Terry Pratchett - Kolor magii

Здесь есть возможность читать онлайн «Terry Pratchett - Kolor magii» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Город: Warszawa, Год выпуска: 1994, ISBN: 1994, Издательство: Prószyński i S-ka, Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolor magii: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolor magii»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

To pierwsza część słynnego wieloksięgu rozgrywającego się na płaskiej ziemi śmieszna, mądra i cudownie zadowalająca jak wszystkie książki Pratchetta. W odległym, trochę już zużytym układzie współrzędnych, na płaszczyźnie astralnej, która nigdy nie była szczególnie płaska, skłębiona mgiełka gwiazd rozstępuje się z wolna… Spójrzcie…

Kolor magii — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolor magii», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Rincewind opadł ciężko na łóżko.

— Chcesz zobaczyć bójkę? — zapytał.

— Tak. Co w tym złego?

— Przede wszystkim ludzie odnoszą rany.

— Ależ nie proponuję, żebyśmy wzięli w niej udział. Chcę ją tylko zobaczyć, nic więcej. A może kogoś z waszych sławnych bohaterów. Chyba to nie są bajki.

Ku zdumieniu maga, w głosie Dwukwiata zabrzmiał niemal błagalny ton.

— Tak, bohaterowie bywają tutaj — zapewnił pośpiesznie. Wyobraził ich sobie i na samą myśl otrząsnął się.

Wszyscy bohaterowie znad Okrągłego Morza prędzej czy później przekraczali bramy Ankh-Morpork. Większość pochodziła z barbarzyńskich plemion zamieszkujących skute lodem krainy wokół Osi, gdzie bohaterowie byli głównym towarem eksportowym. Niemal wszyscy nosili prymitywne magiczne miecze o niewytłumionych wibracjach na płaszczyźnie astralnej, powodujących potworne zamieszanie przy każdym subtelniejszym eksperymencie z magii stosowanej. Jednak nie to Rincewind miał im za złe. Był czarnoksięskim nieudacznikiem, wiec nie przejmował się, że samo pojawienie bohatera u bram miasta powoduje w całej Dzielnicy Magów wybuchy retort i materializację demonów. Nie. W bohaterach nie podobało mu się, że byli zawsze samobójczo posępni na trzeźwo i morderczo obłąkani po pijanemu. I było ich zbyt wielu. Najpopularniejsze trasy bohaterskich wypraw w okolicach miasta stawały się w sezonie wręcz zatłoczone. Mówiło się o planowanym podziale na turnusy.

Potarł palcem nos. Jedyni bohaterowie, których jakoś znosił, to Bravd i Łasica, w tej chwili poza miastem, oraz Hrun Barbarzyńca, który według standardów Osi był niemal intelektualistą, ponieważ umiał myśleć nie poruszając wargami. Aktualnie Hrun podobno wędrował gdzieś po obrotowej stronie.

— Widziałeś kiedy barbarzyńcę? — zapytał w końcu Rincewind. Dwukwiat pokręcił głową.

— Tego się obawiałem. Oni są…

Na ulicy rozległ się tupot biegnących stóp, a z dołu nowe wrzaski. Zaraz potem nastąpiło jakieś poruszenie na schodach. Drzwi odskoczyły, zanim Rincewind zdążył zebrać się w sobie i rzucić do okna.

Jednak zamiast na obłąkanego chciwością szaleńca, jakiego oczekiwał, spojrzał prosto w krągłą, czerwoną twarz sierżanta milicji. Odetchnął z ulgą. Naturalnie. Milicja zawsze baczyła, by nie mieszać się do bójek zbyt wcześnie, póki nie zyskała miażdżącej przewagi. Praca gwarantowała emeryturę i przyciągała ludzi ostrożnych i rozważnych.

Sierżant obrzucił niechętnym wzrokiem Rincewinda, a zaraz potem zaciekawionym Dwukwiata.

— Widzę, że tutaj wszystko w porządku — stwierdził.

— Jak najlepszym — potwierdził Rincewind. — Pewnie coś was zatrzymało?

Sierżant zignorował pytanie.

— A więc to jest ten cudzoziemiec? — upewnił się.

— Właśnie wychodziliśmy — wyjaśnił szybko Rincewind i przeszedł na trob. — Dwukwiat, moim zdaniem powinniśmy pójść na obiad gdzie indziej. Znam kilka niezłych miejsc.

Wyszedł na korytarz krokiem tak pewnym, na jaki tylko mógł się zdobyć. Dwukwiat ruszył za nim, a po kilku sekundach sierżant zakrztusił się nagle. To Bagaż zamknął wieko, wstał, przeciągnął się i pomaszerował za swoim panem.

Milicjanci wynosili ciała z sali na parterze. Ani jeden żywy nie pozostał na miejscu. Milicja dopilnowała tego, zostawiając walczącym dość czasu na ucieczkę tylnym wyjściem. Ten zgrabny kompromis ostrożności i sprawiedliwości opłacał się obu stronom.

— Kim są ci ludzie? — spytał Dwukwiat.

