— Miło usłyszeć, że ma jakieś ludzkie cechy. — W ogóle tak nie myślałam. — Jednooki. Rozejrzyj się, czy nie ma tu jakichś magicznych min-pułapek. I w końcu się zdecyduj. Powiedz mi, czy jesteś w stanie wydostać tych ludzi z powrotem, do cholery! — Ból głowy nie chciał jakoś przejść. Ale, dzięki Bogu, nie stał się też bardziej dokuczliwy.
Spadł kolejny sopel.
— Wiem. Wiem. Słyszałem za pierwszym razem, jak pytałaś. — A potem warknął, że już wie, jak mi wyczarować lepsze życie erotyczne.
Spojrzałam w dal za Konowałem i Panią. Jaskinia ciągnęła się jak okiem sięgnąć. Blade światło ledwie rozpraszało jej mrok. W tym miejscu poświata traciła już resztę złotego blasku. Muśnięcie srebra, dotyk szarości, trochę lodowatego błękitu. Przed nami skała osadowa chyba ustępowała prawdziwym pokładom lodu.
— Wierzba, czy Duszołap w ogóle tam poszła, gdy tu byliście? Podążył spojrzeniem za moim wzrokiem.
— Nie. Ale mogła to zrobić podczas jednej ze swoich wcześniejszych wizyt.
Widać było, że ktoś niedawno, w skali czasu właściwej tym jaskiniom, szedł w tamtą stronę. W szronie pozostały wyraźne ślady. Podejrzewałam jednak, że gdybym zechciała pójść za nimi, bynajmniej nie spodobałaby mi się ta wycieczka. Ale nie inaczej postąpię. Nie mam wyboru. Zawiodłam już raz, pozwalając na ucieczkę Narayanowi i Córce Nocy. I próżno mi było szukać usprawiedliwień w fakcie — cóż z tego, iż zapewne prawdziwym, że Kina musiała przecież służyć im swoją pomocą. Powinnam była się lepiej przygotować.
— Jednooki. Porozmawiaj ze mną. Możesz wskrzesić tych ludzi czy nie?
— Zajmij się swoimi sprawami, słodziutka. Minie jeszcze trochę czasu, zanim zaczniemy głodować. — To ten lód musiał mieć Łabędź na myśli, gdy wspominał o nim na równinie.
— Zmarnowałeś już dosyć czasu, więcej nie będziesz miał — poinformowałam Jednookiego. — Potrafisz to zrobić? Tak czy nie. Mów zaraz.
— Nie jestem w najlepszej formie, potrzebuję więcej odpoczynku. — Mówił powoli, słowa zlewały się, niewyraźne, układając się w dziwny rytm utrudniający nadążanie za ich znaczeniem. Rzecz jasna, miał rację. Wszyscy potrzebowaliśmy odpoczynku. Ale musieliśmy również załatwić nasze sprawy i wydostać się z równiny. Widmo głodu powoli stawało się rzeczywistością. I nie zamierzało odejść. Obawiałam się, że ostatecznie zmieni się w towarzysza tak bliskiego i przerażającego, jak to się stało podczas oblężenia Jaicur.
Z góry postanowiłam, że przyjmę strategię zaproponowaną przez Wujka Doja. Teraz wydobędziemy jedynie kilku ludzi. Później wrócimy po resztę. Oznaczało to jednak dokonanie paru okrutnych wyborów. Niezależnie od tego, co zrobię, i tak ktoś mnie znienawidzi. Gdybym była naprawdę sprytna, wymyśliłabym jakiś dobry, staromodnie-goblinowy sposób na obarczenie winą wszystkich wokoło. Przecież ci, którym kazano czekać, nie mogliby znienawidzić wszystkich.
I oto jestem — dobra, staromodna, pełna pobożnych życzeń Śpioszka. Mówimy przecież o istotach ludzkich. Jeśli istnieje jakiś sposób na to, aby okazać się niewdzięcznym, niemiłym czy wyzbytym ze zdrowego rozsądku, to istoty ludzkie na pewno go znajdą i zastosują w praktyce. Z werwą i entuzjazmem, jak również w chwili, która z pewnością będzie najmniej stosowna.
86
— Czy w ogóle ktoś został na górze? — zapytałam. Jakiś czas temu, kiedy oczy mi się już zupełnie kleiły, postanowiłam uciąć sobie krótką drzemkę, która trwała nieco dłużej, niż zamierzyłam, i która z kolei mogłaby się zmienić w prawdziwy sen, gdyby nie ci wszyscy ludzie kręcący się wokół i nie pozwalający tak naprawdę zasnąć. Pamiętałam, że śniłam, ale nie potrafiłam sobie przypomnieć o czym. W nozdrzach czułam jeszcze silny odór Kiny, nietrudno się więc domyślić, dokąd powędrowała moja dusza.
