Terry Pratchett - Kolor magii

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Kolor magii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolor magii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolor magii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To pierwsza część słynnego wieloksięgu rozgrywającego się na płaskiej ziemi śmieszna, mądra i cudownie zadowalająca jak wszystkie książki Pratchetta. W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna… Spójrzcie…

Kolor magii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolor magii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— I dwóch łuczników na dachu.

Cień zwątpienia przebiegł po twarzy Zlorfa niby ostatni promyk słońca po źle zaoranym polu.

Drzwi otworzyły się gwałtownie, mocno uszkadzając skrytobójcę, który stał przy wejściu.

— Przestańcie już! — ryknął spod stołu Grubas. Zlorf i Ymor spojrzeli czujnie na stojącą w progu postać. Przybysz był niski, gruby i bogato odziany. Bardzo bogato odziany.

Za nim majaczyło w mroku kilka wysokich, potężnych sylwetek. Bardzo wielkich i groźnych sylwetek.

— Kto to jest? — zdziwił się Zlorf.

— Znam go — odparł Ymor. — Nazywa się Rerpf. Prowadzi tawernę „Pod Stękającym Półmiskiem” przy Spiżowym Moście. Stren, wyrzuć go.

Rerpf wzniósł upierścienioną dłoń. Stren Withel zawahał się w połowie drogi do drzwi, gdy do wnętrza wtoczyło się kilka ogromnych trolli. Mrugając na widok światła, stanęły po obu stronach przybysza. Muskuły wielkości arbuzów grały na przedramionach rozmiaru worków z mąką. Każdy troll trzymał dwustronny topór… między kciukiem i palcem wskazującym.

Czerwony ze złości Grubas wyskoczył z ukrycia.

— Wynocha! — ryknął. — Wyrzućcie stąd te trolle!

Nikt się nie ruszył. Sala nagle zamarła. Grubas rozejrzał się szybko i zaczął pojmować, co i do kogo powiedział. Ciche skomlenie wymknęło mu się z ust, zachwycone wolnością.

Dotarł do piwnicznych drzwi w tej samej chwili, gdy troll leniwym machnięciem wielkiej jak bochen dłoni posłał za nim wirujący w powietrzu topór. Stuk zamykanej klapy i trzask pękającego drewna zlały się w jeden dźwięk.

— Niech to piekło! — wykrzyknął Zlorf Flanelostopy.

— Czego chcecie? — spytał Ymor.

— Przybywam tu w imieniu Gildii Kupców i Handlarzy — odparł spokojnie Rerpf. — Dla ochrony naszych interesów, można powiedzieć. To znaczy, tego małego.

Ymor zmarszczył czoło.

— Przepraszam, ale wspomniałeś chyba Gildię Kupców?

— I Handlarzy — dokończył Rerpf.

Za nim, prócz kolejnych trolli, pojawiło się też kilku ludzi. Ymor mgliście ich sobie przypominał. Widział ich może za ladami czy barami — niewyraźne figury, łatwo ignorowane i szybko zapominane. Gdzieś w głębi rodziło się w nim niemiłe przeczucie. Zaczynał rozumieć, co odczuwa lis otoczony przez rozgniewane owce. W dodatku owce, które stać na wynajęcie wilków.

— Jak długo istnieje ta… ta Gildia, jeśli wolno spytać?

— Od dzisiejszego popołudnia — odparł Rerpf. — Jestem wice-wielkim mistrzem do spraw turystyki.

— Co to za turystyka?

— Hm… — zawahał się Rerpf. — Nie jesteśmy całkiem pewni. Jakiś brodaty staruszek wyjrzał zza jego pleców.

— W imieniu sprzedawców win z Morpork oświadczam, że turystyka oznacza zyski — zakrakał. — Czy to jasne?

— 1 co? — spytał zimno Ymor.

— To, że bronimy własnych interesów — odparł Rerpf. — Już mówiłem.

— Precz ze złodziejami! Precz ze złodziejami! — skandował jego podstarzały towarzysz. Kilku innych podjęło okrzyk. Zlorf uśmiechnął się.

— I skrytobójcami! — zapiał starzec. Zlorf warknął.

— To rozsądne — wyjaśnił Rerpf. — Kiedy dookoła mordują i kradną, jakie wrażenie wywrze to na turystach? Przyjeżdżają z daleka, by zobaczyć nasze piękne miasto, jego obiekty historyczne i kulturalne, jak również liczne niezwykłe zwyczaje. I nagle budzą się martwi w jakiejś ciemnej uliczce albo, równie często, spływając z prądem Ankh. Jak zdołają opowiedzieć przyjaciołom, że świetnie się tu bawili? Spójrzmy prawdzie w oczy: musicie iść z postępem.

Zlorf i Ymor popatrzeli na siebie.

— Musimy, prawda? — mruknął Ymor.

— Zatem idźmy, bracie — zgodził się Zlorf. Jednym szybkim ruchem podniósł do ust dmuchawkę i strzałka ze świstem poszybowała w stronę najbliższego trolla. Ten zamachnął się i cisnął toporem. Ostrze warknęło nad głową skrytobójcy i zagłębiło się w pechowym złodzieju.

