Nawet wspomnienie losu, jaki spotkał jego przyjaciela, nie rozproszyło do końca dobrego nastroju.
Zrozumiałam, co próbował przekazać, mimo iż sama nie miałam nigdy jedynego przyjaciela, z którym mogłabym dzielić rzadkie świetliste chwile dzieciństwa. W ogóle nie miałam dzieciństwa. Teraz jednak również czułam się świetnie. Zapytałam:
— To... co-to-tam-jest... to naprawdę niezły towar. Są jakieś efekty uboczne?
— Śmiechawki prawie nie można opanować, kiedy już cię schwyci.
— Wobec tego nie zaczynajmy. Ho-ho! Czuję się tak, jakbym była w stanie spuścić baty dwakroć cięższemu ode mnie wilczemu stadu. Dlaczego nie ruszamy?
Nikt nie skorzystał z okazji, aby zauważyć, że gdybym chciała stłuc wilki dwakroć tyle w sumie ważące co ja, mogłoby się to skończyć na walce z tylną połową jednego z potworów. Iqbal i Popłoch wciąż śmiali się z jakiegoś żaru, który usłyszeli dawno temu.
— Chłopcy — powiedziałam, wskazując. — Tędy. Niczego nie dotykajcie. Ruszamy. Wracamy na górę.
Niech mnie licho, zaczynały mi się plątać po głowie jakieś głupie pomysły. I każdy sprawiał, że chciało mi się niepowstrzymanie chichotać. Rzekołaz zwrócił się do mnie:
— Przekonaliśmy się, że gdy śpiewamy, łatwiej jest skupić uwagę na wykonywanym zadaniu. — Szeroki uśmiech przeciął jego twarz. Zaczął nucić jedną z bardziej nieprzyzwoitych piosenek marszowych. Dotyczyła spraw, wokół których przez większość czasu najwyraźniej krążyły myśli wielu mężczyzn.
Zanuciłam z nimi i zmusiłam wszystkich do wymarszu.
Paskudnie śmierdzący dym zwęglonych książek wypełniał jaskinię. Na schodach wydawał się nawet gęstszy. Część dryfowała w dół.
Byłam pewna, że Kina nie może sobie jeszcze z niczego zdawać sprawy. Gdyby wiedziała, na pewno by coś przedsięwzięła. Ale przecież jej nieświadomość nie potrwa wiecznie.
Miałam nadzieję, że pokonamy już sporą część drogi, zanim dojdzie do siebie na tyle, by przyswoić sobie prawdę. Jej sny same w sobie były dość straszne.
94
Usadowiłam się wygodnie na wzniesieniu podłogi niedaleko klatki schodowej. Siedziałam przez jakiś czas, tępo zastanawiając się, dlaczego tunel pod klatkę schodową zaczęto kopać tak daleko od środka komnaty, właściwie na jej brzegu. Jednak nie bardzo potrafiłam skupić myśli na tej kwestii. Pojadłam znowu.
— Od tego żarcia można się uzależnić. — I to nie dlatego, że wywoływało głupkowate zadowolenie, ale ponieważ likwidowało ból i poczucie niewygody oraz tłumiło senność. Mogłam tak sobie siedzieć, wiedząc, że moje ciało osiągnęło granicę swych fizycznych możliwości, nie zmuszone równocześnie do znoszenia całego cierpienia związanego z tymże stanem. A mój umysł był szczególnie czujny i gotowy do pracy, ponieważ uwagi nie odwracały niedole ciała.
Łabędź przytaknął mruknięciem. Najwyraźniej jemu nie udzielał się w takim stopniu wesoły nastrój, który opanował nas wszystkich. Aczkolwiek, kiedy się nad tym zastanowiłam, doszłam do wniosku, że sama również specjalnie nie mam ochoty gwizdać i śpiewać.
Niemniej mój humor poprawił się, kiedy znowu trochę zjadłam.
Podczas jednego z przebłysków przytomności Rzekołaz zaproponował:
— Nie powinniśmy marnować czasu, Śpioszka. Reszta już pewnie w tej chwili pokonała kawałek drogi, ale spodziewają się, że wkrótce ich dogonisz ze sztandarem.
— Jeśli Tobo nic jeszcze nie powiedział, to mam do przekazania kilka złych wieści.
— Chłopak nic nie mówił o sztandarze. Być może po prostu nie dopuścili go do głosu. Wszyscy byli tak wstrząśnięci wiadomością o Goblinie i wymyślaniem sposobów, aby Jednooki się nie dowiedział...
