Olga Gromyko - Wiedźma Opiekunka. Część 1

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Wiedźma Opiekunka. Część 1» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiedźma Opiekunka. Część 1: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiedźma Opiekunka. Część 1»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W. Redna powraca… i jest jeszcze w.redniejsza!
Czas rozpocząć prawdziwe życie. I to nie byle gdzie – na młodą czarownicę czeka już posada w Dogewie. Tak, tak, Wolha kończy swoją edukację na magicznym uniwersytecie. I to z wyróżnieniem!
Pomiędzy nią, a dyplomem stoi już tylko jedna, jedyna przeszkoda. Staż. Na zamku.
U wyjątkowo niewydarzonego władcy.
Diabeł może by sobie w takiej sytuacji nie dał rady, ale baba…

Wiedźma Opiekunka. Część 1 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiedźma Opiekunka. Część 1», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– A co z tym amuletem, który dostałaś od wampira? Mówiłaś, że ukrywa myśli.

– Ale nie przed Lenem. Może być, że dla pozostałych władców także nie jest przeszkodą. W każdym razie najpierw powinnyśmy znaleźć zwykłego wampira i z nim porozmawiać.

– I jak masz zamiar go szukać? – Orsana z zazdrością odprowadziła spojrzeniem konny patrol. Oficjalnie strażnicy byli częścią legionu, o którym ona marzyła. Oczywiście objeżdżanie miasta z batem zamiast miecza (który można wyciągać tylko w sytuacjach nadzwyczajnych) nie było szczególnie bohaterskie, ale rzadko który dzień mijał bez potyczek z nieporządnymi obywatelami i krwawych bijatyk, podczas gdy legioniści w koszarach w czasie pokoju cierpieli na chroniczny brak zajęcia. Tfu – tfu, jak na razie wojny nie było widać nawet na horyzoncie, więc po namyśle Orsana nie odmówiłaby przejechania się po mieście w ten sposób: patrząc na wszystkich z góry, bawiąc się batem, w dźwięcznie brzdąkającej kolczudze.

Jeden ze strażników, sympatyczny szatyn, pomachał ręką dziewczynie, która zachłannie i wprost gapiła się na legionistów. Orsana zmitygowała się, zaczerwieniła po koniuszki włosów i odwróciła do mnie.

– Masz jakiś pomysł, żeby go znaleźć? – powtórzyła.

– Właśnie się zastanawiam – westchnęłam. Strażnik, który zwrócił na Orsanę uwagę, nawet przytrzymał konia, ale jako że ona już nie patrzyła w jego kierunku, dogonił towarzyszy i razem z nimi skręcił w sąsiednią uliczkę. – Ktoś mi mówił, że wampira nie da się wyśledzić… No to sprawdzimy rano, ze świeżą głową, czy rzeczywiście tak jest. A póki co chyba warto coś przegryźć, nie?

– Pomysł niezgorszy – zgodziła się Orsana.

Na końcu ulicy znalazła się zadbana karczma z wiele obiecującym szyldem „Pod Trzema Wesołymi Wampirami”. Z tego, co wiedziałam, tego typu lokale otrzymywały nazwy albo z powodu lokalizacji, albo właściciela, albo jakiegoś bardziej znaczącego wydarzenia. Tak że było bardziej niż prawdopodobne, że kiedyś imprezowały tu wampiry w ilości sztuk trzech. Pozostało mi tylko zastanawiać się, na czym polegała ta impreza. Zresztą właścicielowi mogło chodzić również o to, że w jego karczmie nawet wampiry nie będą się nudzić. Zsiadłyśmy z koni i na nasze spotkanie natychmiast wyskoczył chłopczyk, który przejął lejce i odprowadził zwierzęta do koniowiązu. Rzuciłam mu drobniaka, jako pierwsza weszłam do karczmy i z niezadowoleniem zobaczyłam, że wszystkie stoły są zajęte. Akurat musiałyśmy trafić na moment, kiedy ludzi jest najwięcej – dzień pracy się skończył, dopiero co zapada zmrok, a solidnie już wyrośnięty apetyt nie pozwala nogom przejść obok celowo otwartego na oścież okna kuchni.

Miałyśmy szczęście: karczmarz nie zdążył nawet napełnić kufli zamówionym przez nas kwasem, a dobrze już podpite towarzystwo, składające się z krasnoludów i ludzi, szczodrze sypnęło na stół złotem i lekko chwiejną, niezwartą grupą ruszyło w kierunku wyjścia. Złapałyśmy za kufle i zajęłyśmy wolne miejsca.

– A dlaczego takiego wampira nie można wyśledzić? Jak on w ogóle wygląda? – Orsana obrzuciła zadymione pomieszczenie ostrożnym spojrzeniem, jak gdyby oczekując, że któryś z gości zamieni się w nietoperza i ze złowieszczym rechotem wyleci przez komin.

– Nijak. – Wzruszyłam ramionami i poprawiłam się: – Znaczy jak zwykły człowiek. Kły chowa w wąsach i brodzie, a skrzydła pod płaszczem albo kurtką.

Nieszczęśliwie dla nas, wszyscy przebywający w karczmie wyróżniali się solidnym zarostem, nawet panna roznosząca potrawy mogła pochwalić się rzadkim czarnym wąsikiem nad górną wargą.