Rerpf schylił się, a stojący za nim troll uniósł potężną kuszę i prosto w najbliższego skrytobójcę wypuścił strzałę długości włóczni. To był dopiero początek…

* * *

Wspomniano już tutaj, że ludzie wyczuleni na promieniowanie oktarynowe — ósmego koloru, odcienia Wyobraźni — potrafią dostrzec rzeczy, których inni nie widzą.

Dlatego też Rincewind, śpiesząc przez zatłoczone, oświetlone pochodniami bazary Morpork, z pędzącym z tyłu Bagażem, wpadł na wysoką, mroczną postać, odwrócił się, by rzucić kilka odpowiednich do sytuacji przekleństw, i spojrzał w twarz Śmierci.

To musiał być Śmierć. Nikt inny nie włóczy się z pustymi oczodołami. Oczywiście, kosa na ramieniu też o czymś świadczyła. Gdy Rincewind patrzył ze zgrozą, zakochana para, śmiejąc się z jakiegoś żarciku, przeszła przez zjawę, najwyraźniej niczego nie zauważając.

Śmierć wyglądał na zaskoczonego, jeśli było to możliwe dla kogoś, czyja twarz nie zawiera części ruchomych.

RINCEWIND? — zapytał głosem ciężkim jak huk zatrzaskiwanych ołowianych drzwi głęboko pod ziemią.

— Aha — przyznał Rincewind, próbując uciec przed tym bezokim spojrzeniem.

ALE DLACZEGO JESTEŚ TUTAJ? (Bum bum, huczały pokrywy krypty w zarobaczonej otchłani pod pradawną górą…)

— No… A dlaczego nie? Zresztą na pewno masz mnóstwo pracy, pozwolisz więc…

ZDUMIAŁEM SIĘ, KIEDY MNIE POTRĄCIŁEŚ, RINCE-WINDZIE, PONIEWAŻ JESZCZE TEJ NOCY MAM Z TOBĄ SPOTKANIE…

— Och, nie, nie…

NATURALNIE, NAJBARDZIEJ DENERWUJĄCY W TEJ CAŁEJ SPRAWIE JEST FAKT, ŻE SPOTKAĆ CIĘ MIAŁEM W PSEPHOPOLOLIS.

— Przecież to pięćset mil stąd!

NIE MUSISZ MI PRZYPOMINAĆ. SAM WIDZĘ, ŻE CAŁY TEN SYSTEM ZNOWU SIĘ SYPNĄŁ. POSŁUCHAJ, NIE WYBRAŁBYŚ SIĘ MOŻE…?

Rincewind cofał się, wyciągając przed siebie ręce. Sprzedawca suszonej ryby za pobliskim straganem z zaciekawieniem obserwował szaleńca.

— Wykluczone!

MÓGŁBYM CI POŻYCZYĆ BARDZO SZYBKIEGO KONIA.

— Nie!

TO WCALE NIE BĘDZIE BOLAŁO.

— Nie!

Rincewind rzucił się do ucieczki. Śmierć spoglądał za nim przez chwilę, po czym wzruszył ramionami.

WREDNY DRAŃ, mruknął. Odwrócił się i zauważył sprzedawcę ryb. Z cichym warknięciem wyciągnął kościsty palec i zatrzymał serce handlarza, ale nie poprawiło mu to humoru.

A potem przypomniał sobie, co wydarzy się jeszcze tej nocy. Trudno byłoby stwierdzić, że się uśmiechnął, skoro jego rysy i tak zastygły w wapiennym grymasie. Zanucił jednak krótką melodyjkę, wesołą jak morowe powietrze. Przystanął jeszcze, by odebrać życie przelatującej ćmie i jedną dziewiątą żyć kotu ukrytemu pod straganem (wszystkie koty widzą oktarynę). A potem odwrócił się na pięcie i ruszył pod „Rozbity Bęben”.

* * *

Ulica Krótka w Morpork jest w istocie jedną z najdłuższych w tym mieście. Filigranowa przecinają na obrotowym końcu niby poprzeczka w literze „T”. Zaś „Rozbity Bęben” stoi w takim miejscu, że spogląda na całą długość ulicy.

Ciemny, podłużny kształt na najdalszym końcu ulicy Krótkiej uniósł się na setkach małych nóżek i ruszył biegiem. Z początku był to raczej leniwy trucht, jednak w połowie drogi pędził już szybko jak strzała…

Mroczniejszy cień przesuwał się wolno wzdłuż ściany „Bębna”, kilka sążni od dwóch trolli pilnujących drzwi. Rincewind pocił się. Jeśli usłyszą cichy brzęk specjalnie przygotowanych sakiewek u pasa…

Jeden z trolli stuknął kolegę w ramię, budząc tym odgłos jakby jeden kamyk uderzał o drugi. Wskazał na zalaną światłem gwiazd ulicę…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolor magii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolor magii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Kolor magii»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolor magii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x