie powodując w niej żadnych szkód. Cały oddział z kompletnym niedowierzaniem obserwował nasz przylot. Tobo jakimś sposobem nadał swojemu torowi lotu taki kierunek, że zmierzał wprost w stronę swojej matki, a zanim dotknął stopami ziemi, zdołał jeszcze wykonać salto. Nie mogę powiedzieć, abym dosłownie padła na ziemię i ucałowała ją, jednak byłam zadowolona z zakończenia próby, na jaką mnie wystawiono. Bracia Singh zaraz ruszyli na poszukiwanie swej rodziny. Podobnie uczynił Doj, który nie zwracając uwagi na Sahrę, podbiegł do Goty. Ta nie była w szczególnie dobrym nastroju — prawdopodobnie dokuczał jej reumatyzm. O stanie pozostałych nie potrafiłam nic powiedzieć w słabym świetle odmieniającego się księżyca. Gota po prostu ani nie skarżyła się, ani niczego nie krytykowała.
Łabędź dołączył do mnie.
Rzekołaz, gdy tylko zdołał się przekonać, że może bezpiecznie otworzyć oczy, zaczął miotać się dookoła, wtrącając we wszystko, co robili inni, zdecydowany każdemu człowiekowi i każdemu działaniu narzucić zasady, jakie akurat wpadły mu do głowy. Zmarszczyłam brwi, pokręciłam głową, ale postanowiłam nie ingerować. Wszyscy potrzebowaliśmy jakichś rytuałów, aby dojść do siebie.
— Sahra — zapytałam. — Co z nimi? — Miałam na myśli tych, których wydobyliśmy z jaskiń, ponieważ przyszło mi do głowy, że zachowanie Goty pozwala podejrzewać najgorsze, ale nie sprecyzowałam swych obaw, ponieważ nie chciałam słyszeć ich potwierdzenia.
Sahra nie była nastrojona szczególnie przyjaźnie. Widząc swoje dziecko krążące po niebie, postanowiła mnie obciążyć całą winą. Mniejsza już o to, że Tobo wylądował bezpiecznie i nie przestawał zachwycać się niedawnymi przeżyciami.
Nawet nie przyszło mu do głowy, jakie konsekwencje dla ciała może mieć upadek z dużej wysokości. Z pewnością jednak Sahra o tym pomyślała.
— W stanie Uwięzionych nie nastąpiły żadne zmiany. Jednooki popadł w najczarniejszą rozpacz, kiedy usłyszał o Goblinie, i od tego czasu nie odezwał się ani słowem. Matka nie jest do końca pewna, czy to są objawy wycofania emocjonalnego, czy też kolejnego ataku. Najbardziej martwi ją, że są to symptomy utraty chęci do życia.
— Z kim będzie się kłócił? — Nie chciałam bagatelizować sprawy, chociaż tak właśnie to zabrzmiało.
Sahra na moment najeżyła się, jednak nic nie powiedziała.
— Matka może okazać się pomocna.
— Oraz to, co zbliża ich do siebie. — Nie wspomniałam, że obawiam się, iż Gota również może wkrótce nas opuścić. Trollica musiała mieć obecnie koło osiemdziesiątki. — Pójdę z nim pogadać.
— Śpi. To może zaczekać.
— A więc rano. Wciąż mamy kontakt z Murgenem?
Światła było dosyć, abym mogła zobaczyć gniew malujący się na obliczu Sahry. Być może miała rację. Ledwie od dwóch minut dotykałam pewnie stopami ziemi, a już chciałam wykorzystać jej męża. Jednak znowu udało jej się opanować. Przecież od tak dawna już pracowałyśmy razem i z początku ona była znacznie silniejsza, a ja tylko czasami przejmowałam dowodzenie. I zawsze udawało nam się uniknąć ostrych słów, ponieważ wiedziałyśmy, dokąd zmierzamy, oraz że musimy współpracować, aby nasz cel osiągnąć. Ostatnio wszakże ja zdecydowanie wydawałam rozkazy, chociaż nic nie stało na przeszkodzie, by i ona to robiła, kiedy tylko okoliczności będą stosowne.
Tylko że ona właśnie zrealizowała swój cel, nieprawdaż? Wydobyła Murgena spod ziemi. Gdy on dojdzie do siebie i przejmie dawne obowiązki, Sahra nie będzie musiała odgrywać narzuconej sobie roli. Chyba że Murgen nie okaże się takim mężczyzną, jakiego w nim widziała. Wówczas dalej jakoś będzie musiała sobie radzić z byciem nową Sahrą.
Nie miałam wątpliwości, że teraz ta kwestia męczy ją bardziej niźli kiedykolwiek dotąd. Ani ona, ani Murgen nie byli już tacy sami jak niegdyś. Żadne z nas nie było takie samo. Czekały nas więc trudności, jakie zawsze towarzyszą adaptacji, może nawet bardzo poważne trudności.
Przewidywałam wielkie problemy z Panią i Kapitanem.
Sahra powiedziała:
— Zrobiłam wszystko, co mogłam, aby projektor mgły dalej działał, jednak od czasu opuszczenia fortecy nie potrafię nawiązać kontaktu z Murgenem. Najwyraźniej nie ma już ochoty więcej opuszczać ciała. A ja nie potrafię zmienić tego stanu rzeczy. — Zatem bała się też, że operacja ratunkowa może okazać się pomyłką, że wyrządziliśmy Murgenów! krzywdę, zamiast go ratować. Z nadzieją, trochę weselszym tonem, dodała: — Może Tobo będzie potrafił pomóc.
Ciekawe, gdzie się podziała twarda, skoncentrowana, pełna poświęcenia Sahra, która niegdyś była Minh Subredil. Spróbowałam do niej właśnie przemówić:
— Z Murgenem będzie wszystko dobrze. — Shivetya przekazał mi wiedzę potrzebną do reanimowania Uwięzionych. — Ale zanim go obudzimy, musimy wydostać go z równiny. Podobnie ma się rzecz z pozostałymi.
Rzekołaz wrócił ze swego obchodu.
— Demoniczne jedzenie kończy się, Śpioszka. Wystarczy na wydostanie się z równiny i może jeszcze kilka posiłków, ale potem będziemy zdani na siebie. Albo szybko zdobędziemy coś od tubylców, albo będziemy musieli jeść psy i konie.
— Aha, dobra. Wiedzieliśmy, że tak będzie. I tak poszło lepiej, niż oczekiwaliśmy. Czy ktoś pomyślał, żeby ukraść coś cennego z miejsca, w którym byliśmy?
Ta uwaga ściągnęła na mnie szereg pozbawionych wyrazu spojrzeń. Wtedy zrozumiałam, że zapewne nikt inny nie zdawał sobie sprawy z istnienia skarbów, jakie odkryłam, ścigając Tobo aż do głębin ziemi. Chłopak pewnie rozgadałby wszystkim, gdyby to zapamiętał. Usta i tak nie zamykały mu się nawet na chwilę.
Читать дальше