Terry Pratchett - Kolor magii

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Kolor magii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolor magii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolor magii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To pierwsza część słynnego wieloksięgu rozgrywającego się na płaskiej ziemi śmieszna, mądra i cudownie zadowalająca jak wszystkie książki Pratchetta. W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna… Spójrzcie…

Kolor magii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolor magii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

— Hej — powiedział słabym głosem. Kilka sążni dalej zauważył parę niemiłych ludzi, którzy podnieśli wieko Bagażu i podnieceni wskazywali sobie worki złota. Withel uśmiechnął się, przez co jego poznaczona bliznami twarz stała się jeszcze bardziej nieprzyjemna.

— Znam cię — oznajmił. — Rynsztokowy mag. A co to jest? Rincewind dostrzegł, że wieko Bagażu dygoce lekko, choć wcale nie ma wiatru. A on wciąż trzymał obrazkowe pudełko.

— To? Robi obrazki — wyjaśnił pogodnie. — Uśmiechaj się tak jak teraz, dobrze?

Cofnął się szybko i wskazał na pudełko. Withel wahał się przez chwilę.

— Co? — spytał.

— Tak dobrze. Wytrzymaj jeszcze trochę… — rzucił Rincewind.

Złodziej znieruchomiał, potem warknął i zamachnął się mieczem.

Rozległ się trzask i duet przeraźliwych wrzasków. Rincewind nie obejrzał się w obawie, że może zobaczyć rzeczy straszne. Zanim Withel znowu na niego spojrzał, był już po drugiej stronie placu i ciągle przyśpieszał.

* * *

Albatros powoli opadał zataczając szerokie kręgi. Zakończył lot pozbawionym godności trzepotaniem piór i ciężkim uderzeniem, lądując na platformie ptaszarni patrycjusza.

Dozorca ptaków drzemał w słońcu, nie oczekując długodystansowego przekazu tak prędko po porannej poczcie. Zerwał się na równe nogi.

Po kilku chwilach biegł już przez korytarze pałacu. Niósł kapsułę z listem i ssał na grzbiecie dłoni brzydką ranę od dzioba — skutek nieuwagi wywołanej zaskoczeniem.

* * *

Rincewind pędził aleją, nie zwracając uwagi na dochodzące z obrazkowego pudełka gniewne krzyki. Przeskoczył mur, a jego wystrzępiony płaszcz powiewał wokół jak pióra przerażonej kawki. Wylądował na dziedzińcu sklepu z dywanami, roztrącił towar i klientów, wykrzykując przeprosiny zanurkował do tylnego wyjścia, przemknął przez kolejną aleję i zahamował ryzykownie na moment przed bezmyślnym skokiem w nurt Ankh.

Podobno niektóre mistyczne rzeki potrafią jedną kroplą swej wody odebrać życie. Ankh mogłaby być jedną z nich, zwłaszcza gdy przeprowadziła już swe mętne wody przez podwójne miasto.

W dalekich okrzykach gniewu zabrzmiała piskliwa nuta przerażenia. Rincewind rozejrzał się gorączkowo w poszukiwaniu łodzi albo jakichś nierówności w stromym murze po obu stronach ulicy.

Znalazł się w pułapce.

Zaklęcie wezbrało nieproszone w jego umyśle. Błędem chyba byłoby stwierdzenie, że się go nauczył. To ono się go nauczyło. Zdarzenie to doprowadziło do wydalenia Rincewinda z Niewidocznego Uniwersytetu, bowiem dla zakładu ośmielił się zajrzeć do jedynego istniejącego egzemplarza Octavo, osobistej księgi zaklęć Stwórcy. Skorzystał z tego, że uniwersytecki bibliotekarz był wtedy zajęty czymś innym. Zaklęcie wyskoczyło ze strony i natychmiast wkopało się głęboko w umysł Rincewinda, skąd nie zdołały go wywabić nawet połączone wysiłki całego Wydziału Medycyny. Które dokładnie to było zaklęcie, także nie zdołano ustalić. Jedynie tyle, że należało do ośmiu podstawowych zaklęć, w zawikłany sposób wplecionych w samą osnowę czasu i przestrzeni.

Od tamtego dnia przy każdej okazji, gdy Rincewind czuł się szczególnie przegrany albo zagrożony, Zaklęcie objawiało niepokojącą aktywność i próbowało zostać wypowiedziane.

Rincewind przygryzł wargi, ale pierwsza sylaba przecisnęła się kącikiem ust. Mimowolnie wzniósł rękę i strzelił oktarynowymi iskrami. Wokół wirowała magiczna energia…

Bagaż wypadł zza rogu, a setki jego kolan poruszały się rytmicznie jak tłoki.

Rincewind rozdziawił szeroko usta. Zaklęcie zamarło nie wypowiedziane.

Kufrowi w najmniejszym stopniu nie przeszkadzał narzucony łobuzersko ozdobny dywan ani też złodziej wiszący za ramię u wieka. Był, w całkiem dosłownym tego słowa znaczeniu, martwym ciężarem. Dalej spod wieka wystawały resztki dwóch nie wiadomo czyich palców.