— Goblin wbił Lancę w ciało Kiny. Wciąż tam jest. Znacie mnie. Wierzę bez reszty w mit Kompanii. Wierzę, że oprócz Kronik, był najważniejszym symbolem, jaki posiadaliśmy. Pochodził w końcu z Khatovaru. Stanowił łącznik między kolejnymi pokoleniami. Zrozumiem, jeśli ktoś będzie chciał po niego wrócić. Ale tym kimś nie będę ja. Przynajmniej nie w najbliższym dziesięcioleciu.
Znowu poczułam, jak przepełnia mnie pozytywne nastawienie. Wstałam. Łabędź pomógł mi przejść na wyższy poziom posadzki.
— Cześć!
Rzekołaz zachichotał.
— Zastanawiałem się, po jakim czasie to zauważysz.
Szczelina w posadzce nieomal zniknęła.
Podeszłam i przyjrzałam się bliżej. Wydawała się równie głęboka jak przedtem, ale teraz w najszerszym miejscu nie miała więcej jak stopę.
— Jak to się stało, że zaleczyła się tak szybko? — Musiałam przyjąć, że katalizatorem okazała się nasza obecność. Zerknęłam ponad szczeliną ku tronowi demona i zauważyłam spieszących w naszą stronę Tobo i Doja. Oczy Shivetyi były otwarte. Patrzył. — Wydawało mi się, że powiedziałeś, iż wszyscy odeszli.
— Sprawiło to trzęsienie. — Rzeka zignorował obecność Doja i Tobo.
Łabędź powiedział:
— To jest ostatnia nowość w dziedzinie remontu domów. Idźcie tam na dół jeszcze raz i dźgnijcie tego stwora, a może równina ozdrowieje całkowicie.
— Może maszyneria znowu zacznie funkcjonować — dodał Doj, który przybył akurat na czas, by słyszeć naszą rozmowę.
— Maszyneria?
Doj lekko podskoczył.
— Ta posadzka ma kształt wielkiego kręgu. Stanowi reprezentację całej równiny w skali jeden do osiemdziesięciu, z inkrustowaną pełną mapą dróg. Przemieszczała się na kamiennych łożyskach i była zdolna do obracania się, zanim ciekawość Tysiąca Głosów nie uszkodziła mechanizmu.
— Ciekawe. Jak rozumiem, twoja pogawędka z demonem okazuje się owocna.
Doj mruknął coś twierdząco.
— Ale idzie nieznośnie powoli. Na tym polegał największy problem. Na zrozumieniu, że proces komunikowania się musi przebiegać niezwykle wolno. Sądzę, że do procesów fizycznych również się to odnosi. To znaczy, że gdyby postanowił wstać — oczywiście pod warunkiem, że byłby w stanie — trwałoby to pewnie całe godziny. Wszelako rola Niezłomnego Strażnika nie wymaga szczególnej rączości. Z tego miejsca kontrolował całą równinę, wykorzystując mapy na posadzce i maszynerię.
Nigdy w życiu jeszcze nie widziałam Doja tak otwartego i ożywionego. Najwyraźniej połknął bakcyla wiedzy razem z jego najbliższym kuzynem, który każe neofitom natychmiast oświecać innych. W ogóle nie przypominał dawnego Doja. Ani też żadnego z Nyueng Bao, jakich zdarzyło mi się w życiu spotkać. Tylko Matkę Gotę i Tobo udało mi się kiedykolwiek złapać na poga-duszkach — a między sobą rozmawiali mniej niż Doj w szczególnie milczącym dniu. Ten zaś ciągnął dalej:
— Powiedział, że pierwotnie stworzono go, aby kierował maszynerią umożliwiającą podróżnym dotarcie na miejsce. W czasach, gdy równina stała się polem bitewnym wojen światów, pobudowano wokół niego fortecę, a każda epoka dziejów przynosiła mu nowe obowiązki. Śpioszka, ta istota jest prawie tak stara jak sam czas. Była naocznym świadkiem walki między Kiną a demonami, kiedy Panowie Światła starli się z Panami Ciemności. A nastąpiło to za czasów pierwszej wielkiej wojny światów, miało to miejsce na tej właśnie równinie, a żaden mit nawet w przybliżeniu nie relacjonuje tego, co się wówczas zdarzyło.
Читать дальше