— No wiesz, po prostu ludzie — odparł Rincewind. I zanim zdążył się powstrzymać, jakaś część jego mózgu, która akurat nie miała nic do roboty, opanowała usta i dodała: — Właściwie bohaterowie.

— Naprawdę?

Kiedy jedna noga ugrzęźnie człowiekowi w Szarej Miazmie H’rull, łatwiej jest postąpić jeszcze o krok i zatonąć niż przedłużać walkę. Rincewind poddał się.

— Tak. Ten tam to Erig Wręcemocny, a tamten to Czarny Zenell…

— Czy jest tu Hrun Barbarzyńca? — Dwukwiat rozglądał się gorączkowo. Rincewind nabrał tchu.

— To tamten za nami.

Ogrom tego kłamstwa tak był przytłaczający, że jego wibracje przez jedną z niższych płaszczyzn astralnych sięgnęły aż do Dzielnicy Magów. Tam zderzyły się z potężną stojącą falą mocy, zawsze obecną w tej okolicy. Nabierając wielkiej prędkości przeskoczyły Okrągłe Morze i dotarły do samego Hruna Barbarzyńcy, który akurat walczył z parą gnoili na pokruszonej półce skalnej wysoko w Górach Caderack. Bohater poczuł chwilowy i niewytłumaczalny niepokój.

Dwukwiat tymczasem podniósł wieko Bagażu i właśnie wyjmował ciężki czarny sześcian.

— Niesamowite — powtarzał. — W domu nigdy mi nie uwierzą.

— Co on wyprawia? — spytał z powątpiewaniem sierżant.

— Jest zadowolony, że nas uratowaliście — odparł Rincewind. Spoglądał z ukosa na czarne pudełko, oczekując niemal, że wybuchnie albo zacznie wydawać dziwne muzyczne tony.

— Aha — mruknął sierżant. On także obserwował pudełko. Dwukwiat uśmiechnął się do nich promiennie.

— Chciałbym uwiecznić to wydarzenie — oznajmił. — Poproś ich, żeby stanęli koło okna. To potrwa tylko chwilkę. I… ehm, Rincewind?

— Tak?

Dwukwiat stanął na palcach i szepnął mu do ucha:

— Wiesz chyba, co to jest, prawda?

Rincewind przyjrzał się pudełku. Z przedniej ścianki sterczało okrągłe szklane oko, a z tyłu mała dźwignia.

— Niezupełnie — stwierdził.

— To urządzenie do szybkiego tworzenia obrazów. Nowy wynalazek. Szczerze mówiąc, jestem z niego dumny, ale… ci dżentelmeni chyba… no wiesz, mogą się… trochę przestraszyć. Mógłbyś im to wytłumaczyć? Oczywiście wynagrodzę ich za stracony czas.

— On ma pudełko z zamkniętym w środku demonem, który maluje obrazy — oznajmił zwięźle Rincewind. — Róbcie, co wam ten wariat każe, a dostaniecie złoto.

Milicjanci uśmiechnęli się nerwowo.

— Tobie też chcę zrobić obraz, Rincewindzie. Teraz dobrze.

— Dwukwiat wyjął złote kółko, które Rincewind widział już wcześniej, przez chwilę spoglądał na jego niewidoczną tarczę, mruknął:

— Trzydzieści sekund powinno wystarczyć — i zawołał wesoło: — Proszę o uśmiech.

— Uśmiechać się — warknął Rincewind. W pudełku coś zaterkotało.

— Doskonale.

* * *

Ponad dyskiem szybował drugi albatros. Był tak wysoko, że jego małe, wściekle pomarańczowe oczka widziały cały świat i ogromne, błyszczące, falujące Okrągłe Morze. Ptak miał do nogi przywiązaną żółtą kapsułę z listem. Daleko w dole, niewidoczny w chmurach, machając lekko skrzydłami wracał do domu jego odpowiednik, który przyniósł patrycjuszowi Ankh-Morpork pierwszą wiadomość.

* * *

Zdumiony Rincewind oglądał niewielki kwadracik szkła. Był tam odwzorowany w całej okazałości, w wiernych kolorach: stał przed grupą milicjantów, których twarze zastygły w wyrazie przerażenia.

W tej chwili wszyscy zaglądali mu przez ramię i szemrali ze zgrozą.

Uśmiechnięty Dwukwiat mrugnął porozumiewawczo i wydobył garść mniejszych monet, w których Rincewind poznawał już ćwierć rhinu.

— Miałem podobne kłopoty, kiedy zatrzymałem się na Brunatnych Wyspach — oświadczył Dwukwiat. — Myśleli, że ikonograf kradnie im kawałek duszy. Zabawne, co?

— Arg — odparł Rincewind. Ponieważ było to trochę za mało, by podtrzymać rozmowę, dodał jeszcze: — Nie jestem tu specjalnie podobny do siebie.

— Bardzo łatwo go obsługiwać. — Dwukwiat zignorował tę wypowiedź. — Popatrz, wystarczy nacisnąć ten guzik. Ikonograf sam załatwi resztę. Teraz ja stanę obok Hruna, a ty zrobisz obrazek.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolor magii»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolor magii» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Kolor magii»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolor magii» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x