Terry Pratchett - Kolor magii

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Kolor magii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolor magii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolor magii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To pierwsza część słynnego wieloksięgu rozgrywającego się na płaskiej ziemi śmieszna, mądra i cudownie zadowalająca jak wszystkie książki Pratchetta. W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna… Spójrzcie…

Kolor magii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolor magii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Wątpię — burknął Withel.

— Założysz się?

— Nie.

A kiedy Withel napiął mięśnie, by skoczyć na turystę, Rincewind uderzył i trafił go w szczękę. Przez sekundę złodziej patrzył na niego w zdumieniu, po czym powoli zwalił się w błoto.

Mag rozprostował obolałe palce, wypuszczając rulonik złotych monet. Pochylił się nad Withelem.

— Dobrzy bogowie — westchnął.

Podniósł głowę i wrzasnął, gdy kolejna głownia wylądowała mu na szyi. Płomienie sunęły wzdłuż dachów po obu stronach ulicy. Wszędzie dookoła ludzie wyrzucali oknami swój dobytek i wyciągali konie z dymiących stajni. Kolejny wybuch rozżarzonego do białości wulkanu, który jeszcze niedawno był „Rozbitym Bębnem”, posłał w powietrze cały marmurowy kominek.

— Opaczna Brama jest najbliżej! — zawołał Rincewind, przekrzykując trzask padających krokwi. — Idziemy!

Złapał opornego Dwukwiata za ramię i pociągnął ulicą.

— Mój Bagaż…

— Niech licho porwie twój bagaż! Jeśli zostaniesz tu jeszcze chwilę, odejdziesz tam, gdzie bagaż nie będzie ci potrzebny. Chodź!

Pobiegli wśród przerażonego tłumu. Mag chciwie wciągał do płuc chłodne powietrze. Coś go niepokoiło.

— Jestem pewien, że wszystkie świece pogasły — stwierdził nagle. — Więc od czego zapalił się „Bęben”?

— Nie wiem — jęknął Dwukwiat. — To straszne, Rincewindzie. A tak nam się dobrze układało.

Rincewind przystanął zdumiony. Jakiś uciekinier wpadł na niego i odskoczył przeklinając.

— Układało?

— Tak. Wspaniali ludzie, pomyślałem sobie. Mieliśmy pewne problemy językowe, ale tak im zależało, bym się do nich przyłączył, że nie chcieli nawet słyszeć o odmowie. Naprawdę mili chłopcy…

Rincewind chciał mu wyjaśnić, kiedy zrozumiał nagle, że nie wie, od czego zacząć.

— To będzie straszny cios dla biednego Grubasa — ciągnął Dwukwiat. — Na szczęście, był rozsądny. Mam jeszcze tego rhinu, który mi wpłacił jako pierwszą ratę.

Rincewind nie wiedział, co oznacza słowo „rata”, ale jego umysł pracował szybko.

Tu-bez-piekłeś „Rozbity Bęben”? — zapytał z niedowierzaniem. — Założyłeś się z Grubasem, że nie wybuchnie pożar?

— Oczywiście. Standardowa wycena. Dwieście rhinu. Czemu pytasz?

Rincewind odwrócił się i zapatrzył w pędzące ku nim płomienie. Myślał, jaką część Ankh-Morpork można by kupić za dwieście rhinu. Całkiem spory kawałek, uznał. Ale nie teraz, nie z tym ogniem…

Spojrzał na turystę.

— Ty… — zaczął, szukając w pamięci najgorszego słowa w trob; szczęśliwi beTrobi nie umieli nawet porządnie przeklinać.

— Ty… — powtórzył. Kolejna osoba wpadła na niego, niemal zahaczając niesionym na ramieniu ostrzem. Umęczony temperament Rincewinda eksplodował.

— Ty mały (taki, który mając miedziane kółko w nosie staje po kostki w wodzie na szczycie góry Raruaruaha podczas straszliwej burzy z piorunami i krzyczy, że twarz Alohury, Bogini Gromu, przypomina wyglądem spróchniały korzeń uloruaha)!

WYKONUJĘ TYLKO SWOJE OBOWIĄZKI, odparła postać, nim zniknęła w tłumie.

Słowa padały ciężko jak marmurowe płyty. Co więcej, Rincewind był pewien, że tylko on jeden je słyszał.

Pochwycił Dwukwiata.

— Wynośmy się stąd! — zaproponował.

