– Patrzcie, jeden mniejszy blok wbił się tam, w wąskie przejście. Gdybyśmy tak zdołali…
Nie, to wszystko jest po prostu beznadziejne.
Na zewnątrz, w pogrążonym w gęstej mgle świecie, Addi wrócił do swego jeepa. Nastawił się na długie czekanie. Głos Marca nie brzmiał zbyt przekonująco, gdy oznajmiał, że muszą sforsować jedno trudne przejście, skoro jednak Addi obiecał, że zaczeka, to zaczeka, żeby nie wiem co. Powiedzieli, że nie potrzebują pomocy, więc trudno. Okaże się z czasem.
Wezwał raz jeszcze Marca i dowiedział się, że na razie wszystko w porządku. Wkrótce będą chyba na zewnątrz.
Właśnie owo „chyba” zaniepokoiło Addiego.
Usiadł wygodnie. Ze swego miejsca miał widok na wejście do lodowych pieczar.
Dziwne, jaki się poczuł zmęczony! I mgła zaczęła gęstnieć. Stało się to nagle, stwierdził po prostu, że nie widzi już wejścia.
Powieki mu opadały, walczył, żeby nie zamykać oczu. Chyba nigdy w życiu nie odczuwał takiego zmęczenia i senności. Jakby gdzieś w głębi głowy słyszał nieoczekiwane w tym miejscu odgłosy, potężny szum czy też łopot wielkich ptasich skrzydeł. Przez ułamek sekundy wydawało mu się nawet, że widzi dwa ogromne, czarne ptaki opadające w pewnej odległości od niego na śnieg, ale to tylko jakieś senne widzenie, bo kiedy następnym razem udało mu się unieść powieki, otaczała go wyłącznie mlecznobiała mgła
Addi dał za wygraną i pogrążył się w głębokim śnie.
– Są tutaj – szepnął Marco. – Są po tamtej stronie zawału.
Miranda zdjęła z lodu przemarznięte, zsiniałe palce.
Na powierzchni został ledwie widoczny odcisk. Zauważyła, że mężczyźni zdołali wyżłobić głębsze ślady, ale nawet gdyby kontynuowali, to w takim tempie i tak musieliby spędzić w lodach całe życie.
Usłyszeli kilka słów w nieznanym języku i Marco natychmiast odpowiedział tak samo. Reszta nie rozumiała nic.
– Proszą, byśmy się cofnęli odrobinę – objaśnił Marco. – Musimy stać daleko od lodu, zamykającego przejście.
Nie bardzo ich zachwycała perspektywa cofania się ku wnętrzu lodowca i odsunęli się tylko tyle, ile to niezbędne. Potem zatrzymali się i czekali. Miranda nie pojmowała, co się ma stać, aż nagle musiała uskoczyć w bok przed potężną kaskadą wody, wydobywającą się z korytarza i walącą ku rzece.
Przybysze stopili lodowy blok! W jednej krótkiej chwili, jednym dotykiem czy tylko rozkazem, nie umiałaby powiedzieć, stopili przeszkodę zamykającą przejście.
Kiedy woda spłynęła, czwórka wędrowców zdecydowała się ruszyć z miejsca.
Przejście było otwarte i… Miranda nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Stali w nim dwaj przybysze, dwie potężne, czarne sylwetki o ogromnych czarnych skrzydłach. Spoglądali na ludzi z poważnymi twarzami, surowymi, a mimo to niezwykle pociągającymi.
Uśmiechnęli się do Marca, który pospieszył ich witać i dziękować za ocalenie. Potem nowo przybyli zwrócili się do Mirandy, która drgnęła gwałtownie, nie spodziewała się, że będzie przedmiotem ich zainteresowania. Dygnęła niczym mała dziewczynka, kiedy podeszli bliżej.
Jeden odezwał się bezbłędną norweszczyzną:
– Twój przodek, Henning, stał się w młodości bardzo dobrym przybranym ojcem osieroconych bliźniaków, Marca i Ulvara, Mirando. W Czarnych Salach nigdy nie będzie to zapomniane. Dlatego z życzliwością patrzymy teraz na ciebie, jak zresztą zawsze na twoich krewnych.
– Dź… dziękuję – wykrztusiła, z wdzięcznością myśląc o prapradziadku Henningu.
Anioły spojrzały teraz na Móriego i jego syna.
– Czarnoksiężnik z Islandii. Przybrany syn elfów. To dla nas wielki zaszczyt, że możemy was powitać.
– Cały honor po naszej stronie – wtrącił Móri i zarówno on, jak i jego syn skłonili się w najgłębszym szacunku. – Najserdeczniej dziękujemy, iż zechcieliście przyjść nam na ratunek.
– Dlaczego jednak właśnie tutaj szukacie Wrót do Królestwa Światła? – zapytał jeden z aniołów wyraźnie rozbawiony. – Czy naprawdę musicie wybierać najtrudniejszą drogę?
Królestwo Światła? To świetnie brzmi. Bardzo obiecująco w każdym razie.
– Nie znaliśmy innej, wasza wysokość – wytłumaczył Móri.
– Marco, Marco – zwrócił się anioł ze śmiechem do przyjaciela. – Dlaczego nie zapytałeś nas?
– Co? Naprawdę znacie tę drogę? – zawołali jeden przez drugiego Marco i Móri, a Marco przypomniał sobie, że istotnie, kiedyś już słyszał o istnieniu Wrót.
– Bardzo dobrze znamy owo Królestwo i wiemy, że można do niego dojść na wiele sposobów.
– Wskażcie chociaż jeden! Najodpowiedniejszy dla nas – poprosił Móri.
– Ach, opowiada się tyle legend o Królestwie Światła! Nie ma ono żadnych powiązań z Czarnymi Salami, mimo to świetnie wiemy, jak się tam dostać. Wyjdźmy jednak na zewnątrz, nie podobają mi się te trzaski w lodowym stropie…
Miranda podzielała jego niepokój. Lód pękał i trzeszczał przejmująco ponad ich głowami. Ruszyli więc w stronę wyjścia, posuwali się bardzo wolno, droga bowiem okazała się niezwykle trudna. Miranda trzymała się blisko jednego z czarnych aniołów, a grupa towarzyszy, idąca obok drugiego, wyglądała, jej zdaniem niczym komary lecące za gigantycznym, wspaniałym ptakiem.
Cała grupa trzymała się zresztą blisko siebie nawzajem.
Czarny anioł powiedział:
– Najpewniejsze dla was Wrota znajdują się… Tak, chyba najbezpieczniejsze byłyby Wrota w grotach Adelsbergu.
– To znaczy w grotach Postojny – podpowiedziała mu Miranda.
Marco zmarszczył brwi.
– Ludzie Lodu niechętnie z nich skorzystają, mamy związane z tamtymi grotami bardzo nieprzyjemne wspomnienia. Poza tym w Jugosławii jest wojna.
– