Jeden z głównych problemów polegał na tym, że nikt z nas tak naprawdę nie wiedział, ilu dokładnie było Uwięzionych. Łabędź mógł się okazać najlepszym świadkiem, ponieważ jechał z nimi całą drogę, z drugiej wszakże strony nie zwracał na to uwagi, a rozmawiał tylko z kluczowymi osobami. Po Murgenie nigdy nie można było się spodziewać znaczniejszej pomocy, ponieważ po tym, jak sam stał się jednym z Uwięzionych, najwyraźniej nie był w stanie dokonywać eksploracji bezpośredniego otoczenia miejsca swego zamknięcia.
— Najpierw powinniśmy obudzić Murgena. Nikt inny nie będzie znał wszystkich imion i twarzy. — Nieznane mi twarze mogły w ogóle nie należeć do żołnierzy Kompanii. — Jednooki. Spróbuj wymyślić, jak można obudzić tych ludzi. Gdy tylko znajdę Murgena, chcę, aby jak najszybciej doprowadzono go do stanu pozwalającego na rozmowę. Mogę ruszać dalej? — Kłótliwe echa zaraz przypomniały mi, że muszę mówić cicho. Jednooki zirytowany odpowiedział:
— Tak. Tylko nikogo nie dotykaj. I niczego, czego nie znasz. I przestań mnie popędzać.
— Potrafisz ich wyciągnąć z tej staży?
— Jeszcze nie wiem, dobra? Byłem zbyt zajęty odpowiadaniem na głupie pytania. Jednak jak mnie zostawisz w spokoju choć na chwilę, być może będę w stanie się dowiedzieć.
Wszyscy robili się coraz bardziej drażliwi i prawie nikt już nie zwracał uwagi na maniery. Westchnęłam, potarłam czoło i skronie, ponieważ zaczynałam powoli odczuwać narastający ból głowy, i wsłuchałam się w odgłosy wydawane przez kolejnych ludzi schodzących po schodach.
— Wierzba, postaraj się trzymać tych głupców z dala, póki Jednooki nie będzie gotów. — Spojrzałam przed siebie bez szczególnego entuzjazmu. Jaskinia nie tylko zakręcała w prawo, lecz jej podłoże robiło się coraz bardziej strome. Wypolerowane w ciągu wieków wodną erozją, było pokryte cienką warstwą lodu. Każdy krok mógł okazać się zdradziecki.
— Kra!
Gdzieś tu musiała być biała wrona. Bez przerwy właściwie dawała znać o swym istnieniu, a za każdym razem w jej krakaniu było więcej niecierpliwości.
Ostrożnie ruszyłam naprzód. Kiedy dotarłam do bardziej stromego miejsca, uklękłam i odgarnęłam na bok szron, aby łatwiej mi było iść na czworakach. Zwróciłam się do Sahry i Radishy:
— Jeśli już naprawdę musicie za mną iść, bądźcie jeszcze ostrożniejsze niż ja.
Uparły się. Były ostrożne. Żadna z nas nie poślizgnęła się i nie zjechała z całej długości stromizny.
— To Długi Cień i Skierka — powiedziałam. — A ten kłębek łachmanów to z pewnością Wyjęć.
W istocie, ten kłębek bez najmniejszych wątpliwości był kalekim Mistrzem Czarów. Daleko na północy był kiedyś jednym z popleczników Pani, a potem naszym wrogiem tu, na południu. W niewolę dostał się w tym samym czasie co jego sprzymierzeniec Długi Cień, a Pani musiała mieć w głowie jakiś pomysł na wykorzystanie go, w przeciwnym razie nie zostawiłaby go przecież przy życiu. Z pewnością jednak, póki ja dowodzę, nie wyjdzie na wolność. Na swój sposób był jeszcze bardziej szalony niż Długi Cień.
Wrona złajała mnie, że się ociągam.
Wyjęć nie spał. Dysponował wolą tak potężną, że potrafił poruszać gałkami ocznymi, aczkolwiek na nic więcej stać go nie było. Jedno spojrzenie na szaleństwo w tych ciemnych oczach i wiedziałam od razu, że temu człowiekowi nie wolno pozwolić powrócić na świat.
— Zachowajcie przy nim skrajną ostrożność — przestrzegłam. — Albo was załatwi z równą łatwością, jak Duszołap załatwiła Łabędzia. Wyjęć nie śpi. Może ruszać oczami.
Jednooki powtórzył moje ostrzeżenie, nie bardzo zwracając uwagę na jego treść.
