— Kto go przyszpilił? — zapytał Goblin.
— Nie mam pojęcia.
— Taka informacja mogłaby się przydać. Nie wolno spuszczać oka z faceta, który potrafi czegoś takiego dokonać.
— Zapewne — zgodził się Łabędź. Uśmiechał się nerwowo.
On słucha — powiedziałam. Przeszłam kilka kroków wzdłuż krawędzi otchłani, przykucnęłam. Z tego miejsca mogłam dojrzeć oczy demona. W powiekach ziała wąska szczelina. Zorientowałam się także, że zamiast dwojga oczu ma troje, to trzecie osadzone było ponad normalną parą, pośrodku czoła. Tej kwestii nigdy wcześniej nikt nie poruszał, chociaż dokładnie czegoś takiego należałoby oczekiwać po demonie stworzonym na modłę Gunni.
Przeoczenie wyjaśniło się samo, gdy tylko demon zdał sobie sprawę z mego zainteresowania. Trzecie oko zamknęło się i zniknęło.
Zwróciłam się do Łabędzia:
— Ten tron wygląda na solidnie zrobiony?
— No, tak. Czemu?
— Po prostu zastanawiam się, czy nie można by go nieco przesunąć, nie wpychając równocześnie do tej dziury.
— Nie jestem inżynierem, ale wygląda mi na to, że trzeba cholernie dużo roboty, aby go postawić. Oczywiście, że da się przesunąć. Ale jeden głupi ruch... to jest diabelnie głęboka dziura. Jednak...
Ciekawscy wciąż się gromadzili za naszymi plecami. Gwar ich pogaduszek zaczynał powoli działać mi na nerwy. Każdy pojedynczy nawet szept zmieniał się tu w bełkot licznych ech, nadających całemu miejscu jeszcze bardziej przerażający charakter.
— Proszę wszystkich o ciszę. Nie słyszę własnych myśli. — Mój głos musiał zabrzmieć bardziej nieprzyjemnie, niż to zamierzyłam. Ludzie uspokoili się. I zagapili na mnie. Zapytałam: — Czy ktoś ma koncepcję, jak odwrócić tę rzecz we właściwą stronę i odsunąć ją od szczeliny?
— Skąd w ogóle ten pomysł? — zapytał Jednooki. — Dużo byłoby z tym szarpaniny, Dziecko. Suvrin zapytał:
— Przy wykorzystaniu sprzętu, jaki mamy pod ręką?
— Tak. I trzeba to zrobić dzisiaj. Chcę, by wraz z pierwszym brzaskiem większość ludzi była już w drodze na południe.
— To oznacza zastosowanie brutalnej siły. Część z nas powinna stanąć po drugiej stronie szczeliny i zrównoważyć szczyt tronu, tak by ludzie i zwierzęta po tej stronie mogli wykorzystać dźwignię do przywrócenia mu pozycji pionowej. Z zastosowaniem lin.
Łabędź powiedział:
— Jeżeli będziesz chciała wyprostować go w taki sposób jak stoi, tylni koniec ześlizgnie się przez krawędź. A do wnętrza ziemi daleka droga.
— Skąd w ogóle ten pomysł? — dalej dopytywał się Jednooki. I znowu zignorowałam jego słowa.
Skupiłam uwagę na dyskusji, jaka rozgorzała między Łabędziem a Suvrinem. Pozwoliłam jej toczyć się swobodnie przez kilka minut. Potem oznajmiłam:
— Wygląda na to, że Suvrin jest tu jedynym pozytywnie myślącym. A więc on dowodzi. Suvrin, weź kogo tylko chcesz. Wykorzystaj wszystko, co ci przyjdzie do głowy. Usadź dla mnie Shivetyę z powrotem. Słyszałeś, Niezłomny Strażniku? Panowie, jeśli macie jakieś pomysły, podzielcie się nimi z panem Suvrinem.
Suvrin powiedział:
— Nie mogę... Nie chciałem... Nie powinienem... Sądzę, że najpierw powinniśmy porządnie oszacować ciężar, z jakim będziemy mieli do czynienia. I musimy zrobić jakiś pomost nad szczeliną. Panie Łabędź, pan się tym zajmie. Młody pan Tobo natomiast, jak rozumiem, jest wykształcony matematycznie. Zakładam, że możesz mi pomóc obliczyć, z jaką masą mamy się borykać?