Orsana obejrzała się przez ramię, świdrując wzrokiem grubego brodacza w czarnym płaszczu, który wchłaniał piwo z kufla o rozmiarach większych niż niejedna beczułka.

– Czyli każdy z tych typków może okazać się wampirem?

Brodacz z hukiem postawił pusty kufel na stole, otarł wąsa ręką i głośno beknął.

– Niewykluczone.

– No to zaraz sprawdzimy. – Zanim zdążyłam otworzyć usta, dziewczyna wlazła na stół i podniosła ręce nad głową, ściągając na siebie uwagę wypełnionej po brzegi sali. – Szanowne druże! Chwilinkę uwagi! Chciałabym zrobić niewielką objawę. Widzicie, szukamy wąpierza. Duże treba nam z nim pomówić! Słowo honoru, tylko pomówić, sama za czosnkiem nie przepadam. Wiem, że tu jest, więc…

Nigdy nie dowiedziałam się, co Orsana miała zamiar zaproponować wampirowi. „Szanowne druże” zapobiegawczo zdecydowało, że nie ma zamiaru przeciągać swojego pobytu w karczmie wypełnionej wampirami, i jak jeden mąż rzuciło się ku wyjściu, wydając z siebie kwiczące i wyjące dźwięki.

Moja towarzyszka ze zdziwieniem rozejrzała się dookoła. Na podłodze kręcił się drewniany kufel, otwarte drzwi skrzypiały, a z kranika dębowej beczki cienkim strumykiem sączyło się piwo.

Poza nami w karczmie nie pozostała nawet jedna żywa dusza.

– Genialnie! – Odchyliłam się na oparcie krzesła i kilkakrotnie klasnęłam w dłonie. – Już wiem, do kogo się zwrócić, gdy nie będzie wolnego stolika.

– Hm, to nie do końca tak miało zadziałać – z pewnym zakłopotaniem przyznała Orsana, złażąc ze stołu. – Kto mógł wiedzieć, że oni tak gwałtownie zareagują… A może wszyscy byli wampirami?

– I niby stado wampirów przestraszyło się dwóch dziewczyn? Nie, niestety, byli ludźmi. Sugeruję możliwie szybką ucieczkę ich śladem, zanim pojawi się tu straż miejska. Za takie dowcipy możemy trafić do jamy na dwa miesiące albo i dłużej.

Orsana mruknęła coś ze sceptycyzmem, ale uznała, że nie będzie się stawiać. Złapałyśmy swoje rzeczy z ławy i szybkim krokiem porzuciłyśmy gościnne progi karczmy. Odwiązałyśmy konie (Smołka akurat kończyła przegryzanie koniowiązu, i to wyłącznie dla czystej przyjemności, jako że przegryzienie lejców było znacznie prostsze), zgodnie wskoczyłyśmy w siodła i z miejsca ruszyłyśmy galopem.

Niestety, nasza ucieczka nie przeszła niezauważona.

– Ktoś za nami jedzie – szepnęła Orsana, gdy już zwolniłyśmy do kłusa i skręciłyśmy w jakąś uliczkę. – Cii – i – i, nie oglądaj się! To strażnik.

– Jesteś pewna?

– Tak. Ma kolczugę. I rudego konia.

– I co z tego?

– Herb Witiagu to rudy lis na złotym tle. I dlatego cała straż ma pozłacane kolczugi i rude konie.

– Oż leszy! Mam nadzieję, że to nie o twój występ w karczmie chodzi.

– Nie mam pojęcia. Ale jedzie za nami już dość długo.

– Może nasza przewaga liczebna go przytłacza i ma nadzieję na spotkanie z patrolem?

– Płonne marzenia. Patrole nie zapuszczają się w takie zaułki. Instynkt samozachowawczy, rozumiesz.

– No to czego on od nas chce?

– Czeka na datek – zasugerowała Orsana. – Chodź, demonstracyjnie wywrócimy kieszenie, a nuż się odczepi?

– A może spytamy go wprost? – Powstrzymałam kobyłę. Szerokość ulicy nie pozwalała mi na wykonanie obrotu, póki Orsana mnie nie wyprzedzi, ale w słowniku Smołki pojęcie „niemożliwe” nie istniało. Ignorując możliwe powiązania pomiędzy naciągnięciem wodzy i komendą „prr!”, ruszyła tyłem – z niezmąconym wyrazem pyska i dokładnie taką samą szybkością jak zwykle, stabilnym, płynnym kłusem. Zanim Orsana zdążyła zawrócić Wianka, ja już zrównałam się z naszym prześladowcą.

Dokładnie tak, jak podejrzewała Orsana, był to strażnik. Kolczugę co prawda miał nie złoconą, a z jakiegoś bladozłocistego metalu, ale poza nią mógł poszczycić się znakiem na prawym rękawie, tarczą z herbem i przydziałowym siodłem ze znakiem stajni odciśniętym na przednim łęku. Wyglądał na trzydziestkę i robił wcale sympatyczne wrażenie: regularne rysy twarzy, wysokie czoło, mądre brązowe oczy ze zmarszczkami od uśmiechu w kącikach, krótkie ciemne włosy, równo przystrzyżona broda i szczoteczka wąsów.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x