— Nie zbliżajcie się do niego.
Wrona zaczęła się skarżyć w głos. Po jaskini od razu rozbiegł się wyjątkowo nieprzyjemny pogłos.
— Ach. Radisha. Tu jest twój brat. I wygląda na to, że w całkiem niezłym stanie. Nie! Nie dotykaj! Przypuszczalnie właśnie przypadkowy dotyk zanieczyścił zaklęcia staży chroniące tych, którzy teraz są martwi. Musisz zachować cierpliwość, tak samo jak wszyscy pozostali.
Wydała z siebie odgłos przypominający głębokie warknięcie.
Pokryty lodem strop jaskini nad naszymi głowami wydał z siebie szereg trzasków, które wplotły się w kolejne salwy ech.
Ciągnęłam dalej:
— To trudne. Wiem. Ale obecnie cierpliwość jest najlepszą drogą, aby wydostać ich stąd bez większego ryzyka. — Kiedy już byłam pewna, że zdoła się powstrzymać, ruszyłam dalej, cal za calem. Biała wrona krakała zniecierpliwiona. Pomyślałam na głos: — Ufam, że kiedyś dane mi będzie skręcić kark temu stworzeniu.
Radisha przypomniała mi:
— Doprowadzisz do tego, że będziesz miała złą karmę. W następnym życiu możesz się wcielić we wronę albo w papugę.
— Jednym z uroków bycia Yehdna jest to, że nie musisz martwić się następnym życiem. A Bóg, Wszechpotężny, Miłosierny, w ogóle nie dba o wrony. Chyba że chce zesłać plagę na nieprawych. Ktoś wie może, czy Mistrz Santaraksita wybiera się na dół? — Moje zdolności organizacyjne jakby gdzieś zniknęły, zdławione pragnieniem znalezienia jak najszybciej wszystkich Uwięzionych. Dopiero teraz przyszło mi do głowy, że wiedza uczonego, zwłaszcza tutaj, może okazać się użyteczna, jeśli uda mu się skojarzyć cokolwiek z otoczenia z jakimś fragmentem znanej -mitologii.
Nikt nie odpowiedział.
— Jeśli będzie trzeba, poślę po niego. Aha. Sahra, to twój ukochany. Nie dotykaj! — Powiedziałam to odrobinę zbyt głośno. Nad naszymi głowami załomotały echa. Kilka drobniejszych stalaktytów odpadło od stropu. Uderzając w podłoże, roztrzaskały się z niemal metalicznym odgłosem.
Wrona przemówiła bardzo wyraźnie:
— Chodźcie tutaj!
Ja natomiast, dostrzegając ją wreszcie, powiedziałam:
— Jeśli twoje maniery nie zmienią się natychmiast, możesz w ogóle się stąd nie wydostać.
Ptak przechadzał się nerwowo w tę i z powrotem przed miejscem, gdzie siedzieli Konował i Pani. Duszołap zostawiła ich przytulonych do siebie, w taki sposób ułożywszy ich ciała, że Kapitan jednym ramieniem otaczał kibić Pani, ona zaś drugą jego rękę tuliła obiema dłońmi na podołku. Kilka innych delikatnych sugestii zawartych w ich postawach pozwalało domniemywać, że w tej martwej naturze Duszołap wspięła się na szczyty swego złośliwego poczucia humoru.
Jeśli Duszołap zastawiła jakieś pułapki, z pewnością będą właśnie tutaj.
— Jednooki. Potrzebuję pomocy. — Natura wszelkich pułapek, jakie mogły tu być, znajdowała się poza obszarem moich kompetencji.
Oczy Pani były otwarte. Jej wzrok zupełnie czysty. Była wściekła. A biała wrona chciała mi wszystko na ten temat opowiedzieć.
— Cierpliwości — doradziłam, sama omalże nie tracąc jej ze szczętem. — Łabędź. Jednooki. Chodźcie tutaj. — Łabędź pojawił się pierwszy, mimo że miał dalej. Zapytałam: — Przypominasz sobie co takiego specjalnego z nimi robiła? Może jakieś drobne, chytre sztuczki?
— Nie. Nie przejmowałbym się tym. Kiedy się nimi zajmowała, już myślała o tym, co zrobi w następnej kolejności. Ona taka właśnie jest. Gdy coś zaczyna, to jest to jej cały świat i robi wszystko bez namysłu. Ale im bliżej końca, tym bardziej traci przekonanie.
Читать дальше