— Założę się z tobą o coś, Księżniczko. Założę się, że już wspominana jesteś jako matka złotego wieku. — To z pewnością rozsądne proroctwo. Przeszłość zawsze wygląda dobrze tam, gdzie teraźniejszość jest stężałą niedolą. — Nawet jeśli Protektorka nie dotarła jeszcze do stolicy. Kiedy już osiedlimy się, zadaniem pierwszej misji, jaką wyprawię z powrotem, będzie zaniesienie Taglios wiadomości, że ty i twój brat żyjecie, jesteście naprawdę wściekli i wracacie.
— Wszyscy chyba śnicie — odrzekła Radisha.
— Nie chcesz wrócić?
— Czy pamiętasz obelgi, jakimi dręczyłaś mnie każdego dnia? Rajadharma?
— Jasne.
— To, czego ja chcę, nie ma znaczenia. To, czego mógłby zechcieć mój brat, jest również nieważne. On miał swoje przygody. Teraz ja będę miała moje. Rajadharma ogranicza nas mocniej, niźli zdolne byłyby najcięższe okowy. Rajadharma będzie wzywać nas z powrotem przez niezliczone mile, póki wciąż jeszcze będziemy oddychać, przez wszystkie niemożliwe miejsca, przez wszystkie śmiertelne niebezpieczeństwa i nieprawdopodobne byty. Ty nieustannie przypominałaś mi o moich zobowiązaniach. Być może dzięki temu udało ci się stworzyć potwora zdolnego do walki z tą, która mnie pozbawiła władzy. Rajadharma stała się moją wadą, Śpioszka. Stała się moim irracjonalnym przymusem. Dalej idę za tobą tylko dlatego, że rozum nalega, a mimo iż w ten sposób z każdą chwilą oddalam się od Taglios, wiem, że jest to wszak najkrótsza droga ku memu przeznaczeniu.
— Pomogę ci, jak tylko będę mogła. — Jednak nie poświęcę Kompanii. Wciąż musiałam obudzić Kapitana i Porucznika, i musiałam spojrzeć im w oczy. Ruszyłam dalej ku przodowi kolumny. Pragnęłam jeszcze raz zobaczyć się z Mistrzem Santaraksitą, na jakąś chwilę zatracić się w grze intelektualnych spekulacji. Ostatnimi czasy horyzonty myślowe bibliotekarza znacznie się poszerzyły.
— Spioszka...
— Radisha?
— Czy Czarna Kompania uznaje swą zemstę za dostateczną? Zabraliśmy jej wszystko prócz miłości ludu. A nie była złą kobietą.
— W moich oczach do odkupienia brakuje jeszcze jednego drobnego gestu. Chcę, żebyś przeprosiła Kapitana, gdy tylko dojdzie do siebie na tyle, by wiedzieć, co się dzieje.
Zobaczyłam, jak jej usta się zacisnęły. Ona i jej brat nie uważali się za niewolników wymogów własnej pozycji bądź kasty, dalej jednak... przeprosić obcego najemnika?
— Jeśli to konieczne, niech tak będzie. Mam ograniczone możliwości wyboru.
— Woda śpi, Radisha. — Przyłączyłam się do Suvrina i Mistrza Santaraksity, po drodze poświęcając kilka minut czarnemu ogierowi. Niósł Jednookiego, który wprawdzie oddychał, ale poza tym nie bardzo przypominał żywego człowieka. Miałam nadzieję, że to tylko starczy sen nadaje mu ten wygląd. Koń wydawał się śmiertelnie znudzony. Przypuszczam, że też miał już dość przygód.
— Mistrzu. Suvrin. Może przypadkiem odnaleźliście w swych głowach jakieś wspomnienia, których nie mieliście, wkraczając na równinę?
Zaiste odnaleźli. Santaraksitą więcej niż Suvrin. Dary Shivetyi zdawały się dostosowane do indywidualnych potrzeb. Mistrz Santaraksitą zaczął opowiadać mi kolejną wersję mitu Kiny oraz tłumaczyć związki łączące Shivetyę z Królową Śmierci i Zniszczenia. Ta legenda przedstawiona była z punktu widzenia demona. Niewiele z niej można było się dowiedzieć nowego, po prostu proponowała odmienną interpretację wpływu, jaki różne postaci miały na znane wydarzenia, ostatecznie obciążając Kinę winą za śmierć ostatnich kilku budowniczych.
