Olga Gromyko - Wiedźma Opiekunka. Część 1

Здесь есть возможность читать онлайн «Olga Gromyko - Wiedźma Opiekunka. Część 1» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wiedźma Opiekunka. Część 1: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wiedźma Opiekunka. Część 1»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

W. Redna powraca… i jest jeszcze w.redniejsza!
Czas rozpocząć prawdziwe życie. I to nie byle gdzie – na młodą czarownicę czeka już posada w Dogewie. Tak, tak, Wolha kończy swoją edukację na magicznym uniwersytecie. I to z wyróżnieniem!
Pomiędzy nią, a dyplomem stoi już tylko jedna, jedyna przeszkoda. Staż. Na zamku.
U wyjątkowo niewydarzonego władcy.
Diabeł może by sobie w takiej sytuacji nie dał rady, ale baba…

Wiedźma Opiekunka. Część 1 — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wiedźma Opiekunka. Część 1», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Chlebka konik spróbował, i to z głębi serca – z nadmiaru miłości Orsana podsunęła mu przed pysk cały pozostały nam kawałek, prawie pół bochenka. Częstowany głupi nie był, szybciutko, póki nowa właścicielka się nie opamiętała, skorzystał z jej szczodrości.

– Nie rozumiem – stwierdziła Orsana, gdy chleb się skończył, a jej zachwyt nieco opadł. – Jego poprzedni właściciel mógł sam zapłacić magowi kilka kładni za uzdrowienie i znacznie korzystniej sprzedać konia. Dlaczego tego nie zrobił?

– Ponieważ, szanowna panno legionistko – uśmiechnęłam się z wyższością, głaszcząc wierzchowca po długiej grzywie – specjaliści mojej klasy nie szlajają się po traktach i nie leczą zwierząt. Do twojej wiadomości, ja jestem zawodowym magiem praktykiem, i to mającym dyplom z wyróżnieniem. My zwykle na takie zabawki się nie rozdrabniamy.

Smołka, która do tego momentu z obawą obserwowała nas z daleka, podeszła i zazdrośnie władowała się pomiędzy mnie i rumaka. Musiałam również jej poświęcić chwilę uwagi.

– Ojojoj… – przedrzeźniła mnie Orsana ze słabo skrywanym zachwytem. – Też mi się znalazła specjalistka w zniszczonych butach.

– Wiesz no, potrafię załatać dziury i nawet przykryć buty iluzją nowych, ale przecież one w każdej chwili mogą… Dziwne – stwierdziłam nieoczekiwanie, przerywając poprzednie zdanie i w skupieniu wsłuchując się w siebie – moja rezerwa już wróciła do normy.

– Że co?

– Każdy mag ma do dyspozycji pewną rezerwę, ilość energii, mocy, którą może wydać na raz. A potem musi albo szukać jej zewnętrznego źródła, albo czekać od paru godzin do dwóch – trzech dni. I im więcej tej energii wydał, tym wolniej jej przybywa – wyjaśniłam pokrótce.

– No dobrze. – Orsana wzruszyła ramionami. – Czyli im prędzej, tym lepiej, nie?

– Zgadza się, ale przecież nie tak szybko!

– A to dlaczego?

Ponieważ to jest po prostu niemożliwe! – pomyślałam, ale tylko machnęłam ręką, że nie ma sprawy.

Najemniczka zostawiła kwestię niezrozumiałej rezerwy w spokoju, jej myśli zajęte były czym innym. Rumak nadal parskał i tańczył, a ona nie mogła się doczekać, żeby wypróbować go w akcji. Nie czekając, aż wyjdziemy na równą drogę, już na skraju lasu wskoczyła na koński grzbiet i rozkazująco cmoknęła.

Szczęśliwie, koń okazał się mądrzejszy niż siedząca na nim dziewczyna – nie ruszył z kopyta, a ostrożnie poszedł po wysokiej trawie, starannie, jak na defiladzie, podnosząc nogi. Widać było, że został doskonale wyćwiczony do wyścigów – nawet najgłupszy jeździec nie potrafiłby zepsuć mu startu bezsensownym przyśpieszaniem i spowalnianiem w najmniej odpowiednich momentach. Zresztą Orsanie wystarczyła myśl, że siedzi na własnym koniu, więc nie miała najmniejszej ochoty go poganiać.

– Ale wyplata! – zachwyciła się i natychmiast zdecydowała: – Nazwę go Wiankiem.

Na drodze Wianek przyzwyczaił się i ruszył sprężystym inochodem w tempie galopu. Dogoniłyśmy i wyprzedziłyśmy wóz z chłopem, który ze zdziwienia aż stanął na koźle. Zimnokrwisty uznał, że zaraz dostanie batem, więc dobrowolnie przyśpieszył kroku, biedny woźnica nie dał rady utrzymać równowagi i upadł na plecy, zadzierając nogi nad burtą wozu.

Orsana cała aż lśniła ze szczęścia, a ja robiłam się coraz bardziej i bardziej pochmurna, niczym wieczorne niebo nad górami. Dopiero na popasie, przy wesoło trzaskającym ognisku, zebrałam się, by wypowiedzieć na głos przyczynę nieoczekiwanej zmiany nastroju.

