Olga Gromyko - Wiedźma Opiekunka. Część 1

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Wiedźma Opiekunka. Część 1» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiedźma Opiekunka. Część 1: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiedźma Opiekunka. Część 1»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W. Redna powraca… i jest jeszcze w.redniejsza!
Czas rozpocząć prawdziwe życie. I to nie byle gdzie – na młodą czarownicę czeka już posada w Dogewie. Tak, tak, Wolha kończy swoją edukację na magicznym uniwersytecie. I to z wyróżnieniem!
Pomiędzy nią, a dyplomem stoi już tylko jedna, jedyna przeszkoda. Staż. Na zamku.
U wyjątkowo niewydarzonego władcy.
Diabeł może by sobie w takiej sytuacji nie dał rady, ale baba…

Wiedźma Opiekunka. Część 1 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiedźma Opiekunka. Część 1», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Sławetny elfi zamek znajdował się w odległości wiorsty od miasta i prezentował sobą malownicze gruzowisko biało – fiołkowych kamieni z jedną jedyną ocalałą, ale wyraźnie przechyloną wieżą. Oględziny całości zajęły nam równo kwadrans: od północnej strony budynek był restaurowany, czyli do samego szczytu wyrastały przegniłe i częściowo osypane rusztowania, którym remont potrzebny był wcale nie mniej niż zamkowi jako takiemu. Zachodnia część była w ruinach do tego stopnia, że nie bardzo można było tam wejść. Wschodnią zasłaniał las. A na polance przed jako tako ocalałym sadem siedział barwnie ubrany mężczyzna, tulący do siebie lutnię, ale posiadający też przytroczony do pasa miecz i ciężką kuszę za plecami.

– Panny to pewno chcą sobie zamek obejrzeć? – zakrzyknął radośnie, wybiegając nam na spotkanie. – To ja w jednej chwili i pokażę, i opowiem, i nawet jakaś” ciekawa skorupa się na sprzedaż znajdzie!

– Przepraszam, a pan to kto? – spytałam, nie potrafiąc wydedukować tej informacji z posiadanych danych.

– Tutejszy stróż, a przy okazji oświecam przejezdne ludki co do tych ruin – wyjaśnił z dumą, poruszając ramionami, żeby poprawić ześlizgującą się kuszę. – Opowiadam o zamku i elfach, mogę tak po prostu, mogę smętnym wierszem przy lutni. – 1 na dowód przeciągnął ręką po wyraźnie obwisłych strunach. Konie cofnęły się, a ja drgnęłam i zaczęłam szukać spojrzeniem kota, którego ktoś przytrzasnął drzwiami.

– A co tu jest do pilnowania?

– No przecież psuje, wszędzie psuje – poskarżył się stróż – bajarz. – Obrazki malują na ścianach takie, że wstyd patrzeć, i jeszcze wyłamują z podłogi te malutkie zdobione płytki. Że też im się chce ręce zdzierać, przecież łomem to się znacznie wygodniej robi, a za pięć miedziaków sam złapię narzędzie w garść i wyłamię. Tylko mi pokażcie palcem którą!

– I węgielek z drabiną nam pan podstawi? – spytałam złośliwie.

– E, za dużo panna chce! – oburzył się stróż. – Oczywiście, że nie podstawię, póki nie dołożycie jeszcze srebrnika! No to co? Bajać o tych elfach?

– To może najpierw pokrótce, dla wprowadzenia – zaproponowała najemniczka. – A my się zastanowimy.

– Pokrótce? No da się, czemu nie. Znaczy się tego, no… elfy… one, znaczy tego! Były tutaj, cosiaj robiły, kto tam te nieludzie wie! A potem w nocy toto wszystko wzięło i ja – ak huknęło! Tamoj, tutaj i gotowe! I, no tego, znaczy się zamek na wszystkie strony frrrr! I ni ma. – Stróż rozłożył ręce i z nadzieją popatrzył po nas, oczekując materialnego wynagrodzenia za barwną opowieść. My wyraziłyśmy całymi sobą uczciwy zachwyt, obiecałyśmy, że wrócimy po dokładny opis wydarzeń, po czym okrążyłyśmy zamek i próbując uniknąć „opowiadacza”, ukryte, zagajnikiem wróciłyśmy na trakt.

– Ruiny to jednak ruiny – filozoficznie skonstatowała Orsana. – Wszystkie takie same są, i elfie, i ludzkie. Nie ma w nich za bardzo co podziwiać.

– Oprócz nieprzyzwoitych malunków – przytaknęłam.

Za wjazd do miasta zażądano od nas po drobnej srebrnej monecie – że niby na remont drogi. Orsana zasugerowała, by strażnicy własnoręcznie wyłożyli na rzeczoną po kawałku bruku, ale oni odpowiedzieli paskudnym rechotem i natychmiast po otrzymaniu opłaty wysłali gońca do najbliższej tawerny. Wątpię, by miał przynieść kamienie.