* * *

Ciekawy efekt uboczny pożaru w Ankh-Morpork wiąże się z polisą tu-bez-pieczeni-ową, która opuściła miasto poprzez zniszczony dach „Rozbitego Bębna”, wzleciała wysoko w atmosferę dysku na wynikłych z katastrofy prądach termicznych i powróciła na ziemię kilka dni później i kilka tysięcy mil dalej, w uloruahowym buszu na wyspach beTrobi. Prości, weseli wyspiarze czcili ją potem jako boga, ku rozbawieniu bardziej cywilizowanych sąsiadów. Co dziwne, przez kolejne lata opady deszczu i plony były niemal nadnaturalnie obfite. W związku z tym Wydział Pomniejszych Religii Niewidocznego Uniwersytetu wysłał na wyspy zespół badawczy. Naukowcy uznali, że to wszystko tylko na pokaz.

* * *

Pędzony wiatrem pożar przemieszczał się szybciej niż ludzie. Opaczna Brama stała w płomieniach, kiedy dotarł tam Rincewind z twarzą zaczerwienioną i pokrytą bąblami oparzeń. On i Dwukwiat jechali już konno — nietrudno było zdobyć wierzchowce. Podstępny kupiec zażądał pięćdziesięciokrotnej ceny i rozdziawił usta, kiedy wciśnięto mu w rękę cenę tysiąckrotną.

Przejechali w chwili, gdy pierwsze wielkie belki bramy spadały na ziemię w deszczu iskier. Morpork był już ogromnym kotłem płomieni.

Kiedy galopowali zalaną krwawym blaskiem drogą, Rincewind kątem oka obserwował swego towarzysza. Dwukwiat usiłował właśnie nauczyć się konnej jazdy.

— Niech to piekło pochłonie! — pomyślał Rincewind. — On żyje! I ja też. Kto by przypuszczał? Może jest coś w tym odbitym-głosie-podziemnych-duchów?

Nie było to wygodne określenie. Rincewind usiłował dopasować język do trudnych zgłosek, jakie tworzyły słowo w mowie Dwukwiata.

— Ekolomia? — spróbował. — Ekro-gnozja? Echo-gnomia? To wystarczy. Brzmiało zupełnie podobnie.

* * *

Kilkaset sążni w dół rzeki za ostatnimi dymiącymi przedmieściami Ankh-Morpork dziwnie kanciasty i wyraźnie nasiąknięty wodą przedmiot dotknął dennego mułu przy opacznym brzegu. Natychmiast wysunął liczne nóżki i wdrapał się na suchy ląd.

Na brzegu Bagaż — czarny od sadzy, mokry i bardzo, bardzo zły — otrząsnął się i ustalił położenie. Potem ruszył dziarskim truchtem. Mały i wyjątkowo szpetny chochlik siedział na wieku i z zainteresowaniem obserwował okolicę.

* * *

Bravd spojrzał na Łasicę i uniósł brwi. — To już wszystko — zakończył Rincewind. — Bagaż dogonił nas jakoś, nie pytajcie mnie jak. Zostało jeszcze trochę wina?

Łasica podniósł pusty bukłak.

— Chyba masz już dość na tę noc — oświadczył.

Bravd zmarszczył czoło.

— Złoto jest złotem — stwierdził wreszcie. — Jak człowiek mający dużo złota może się uważać za biedaka? Albo jesteś biedny, albo bogaty. To chyba rozsądne.

Rincewind czknął. W tej chwili Rozsądek był dla niego czymś wyjątkowo trudnym.

— No… — powiedział. — Myślę, wiesz, chodzi o to, jakby to ująć, no, słyszeliście o oktironie?

Obaj bohaterowie przytaknęli. Ten niezwykły, opalizujący metal był na wybrzeżach Okrągłego Morza ceniony niemal równie wysoko jak myśląca grusza i niemal równie rzadki. Człowiek posiadający igłę z oktironu nigdy nie gubił kierunku, ponieważ zawsze wskazywała ona Oś świata — była niezwykle czuła na magiczne pole dysku. A oprócz tego w cudowny sposób cerowała skarpetki.

— No więc widzicie, myślę sobie, że złoto też ma swoje pole magiczne. Taką finansową magię. Echo-gnomię — Rincewind zachichotał.

Łasica przeciągnął się. Słońce stało już wysoko, a miasto w dole spowijały mgły i wypełniały trujące opary. I złoto, pomyślał. Nawet obywatel Morpork wobec groźby śmierci porzuci swe skarby, by ocalić skórę. Czas ruszać.

Niski człowieczek o imieniu Dwukwiat zasnął chyba. Łasica przyjrzał mu się i pokręcił głową.

— Miasto czeka, jakiekolwiek by nie było — oznajmił. — Dzięki za piękną opowieść, magu. Co teraz zrobisz?

Rzucił okiem na Bagaż, który natychmiast odsunął się i kłapnął wiekiem.

— Statki chwilowo nie odpływają — zachichotał znowu Rincewind. — Ruszymy chyba nadbrzeżnym traktem do Chirm. Rozumiecie, muszę się nim opiekować. Ale słuchajcie, nie zmyśliłem tego wszystkiego…

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolor magii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolor magii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Kolor magii»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolor magii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x