– No i już – westchnęłam. – Teraz masz pełny ekwipunek. Miecz zdobyłyśmy, konia kupiłyśmy. Możesz jechać i startować do tego swojego legionu.

Orsana na wszelki wypadek przywiązała Wianka do drzewa, a rozsiodłana Smołka jak pies ułożyła się obok ogniska, z łbem opartym o wyciągnięte przednie nogi i z podciągniętymi tylnymi.

– Czyli nie pojedziesz ze mną do Witiagu? – ostrożnie spytała mnie towarzyszka.

Powoli pokręciłam głową:

– Chyba tu jestem bardziej potrzebna.

– Chyba? Pojawiły się jakieś problemy?

– Ależ one wcale nie znikły – westchnęłam ponownie. – Tylko że cokolwiek bym wymyśliła, to nie mam pojęcia, co z nimi robić. Przystałam na twoją propozycję, żeby się przynajmniej czymś zająć i do reszty nie zwariować. A teraz kłopoty znowu wysunęły się na pierwszy plan, więc nie mogę z czystym sumieniem pojechać do Witiagu, żeby podziwiać zamek. Pracę da się znaleźć i w tej okolicy, a nuż coś mi się wyklaruje.

Najemniczka spoważniała, przysunęła się bliżej i położyła mi rękę na ramieniu, uważnie patrząc w oczy.

– Wolho, gadaj.

– Obawiam się, że moja opowieść ci się nie spodoba.

– Nie wątpię! Właśnie dlatego problemy są problemami, że psują ludziom humor.

– Ale ty sobie nawet nie wyobrażasz, jak bardzo twój się zepsuje. – Uśmiechnęłam się ze smutkiem.

Kiedy po Szkole rozeszła się plotka o mojej przyjaźni z wampirami, z dwóch tuzinów przyjaciół zostało mi tylko czworo. I to wśród wykształconych magów, po roku wykładów, z ras rozumnych, ludzi jakoby wolnych od uprzedzeń! Więc czego mogłabym się spodziewać po najemniczce ze zwykłej chłopskiej rodziny?

– Nie ufasz mi? – obraziła się Orsana.

– Ufam i chcę, żebyśmy rozstały się w przyjaźni.

– To jakież ze druzi – do reszty rozzłościła się najemniczka, mieszając belorskie słowa z winesskimi. – Akszo wony z toboju tilki w radości zastajutsi? Na koj wtedy wony potrzebne? Dawaj?!

No to opowiedziałam. Po prostu żeby się wygadać, a dalej się zobaczy.

* * *

Byłam pewna, że tej nocy Orsana nie zaśnie, a o świcie przypomni sobie, że ma do załatwienia jakieś pilne sprawy gdzieś daleko stąd. Albo niewiele lepiej – uzna mnie za wariatkę. W najgorszym razie natomiast nie pożegna się w ogóle, a biedny Wianek nie wytrzyma dzikiej gonitwy przez nocny las i padnie po półsetce wiorst.

Najemniczka wysłuchała mnie z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, nie przerywając ani nie uciekając spojrzeniem, po czym w zamyśleniu pogładziła się po brodzie i jak gdyby nigdy nic stwierdziła:

– Mhm, nieźle się wpakowałaś. No to co robimy? Zapatrzyłam się na nią, nie dowierzając własnym uszom.

– Mówisz, że po śmierci twój przyjaciel zmienił się w wilka, ale nie masz pojęcia, dlaczego cię zaatakował i nawiał – spokojnym tonem ciągnęła Orsana. – No to czemu nie miałabyś zapytać kogoś, kto wie? Masz jeszcze jakichś znajomych wśród wampirów?

– Masę – odparłam machinalnie. – Nie boisz się?

– Czego? – zdziwiła się szczerze. – Ciebie? Chyba żartujesz! Jeśli nie zagryzłaś mnie przez trzy noce, to nie mam najmniejszego zamiaru bać się czwartej, i niech ci się nie wydaje, że w ten sposób uda ci się uniknąć nocnych wart. Mam jeszcze chwilę i jeśli zaraz uda nam się wymyślić, co robić, to zrobimy to bez ociągania się.

– Orsana, jesteś cudowna. – Uśmiechnęłam się ze wzruszeniem. – Ale nie mam pomysłu, co mogłybyśmy uczynić. Len, znaczy się wilk, nawiał. Nie bardzo chcę wracać do Dogewy, bo tam się zacznie histeria, jakby ogłoszono koniec świata! Niech lepiej jeszcze chwilę pozostaną w błogiej nieświadomości, jeśli idzie o śmierć ukochanego władcy. Poza tym jestem pewna, że ani zielarka, ani Starsi słowa mi nie powiedzą, nawet gdybym zaczęła kroić ich na kawałki. A jeżeli panowie rozbójnicy mieli już okazję przekazać im „wyrazy współczucia” i swoją wersję zabójstwa, to sama zostanę pokrojona.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wiedźma Opiekunka. Część 1» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1»

Обсуждение, отзывы о книге «Wiedźma Opiekunka. Część 1» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x