— Oto stoimy twarzą w twarz z wielką manipulatorką, która od dwudziestu pięciu lat wtrąca się w nasze sprawy. Jest bardzo powolna, ale równocześnie znacznie bardziej niebezpieczna niż wszystko, co napotkaliśmy dotąd.
— Wiem o tym. — Jednak czułam tylko uniesienie. Duch we mnie gorzał. Wszystkie moje ukryte wątpliwości, od tak dawna już tłumione, teraz wydawały się trywialne, wręcz głupie. Ta śliczna istotka nie była bogiem. Nie w taki sposób jak mój Bóg jest Bogiem. Wybacz mi moją słabość i me wątpliwości, O Panie Zastępów. Ciemność jest wszędzie i mieszka w nas wszystkich. Odpuść mi więc teraz, gdy bije godzina mej śmierci.
W Łaskawości Swej jest On Niby Ziemia.
Schwyciłam Tobo za ramię i siłą podniosłam. Trzymałam go równie mocno jak sztandar. Nie miał ochoty łatwo ulec. Zdezorientowany, nie walczył jednak, kiedy odciągnęłam go od śpiącej postaci.
Odwróciłam oczy. Była zaiste pięknem wcielonym. Spojrzeć na nią, znaczyło ją pokochać. A pokochać, znaczyło poddać się bez reszty jej woli, zatracić w niej. O Panie Godzin, wejrzyj na mnie i ustrzeż w obecności pomiotu Al-Shiel.
— Tobo, daj mi kilof. — Próbowałam nie myśleć o tym, do czego mogę wykorzystać to diabelskie narzędzie. Z tak bliska Kina mogła wyrwać mi tę myśl z głowy.
Poruszając się wolno, Tobo wyjął kilof spod koszuli i podał mi.
— Mam! — powiedziałam Goblinowi.
— A więc idźcie już!
Kiedy już zaczęłam się wycofywać, na oświetloną przestrzeń wypadli Suvrin i Santaraksita, ciężko dysząc. Obaj zamarli, patrząc na Kinę. Zdjęty nieco trwogą, Suvrin oznajmił:
— Cholera! Ona jest wspaniała!
W oczach Mistrza Santaraksity wyraźnie odbijały się wewnętrzne zmagania.
Suvrin ruszył naprzód. Ślinił się. Tępym końcem kilofa uderzyłam go w to czułe miejsce na łokciu. Nie tylko przyciągnęłam jego uwagę, ale również wytrąciłam go z zauroczenia Kiną.
— Matka Kłamców — powiedziałam mu. — Pani Złudzeń. Odwróć się. Wyprowadź stąd chłopaka. Zaprowadź go do matki. Sri, nie zmuszaj mnie, żebym tobie również zrobiła krzywdę.
Z ust śpiącej kobiety wydobyło się coś jakby pasmo mgły i zawisło ponad nami. Na chwilę przybrało kształt z grubsza przypominający człowieka, przywodząc mi na myśl efryty, nieszczęsne duchy pomordowanych. Miliony takich diabłów mogły czekać na jeden tylko gest Kiny.
— Uciekajcie, do cholery! — powiedział Goblin.
— Uciekajcie — powtórzyła biała wrona.
Nie uciekłam. Schwyciłam Santaraksitę i zaczęłam go wlec.
Goblin mówił coś do siebie o tym, że żałuje, iż nie miał na tyle zdrowego rozsądku, by ukraść włócznię Jednookiego, jeśli już musiał się pakować w takie coś.
— Goblin! — Rzuciłam w jego stronę drzewcem sztandaru. Zupełnie niezamierzenie kij upadł, odbił się od posadzki, podskoczył kilkakrotnie, a potem pochylił i wsunął prosto w wyciągniętą dłoń małego czarodzieja. Odwrócił się, a iluzje otaczające Kinę zniknęły.
90
Nawet jeśli Kina kiedyś była człowiekiem, jeśli któraś z niezliczonych odmian jej mitu rzeczywiście zawierała w sobie choć ziarno prawdy, to mnóstwo pracy włożono później w uczynienie jej paskudną.
Ona jest Matką Kłamców, Śpioszka. Matką Kłamców. Ta wielka, odrażająca postać z krostami, z których niczym ropa wypływają niemowlęce czaszki, w równym stopniu może być prawdziwym wcieleniem Kiny co śpiąca piękność.
Odór zastarzałej śmierci stał się nie do zniesienia.