Witiag mało różnił się od Starminu. W ciągu ostatnich lat bardzo się rozrósł – z powodu bliskości morza i wygodnej lokalizacji. Od strony otaczających morze gór do miasta nie mógł podejść żaden wróg, od strony jezior tym bardziej, więc jedynym przeciwnikiem w okolicy były komary, mnożące się w niesamowitych wręcz ilościach. Wojownicze plemiona koczowników, które raz na jakiś czas najeżdżały okolicę, grabiły tylko przygraniczne sioła, a duże wojny z sąsiadami dogasały pod kamiennymi murami stolicy.

Tutaj, w Witiagu, mury były niższe i trzymający je cement trochę bardziej rozwodniony, a już na pewno nikt nie pofatygował się, by wyszlifować same kamienic do połysku, żeby szturmujący wróg nie znalazł podparcia ani dla ręki, ani dla haka (po chwili wykryłyśmy, że trochę dalej ściany w ogóle nikną, by znowu wyrosnąć przy wyjeździe z Witiagu, w związku z czym do miasta spokojnie można się było dostać opłotkami).

Tuż za bramą trafiłyśmy na mnogość kramów i Orsana natychmiast pozbyła się dwóch pozostałych kładni na rzecz prostego, ale solidnego siodła. Jeśli idzie o słodycze, czyli drugi symbol Witiagu, to trzeba przyznać – miałyśmy o wiele więcej szczęścia niż w przypadku zamku: gotowane w miodzie orzechy smakowały ponad wszystkie pochwały. Na dokładkę mojej towarzyszce ogromnie spodobał się olbrzymi piernik w kształcie drapieżnie wyszczerzonego słoneczka o wyłupiastych oczach, wyglądającego tak, że trudno było powiedzieć, kto tu miał kogo zjadać.

– A mnie się jednak wydaje, że rozwiązania należy szukać w Arlissie – z przekonaniem stwierdziła najemniczka. Obrzuciła szybkim spojrzeniem lepkie miedziaki reszty, po czym przesypała je do sakiewki. Przypomniałam sobie, jak moi rodzice z mozołem rozsuwali na dłoni drobne monetki, poruszając wargami przy niezwykłej dla siebie pracy umysłowej. Może Orsana miała za sobą darmową szkołę przyświątynną dla dzieci chłopów, chociaż mnie osobiście ledwie nauczyli tam liczenia na palcach rąk. – A może by nam się jakoś udało wywabić ich władczynię i odpytać ją na osobności?

– Ta, sama wybiegnie ci na spotkanie z otwartymi ramionami – mruknęłam ponuro, również rozmyślając o naszych dalszych planach.

– Oj, daj spokój, przecież jesteś wiedźmą – beztrosko rzuciła najemniczka, zatapiając zęby w pierniku. – Zaczarujesz ją i po kłopocie.

– Biegnę i pędzę! Władcy są odporni na zaklęcia.

– A to dlaczego?

– Są telepatami.

– I co z tego? Ja też wiem, jak rzucać ogniem: krzyczy się: „Ryj!” i macha ręką. Ale coś mi się nie wydaje, żeby mi to miało pomóc, prawda? – Orsana zaczerwieniła się i dodała: – Próbowałam… Kiedyś, dla żartu.

– Roili – poprawiłam odruchowo. – To nie jest wcale takie proste. Zaklęcia zasadniczo składają się z trzech komponentów: potrzebne są słowo, ruch i oddana przez maga moc. I jeszcze cała masa warunków działania, i właśnie od tej strony zwykle podchodzą do sprawy wampiry. Chociażby jeśli idzie o pulsary: tak w ogóle one są samonaprowadzające, ale dolatując do celu, z nieznanego powodu odskakują, jeśli się machnie w ich kierunku gałęzią.

– Byłam na dorocznym turnieju winesskich czarodziejów, ale nie zauważyłam, żeby machali gałęziami – sceptycznie zaoponowała przyjaciółka. – O rany, on jest z nadzieniem! Chcesz spróbować?

Nadgryzione słoneczko, krwawiące porzeczkową konfiturą, wyglądało cokolwiek smętnie.

– Nie, dzięki. Po pierwsze, ty spróbuj najpierw zgadnąć, jakie zaklęcie zastosuje przeciwnik, a po drugie, ja osobiście rzucam ogniem bez uprzedzania wroga. I jeżeli długie zaklęcie czasem można przerwać w połowie tworzenia, to z pulsarem taka sztuczka się nie uda. A władca dokładnie wie, czego i kiedy użyję, tak więc nic z tego.

Nagle drogę przebiegł nam ogromny szary szczur. Wianek prychnął z przestrachem i stracił rytm. Smołka po kociemu przysiadła na przednich nogach i kłapnęła zębami, ale spudłowała. Ze złością kopnęłam ją w bok. Solidnie upity chłopina w drzwiach karczmy usiadł na tyłku i wyglądał tak, jakby obiecał sobie, że zachowa trzeźwość przynajmniej przez tydzień.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x