Wymamrotał:
— Muszę być żywy. W przeciwnym razie tak by nie bolało. — W jego oczach rozbłysło przerażenie. — Wydostaliśmy się? Odpowiedziałam:
— Wydostajemy. Wciąż jeszcze mamy długą drogę do przejścia.
— Goblin nie żyje — powiedział Łabędź. — Usłyszałem od wrony, kiedy przyleciała na górę się posilić.
— Gdzie jest ten stwór?
— Na dole. Pilnuje.
Poczułam przeszywający dreszcz. Znowu muśnięcie paranoi. Między Panią a Kiną istniał związek już od czasu, gdy Narayan Singh i Kina wykorzystali ją w roli naczynia, w którym poczęta została Córka Nocy. Tym samym stworzyli połączenie, które Pani dodatkowo chytrze ugruntowała i uczyniła nierozrywalnym, aby tym sposobem w nieskończoność czerpać moc bogini.
— Wybacz mi, o Panie. Przegnaj te bezbożne myśli z mego serca.
Łabędź zapytał:
— Hę?
— Nic, to część niekończącego się dialogu miedzy mną a moim Bogiem. Suvrin! Kochanie. Jesteś gotów wykonać dla mnie kilka wymachów i podskoków?
Suvrin odpowiedział mi ponurym jak burza marsem na czole, do którego zdążyłam się już jednak przyzwyczaić.
— Walnij ją, Łabędź. W chwilach takich jak ta wesołość powinna być uznana za zbrodnię przeciwko prawom ziemi i niebios.
— Za chwilę tobie również zrobi się wesoło. Gdy tylko zrozumiesz, że wciąż jeszcze żyjesz.
— Uff! — Zabrałam się wraz z Łabędziem do budzenia Mistrza Santaraksity.
Skoro już udało mi się wstać, postanowiłam zrobić kilka prostych ćwiczeń na rozluźnienie.
— Ach. Dorabee — cicho oznajmił Santaraksita. — Przeżyliśmy razem kolejną przygodę.
— Bóg nam sprzyja.
— Wspaniale. Nie zniechęcaj go. Nie przypuszczam, aby bez boskiej pomocy udało mi się przeżyć następną.
— Przeżyjesz mnie, Sri.
— Niewykluczone. Zwłaszcza kiedy uda mi się ocalić życie z tej przygody i już nigdy więcej nie kusić losu.
— Sri?
— Postanowiłem. Już więcej nie chcę być poszukiwaczem przygód, Dorabee. Jestem na to zbyt stary. Nastał czas, aby znowu zamknąć się w bezpiecznym schronieniu biblioteki. To po prostu jest zbyt bolesne. Ała! Młody człowieku...
Łabędź wyszczerzył się.
Wcale nie był dużo młodszy od bibliotekarza.
— Wstawaj i ruszamy, staruszku. Jeżeli będziesz tak tu leżał, to ta przygoda, co ją znalazłeś w dole, złapie cię i zrobi ci krzywdę.
Ta możliwość wszystkim nam dostarczała bodźca.
Kiedy w końcu udało się nam wyruszyć, zajęłam miejsce na tyłach. Łabędź poganiał moich towarzyszy. Schwyciłam złoty kilof tak mocno, że aż kłykcie mnie rozbolały.
Goblin nie żył.
To wydawało się zupełnie niemożliwe.
Goblin był stałym elementem mego życia. Był niezniszczalny. Jak kamień węgielny. Bez Goblina nie będzie Czarnej Kompanii... Chyba oszalałaś, Śpioszka. Rodzina nie przestaje istnieć tylko dlatego, że jednego z jej członków, zupełnie niespodzianie, spotkał zły los. Życie nie skończy się pod nieobecność Goblina. Po prostu stanie się nieco cięższe. W tym momencie wydało mi się, że słyszę znowu szept Goblina: — „On jest przyszłością".
— Śpioszka. Obudź się.
— Co?
Łabędź odpowiedział:
— Jesteśmy w jaskini. Wy dwaj wspinacie się dalej. Później was dogonimy.
Suvrin już chciał o coś spytać. Pokręciłam głową, wskazałam palcem w górę.
— Idźcie. Już. I nie oglądajcie się za siebie. — Czekałam, póki nie zobaczyłam, że Suvrin naprawdę prowadzi Mistrza Santarak-sitę wokół spiętrzonych głazów, ku schodom. — Dogonimy was.