Patrzyłam na ciało, spoczywające teraz na lodowej podłodze. Miała ciemną, purpurowo-czarną skórę tancerki śmierci z moich snów, ale Shivetya przy niej wydawał się mały. Jej ciało było nagie. Wrażeniu wywieranemu przez idealne kobiece proporcje przeczyły tysiące blizn znaczących skórę. Nie poruszała się, nawet nie oddychała.
Kolejna smużka mgły uniosła się z wielkiego nozdrza.
— Zwiewajcie stąd! — wrzasnął Goblin. Znienacka skoczył gdzieś w prawą stronę, Lanca Namiętności uderzyła w cel, którego nie byłam w stanie dostrzec. Grot Lancy zapłonął, pokryły go niebieskie płomyki jak od zapalonego alkoholu.
Przerażający, niesamowity krzyk wdarł się w mój umysł. Suvrin i Mistrz Santaraksita jęknęli jak jeden mąż. Tobo pisnął. A z dzioba białej wrony wydobył się stek zupełnie nie powiązanych ze sobą obscenicznych słów. Pewna jestem, że też musiałam mieć swój udział w tym chórze. Kiedy, ponaglając, kopałam i popychałam pozostałych, zdałam sobie sprawę, że gardło mam całe obolałe.
Goblin zakręcił się w lewą stronę, pchnął grotem Lancy w pasmo mgły, które dokładnie przed momentem opuściło nozdrze Kiny.
I znowu bladoniebieskie światło spowiło grot Lancy. Tym razem, zanim zniknęło, objęło również dobrą stopę drzewca. A na ostrych krawędziach grotu zalśniły maźnięcia ciemnorubinowej poświaty.
Kolejne pasmo esencji wydostało się z nosa Kiny.
Wejścia do komnaty już nie skrywała mgła ani mrok. Kina całą swą uwagę musiała skupić w innym miejscu. Suvrin i San-taraksita ruszyli po schodach, marnując oddech na paplaninę o tym, co właśnie przeżyli. Uderzyłam głową w Tobo z całą siłą, na jaką było mnie jeszcze stać.
— Wynosimy się stąd!
Kiedy otworzył usta, aby zaprotestować, uderzyłam go znowu. Nie chciałam słuchać jego wyjaśnień. Niczego nie chciałam słuchać. Nawet boskiego objawienia. To mogło poczekać.
— Goblin! Zabieraj stamtąd swoją smutną dupę. Już nas tu nie ma.
Trzecie pasmo przebił grot Lancy. Tym razem ogień wspiął się dwa jardy po drzewcu, chociaż z pozoru nie wyrządził drewnu żadnych szkód. Jednakże tym razem grot tak się rozgrzał, że na styku trzonu zaczęło dymić.
Goblin zaczął się wycofywać, ale kolejne pasmo dymu uniosło się w powietrze i podryfowało szybciej, niźli on się poruszał, blokując wejście na schody. Kilkakrotnie próbował je przebić, jednak za każdym razem odsuwało się poza zasięg broni. Wciąż odcinało jedyną drogę ucieczki.
Nie jestem żadną czarownicą. I choć całe życie spędziłam w bezpośredniej bliskości czarodziejów, wiedźm i kogo tam jeszcze, nie mam pojęcia, jak funkcjonuje ich umysł, kiedy oddają się swej profesji. Tak więc, nigdy dowiem się na pewno, jaki proces myślowy doprowadził Goblina do jego decyzji. Ale ponieważ znałam go przez większość mojego życia, musiałam wyciągnąć wniosek, że zrobił to, co zrobił, ponieważ wierzył, że jest to najlepsza rzecz, jaką zrobić można.
Ponieważ nie potrafił dać sobie rady z nawleczeniem mglistej istoty na Lancę, a równocześnie zauważył, że pojawiła się następna, oskrzydlając go z drugiej strony, mały człowieczek o żabiej twarzyczce po prostu odwrócił się, opuścił grot Lancy i ruszył w kierunku Kiny. Wydał z siebie gromki, pełen wściekłości okrzyk i wbił broń przez mięsień ramienia prosto w klatkę piersiową poniżej jej prawej piersi. Na moment przedtem, nim grot wszedł w ciało, jedna ze smużek dymu ustawiła się tak, by zablokować cios. Grot Lancy płonął, wbijając się w demoniczne cielsko.
Atak drugiej widmowej istoty zmienił Goblina w żywą pochodnię.
Ale przez wrzask bólu wciąż można było słyszeć słowa nakazujące się nam wynosić. Goblin dalej napierał na Lancę, zagłębiając ją coraz bardziej w ciało Kiny, zapewne kierowany jakąś szaleńczą, dziką nadzieją przebicia jej czarnego serca.
Читать дальше