Tobo uśmiechnął się i ruszył w kierunku tronu, wcale nie zdradzając onieśmielenia obecnością demona.
— Jedna poprawka — wtrąciłam. — Łabędź będzie mi potrzebny. Był tu już wcześniej. Popłoch, ty i Iqbal wymyślicie, jak przechodzić na drugą stronę. Wierzba. Chodź ze mną.
Gdy znaleźliśmy się w miejscu, z którego pozostali nie mogli nas usłyszeć, Łabędź zapytał:
— Co jest grane?
— Nie chciałam nikomu przypominać, że Kompania już wcześniej doszła tutaj. Ktoś mógłby żywić urazę do człowieka, który uniemożliwił naszym poprzednikom dostanie się dalej.
— Och, dzięki. Pewnie. — Zerknął za siebie na grupkę Nyueng Bao. Matka Gota wciąż żywiła urazę. Gdzieś pod tym kamieniem spoczywał jej syn.
— Być może patrzę na świat pod dziwnym kątem. Wierzę, że każdy z nas winien ponosić odpowiedzialność za swoje czyny, ale nie do końca jestem pewna, czy zawsze rozumiemy, dlaczego coś robimy. Czy ty właściwie wiesz, dlaczego uwolniłeś Duszołap? Założę się, że niejedną chwilę, tu czy tam, zajęło ci zastanawianie się nad tą kwestią.
— Wygrałabyś. Z tym, że nie o chwilę chodziło, lecz raczej niejeden rok. I wciąż nie potrafię tego wyjaśnić. Zrobiła mi coś, zupełnie nie wiem, jakim sposobem. Posługiwała się tylko oczy-, ma. To trwało przez całą drogę po równinie. Przypuszczalnie manipulowała uczuciami, jakie żywiłem wobec jej siostry. Kiedy nadszedł wreszcie czas, wydawało mi się, że robię rzecz całkiem właściwą. Nie miałem najmniejszych wątpliwości, póki nie było już za późno i nie pędziliśmy na wyścigi z cieniem.
— I dotrzymała słowa. Zrozumiał, o co mi chodziło.
— Dała mi wszystko, co obiecywały jej oczy. Wszystko, czego nigdy nie mogłem dostać od jej siostry, której naprawdę pragnąłem. Można jej wiele zarzucić, ale Duszołap zawsze dotrzymuje danego słowa.
— Czasami dostajemy to, czego chcemy, i przekonujemy się, że na nic nam to było.
— Jasna sprawa. Historia mojego życia, Śpioszka.
— Na równinę weszło mniej więcej pięćdziesięciu ludzi. Wam dwojgu udało się wydostać. Trzynastu zginęło po drodze. Reszta wciąż gdzieś tu jest. A znaleźli się tam między innymi przez ciebie. A więc będziesz potrzebny, żeby mi pokazać, gdzie są. Wciąż masz luki w pamięci czy zacząłeś już sobie przypominać?
— Och, te zaklęcia działają. Wszystko do mnie wraca. Ale wcale niekoniecznie zorganizowane w ten sam sposób, jak wówczas, gdy się działo. A więc okaż cierpliwość, gdy mi się czasem pomiesza.
— Rozumiem. — Gdy rozmawialiśmy, nie spuszczałam oka z pozostałych. Sahra wyglądała, jakby sama fundowała sobie zupełnie niepotrzebne konflikty wewnętrzne. Doj zdawał się bardzo chętny skorzystać z okazji, gdy tylko takowa się pojawi. Gota łajała za coś Jednookiego, równocześnie ponurym okiem zerkając w stronę Łabędzia. Goblin próbował wśród kłębiącego się tłumu ustawić projektor mgły. — Wygląda na to, że jest tu więcej światła, niżby wynikało z doniesień Murgena.
— Znacznie więcej. I jest również cieplej. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że ma to związek z procesem zdrowienia, który cały czas trwa.
Poczułam, że jak na panującą we wnętrzu temperaturę, mam na sobie za dużo rzeczy. Nie było ciepło, ale z pewnością znacznie cieplej niż na równinie, a nadto wiatr nie dawał się we znaki.
— Gdzie są Uwięzieni?
— Tam są schody. Musimy zejść na milę w głąb ziemi.
— Zniosłeś po nich trzydziestu pięciu nieprzytomnych ludzi i zdążyłeś wrócić na czas, aby zdążyć przed cieniami wychodzącymi o zmroku?
Читать дальше