Jednooki siedział obok, najwyraźniej dotrzymując mi towarzystwa w chrapaniu. Pojawił się zmartwiony Goblin, by sprawdzić, czy jego najlepszy przyjaciel przypadkiem nie obsunął się zbyt głęboko w sen, który mógł dlań stać się snem wiecznym. Za moimi plecami Matka Gota prowadziła przewlekły spór z białą wroną. Klasyczny dialog dwojga nie zainteresowanych słuchaczy.
Goblin mruknął:
— Od tej chwili nie rób nic na siłę, Śpioszka. Zawsze sprawdź najpierw, czy przypadkiem nie zrobisz krzywdy któremuś ze swych przyjaciół.
Słyszałam, jak Tobo mówi coś pośpiesznie, cicho, tonem całkowicie rzeczowym. W innym miejscu Wujek Doj mocno hałasował.
— Co się dzieje?
— Zaczęliśmy ich budzić. Nie jest to tak skomplikowane, jak się obawialiśmy, ale wymaga trochę czasu i ostrożności, a ludzie, których wydostaniemy ze staży, po przebudzeniu nie będą się do niczego nadawali... mówię ci to na wypadek, gdybyś przewidywała dla nich jakieś miejsce w swoich planach. Jednooki wszystko opracował, zanim stracił przytomność. — Mały czarodziej zrobił się nagle jakby bardziej ponury.
— Stracił przytomność? Jednooki stracił przytomność? Z wyczerpania? — Taką miałam nadzieję.
— Nie mam pojęcia. Nie chcę wiedzieć. Przynajmniej na razie. Pozwolę mu trochę odpocząć. Najlepiej tutaj, na krawędzi staży. Może nawet nieco głębiej w polu, jeśli okaże się to konieczne. Gdy odzyska trochę sił, wyciągnę go i zbadam. — W jego głosie trudno byłoby doszukać się optymistycznych tonów.
Powiedziałam:
— Jeśli będzie trzeba, możemy go zostawić w stazie, póki nie będziemy w stanie zapewnić mu właściwej kuracji. — Co z kolei przypomniało mi o innej kwestii — Nie chcesz chyba obudzić wszystkich naraz, prawda? Nie damy rady niańczyć i wykarmić tego całego tłumu. — Po piętnastu latach spędzonych nieruchomo w pozycji siedzącej, Uwięzieni z pewnością nie będą w stanie sami zadbać o siebie, niezależnie od ewentualnych własności staży. Niewykluczone, że wyjdą z niej słabi i bezradni jak dzieci, zmuszeni uczyć się wszystkiego od początku.
— Nie, Śpioszka. Obudzimy pięcioro. To wszystko.
— Hm. Dobrze. Hej! A co się, do diaska, stało ze sztandarem? Był tutaj obok. Jestem Chorążym. Muszę wiedzieć, gdzie...
— Wyniosłem go na schody. Ktoś może go zabrać przy okazji, w drodze na górę. Przestaniesz się wreszcie wściekać? To jest przecież specjalność Sahry.
— Mówiąc o Sahrze... Tobo! A ty dokąd się wybierasz? — Gdy rozmawiałam z Goblinem, chłopak przeszedł obok nas i ruszył ku dalszej części jaskini.
— Chcę tylko zobaczyć, co tam jest.
— Nie. Zostaniesz tutaj i pomożesz swojemu wujkowi oraz Goblinowi zadbać o twego ojca, Kapitana i Porucznika.
Obrzucił mnie wściekłym spojrzeniem. Od czasu do czasu dalej wychodził z niego zwykły chłopiec. Na widok jego wydętych ust zachciało mi się śmiać.
Wierzba Łabędź podszedł do nas i stanął obok.
— Mam problem, Śpioszka.
— Mianowicie?
— Nie mogę znaleźć Cordy'ego. Cordy'ego Mathera. Nigdzie go nie ma.
Kątem oka dostrzegłam, że klęcząca obok ciała brata Radisha słucha, co mówimy. Wstała powoli i spojrzała w naszą stronę. Nie powiedziała ani nie zrobiła niczego, co mogłoby zdradzić choćby ślad zainteresowania. Intymny charakter jej związków z Matherem nie był bynajmniej tajemnicą poliszynela.
Читать дальше