— Co to jest? — zapytał Łabędź. Przyłożył do ucha zwiniętą dłoń.
— Nic nie słyszę. Wzruszył ramionami.
— Teraz przestało. Gdzieś w górze schodów.
Weszliśmy do jaskini starożytnych. Jej cudowność całkowicie zadeptały hordy ciekawskich żołnierzy Kompanii. Byłam zdumiona, jak im się to udało, bez wyrządzenia poważniejszej krzywdy śpiącym. A wszystko wyglądało, jakby wspaniałe, delikatne sieci i kokony lodowe zostały porozrywane. Kilka stalaktytów spadło ze stropu.
— Jak to się stało? Łabędź zmarszczył brwi.
— Podczas trzęsienia ziemi.
— Trzęsienia ziemi? Jakiego trzęsienia ziemi?
— Ty nic nie... było trzęsienie, jak cholera. Nie powiem ci dokładnie, jak dawno. Pewnie jak wszyscy byliście na dole. Tutaj trudno wyczuć upływ czasu.
— Żartujesz. A, fe. — Odkryłam, skąd biała wrona czerpie całą swoją energię. Zrobiła sobie ucztę na ciele jednego z moich martwych braci.
Jakaś najbardziej niegodziwa część mnie samej zaczęła igrać z myślą, żeby pójść za jej przykładem. Inna część zastanawiała się, co będzie, jeśli Konował się dowie. Ten facet miał prawdziwą obsesję na punkcie świętości Kompanijnego braterstwa.
— Nigdy się nie dowiesz, do czego jesteś zdolna, póki nie staniesz oko w oko z bykiem na arenie, co?
— Co?
— Przysłowie z rodzinnych stron. Oznacza, że kiedy naprawdę trzeba stawić czoło rzeczywistości, wszystko wygląda inaczej niźli podczas przygotowań. Tak naprawdę nigdy nie wiesz, co zrobisz, póki nie znajdziesz się w danej sytuacji.
Minęłam pozostałych Uwięzionych i ani razu nie musiałam patrzeć w niczyje otwarte oczy. Zastanawiałam się przez moment, czy mogą mnie usłyszeć. Na wszelki wypadek powiedziałam im parę słów pocieszenia, które wszakże nawet w moich uszach brzmiały słabo. Tymczasem jaskinia zaczęła się kurczyć. Kiedy nadszedł czas, zaczęłam się czołgać. Powiedziałam do Łabędzia:
— Chyba jednak lepiej, że mimo wszystko poszedłeś ze mną. Zaczynam mieć lekkie ataki nudności.
— Słyszałaś?
Nasłuchiwałam. Tym razem rzeczywiście coś usłyszałam.
— Brzmi, jakby ktoś śpiewał. Piosenkę marszową? Coś pełnego różnych „jo-ho-ho". Co za diabeł?
— Tutaj na dole? Krasnoludy też tu są?
— Krasnoludy?
— Istoty mityczne. Przypominające niewysokich ludzi z długimi brodami, właściwie stale w złym humorze. Żyją pod ziemią,
jak nagowie, tylko mają rzekomo być świetne w górnictwie i metalurgii. Jeśli kiedykolwiek istniały, wymarły dawno temu.
Śpiew stawał się coraz głośniejszy
— Zróbmy, co mamy do zrobienia, póki nam kto nie przeszkodzi.
92
Pesymistka we mnie była pewna, że nie uda się nam załatwić tej sprawy. Jeśli już nic innego nie stanie na przeszkodzie, to z pewnością trzęsienie, o którym Łabędź napomykał, w jakiś sposób odcięło komnatę bezbożnych ksiąg od reszty świata. A jeśli wejście do komnaty jednak nie zostało odcięte, wówczas z pewnością wpakuję się prosto w jedyną pułapkę, którą Goblin przeoczył. A jeśli Goblin nie przeoczył żadnych pułapek, wówczas okaże się, że kilof wcale nie jest kluczem wyposażonym w moc ochronną, ale zapalnikiem wyzwalającym tysiąc ukrytych czarów chroniących księgi.
— Śpioszka, wiesz, że mówisz do siebie, kiedy zaczynasz się czymś martwić?
Читать дальше