Bagaż zahamował kilka stóp przed magiem i po chwili wahania wciągnął nogi. Nie miał oczu, jednak Rincewind mógłby przysiąc, że mu się przygląda. Wyczekująco.

— Sio — odezwał się słabym głosem. Bagaż nie zareagował. Uchylił tylko wieko, wypuszczając martwego złodzieja.

Rincewind przypomniał sobie złoto. Można chyba założyć, że kufer musi do kogoś należeć. Czyżby pod nieobecność Dwukwiata jego właśnie uznał za swego pana?

Zbliżał się odpływ i w żółtym blasku popołudniowego słońca Rincewind widział odpadki spływające z prądem ku oddalonej o niecałe pięćdziesiąt sążni Rzecznej Bramie. W jednej chwili pozwolił przyłączyć się do nich martwemu złodziejowi. Nawet gdyby później ktoś go wyłowił, nie wywoła tym sensacji. A rekiny u ujścia były przyzwyczajone do solidnych i regularnych posiłków. Spoglądał za odpływającymi zwłokami i rozważał następne posunięcie. Bagaż prawdopodobnie nie tonie. Wystarczy poczekać do zmierzchu i wyruszyć na fali odpływu. W dole rzeki znajdzie wiele opustoszałych zatoczek, gdzie dobrnie do brzegu. A potem… Jeśli patrycjusz naprawdę rozesłał wieści, to zmiana ubrania i golenie rozwiążą ten problem. Zresztą istniały przecież inne kraje, a on miał zdolności językowe. Kiedy już dotrze do Chimery, Gonimu czy Ecaponu, nawet tuzin armii nie ściągnie go z powrotem. A wtedy… bogactwo, komfort, bezpieczeństwo…

Istniała, naturalnie, kwestia Dwukwiata. Rincewind pozwolił sobie na moment żalu.

— Mogło być gorzej — mruknął na pożegnanie. — To mogłem być ja…

Dopiero kiedy spróbował się ruszyć, zauważył, że zaczepił o jakąś przeszkodę.

Odwrócił głowę. Brzeg płaszcza tkwił pochwycony mocno wiekiem Bagażu.

* * *

— Witaj, Gorphalu — rzucił uprzejmie patrycjusz. — Wejdź, proszę. Usiądź. Czy zdołam cię namówić na rozgwiazdę w cukrze?

— Jestem na twoje rozkazy, panie — odparł spokojnie starzec. — Z wyjątkiem tych, które dotyczą konserwowanych szkarłupni.

Patrycjusz wzruszył ramionami i wskazał leżący na stole zwój.

— Przeczytaj to.

Gorphal rozwinął pergamin. Lekko uniósł brew, poznając znajome ideogramy Złotego Imperium. Przeczytał w milczeniu, po czyni odwrócił zwój i starannie zbadał pieczęć.

— Cieszysz się sławą znawcy Imperium — stwierdził patrycjusz. — Czy możesz wyjaśnić tę sprawę?

— Wiedza o Imperium nie polega na dostrzeganiu pewnych wydarzeń, a raczej na studiach pewnego sposobu myślenia — wyjaśnił stary dyplomata. — Wiadomość jest interesująca, przyznaję, lecz nie zaskakująca.

— Dzisiejszego ranka imperator polecił… — Patrycjusz pozwolił sobie na luksus zmarszczenia czoła. — Polecił mi, Gorphalu, by chronić te Dwa Kwiatki. A teraz okazuje się, że powinienem go zabić. Nie uważasz tego za zaskakujące?

— Nie. Imperator to zaledwie chłopiec. Jest… idealistą. Zapalczywym. Bogiem swego ludu. Tymczasem popołudniowy list, jeśli się nie mylę, pochodzi od Dziewięciu Wirujących Zwierciadeł, Wielkiego Wezyra. Postarzał się w służbie kolejnych imperatorów. Uważa ich za konieczny, acz kłopotliwy składnik pomyślnego kierowania imperium. Nie lubi, kiedy coś jest nie na swoim miejscu. Nie buduje się imperiów pozwalając, by rzeczy były nie na swoim miejscu. Taki wyznaje pogląd.

— Zaczynam rozumieć… — mruknął patrycjusz.

— Otóż właśnie. — Gorphal uśmiechnął się w głębi swej brody. — Ten turysta jest nie na swoim miejscu. Dziewięć Wirujących Zwierciadeł, kiedy wypełnił już rozkazy swego władcy, z pewnością podjął odpowiednie działania. Nie może pozwolić, by jakiś wędrowiec powrócił bezpiecznie do domu, przynosząc może ze sobą zarazę niezadowolenia. Imperium woli, by ludzie zostawali tam, gdzie ich się postawi. Wygodniej zatem byłoby, gdyby ten Dwukwiat zaginął na dobre w barbarzyńskich krainach. To znaczy, tutaj, panie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolor magii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolor magii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Kolor magii»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolor magii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x