W tej wersji Kinie przypadła rola łotra o czarnym sercu, podczas gdy Shivetya mienił się jednym z wielkich nieznanych bohaterów, zasługujących w mitycznej hierarchii na miejsce znacznie bardziej poczesne, niźli mu przypadło. Co oczywiście mogło być prawdą. Ponieważ w żadnych innych mitologiach nie zostawiono dlań właściwie żadnego miejsca. Nikt poza równiną nigdy o nim nawet nie słyszał. Zaproponowałam więc:
— Kiedy już wrócisz do Taglios, Mistrzu, możesz zdobyć sobie niemałą sławę, interpretując mity słowami istoty, która żyła w czasach, kiedy je tworzono.
Santaraksita uśmiechnął się ponuro.
— Przecież sam wiesz lepiej, Dorabee. Mitologia jest jedyną dziedziną, w której nikt nie dąży do poznania prawdy absolutnej, ponieważ jej wielkie symbole dopiero czas musiał ukuć z pierwotnych surowców starożytnych wydarzeń. Trzeba czasu, by prozaiczne zniekształcenia faktów zdążyły się przekształcić w prawdy dostępne oczom duszy.
Miał rację. W religii literalna prawda jest nieomal pozbawiona wartości. Prawdziwi wierzący będą zabijać i niszczyć, byle tylko uchronić swe fałszywe wierzenia.
I taka była prawda, na której można zawsze polegać.
98
Powoli uniosłam głowę, aby spojrzeć przez krawędź równiny na Krainę Nieznanych Cieni. Wierzba Łabędź podpełzł od mojej prawej strony. Też patrzył. Po lewej Rzekołaz. Rzeka powiedział:
— Niech mnie diabli wezmą. Przytaknęłam.
— Możesz na to liczyć. Doj. Gota. Chodźcie i popatrzcie. Może ktoś sprowadzi Jednookiego? — Mały człowieczek po raz pierwszy odezwał się mniej więcej godzinę temu. Odzyskał chyba częściowy przynajmniej kontakt ze światem rzeczywistym.
Skinęłam na białą wronę. Ten cholerny stwór wyda nas, jeśli będzie sobie tak beztrosko krążył nad naszymi głowami.
— Komu wyda? — zapytał Łabędź. — Nie widzę tu nikogo. — Najwyraźniej znowu myślałam na głos. Łabędź odsunął się, żeby Doj mógł popatrzeć z miejsca obok mnie.
Doj uniósł głowę. Zamarł. Po jakichś piętnastu sekundach odchrząknął znacząco.
Dopiero Gota powiedziała na głos:
— To jest to samo miejsce, z którego wyszliśmy. Poprowadziłaś nas dookoła, ty głupi Kamienny Żołnierzu.
Na pierwszy rzut oka faktycznie wydawało się, że ma rację. Tylko:
— Spójrzcie na prawo. Nie zobaczycie śladu Przeoczenia. Bo nigdy go tu nie było. A Kiaulune niczym nie przypomina Nowego Miasta. — Nigdy nie widziałam Kiaulune, zanim stało się Pułapką Cienia, wątpiłam jednak, by te ruiny przypominały bodaj stare miasto. — Dajcie tu Suvrina. On może wiedzieć.
Nie przestawałam się rozglądać. Im dłużej patrzyłam, tym więcej różnic rzucało się w oczy. Doj wreszcie powiedział:
— Tutaj widać znacznie mniej śladów ludzkiej ręki. I ludzie odeszli stąd dawno temu. — Tylko ukształtowanie terenu było identyczne.
— Jakby sprzed wszystkich trzęsień ziemi, co sądzisz? — To, co w moim świecie było krainą rolników z trudem wyrywających ziemi plony, tutaj zdawało się znacznie lepszą glebą, jednak opuszczoną od co najmniej dwudziestu lat. Porastały ją krzaki, dzikie jeżyny i cedry, jednak w zasięgu wzroku nie sposób było znaleźć większych drzew, wyjąwszy te, które rosły w równych rzędach, oraz te, które były na tyle oddalone, że malowały podnóża Dandha Presh ciemną, niemal czarną zielenią.
Przybył Suvrin. Zadałam mu kilka pytań. Odpowiedział:
— Naprawdę wygląda tak samo, jak wedle ludzkiego gadania wyglądało Kiaulune przed przybyciem Władców Cienia. Gdy moi dziadkowie byli jeszcze dziećmi. Miasto zaczęło się rozrastać dopiero wówczas, gdy Długi Cień postanowił wznieść Przeoczenie. Tylko że tutaj w dole nie ma nic prócz ruin.
Читать дальше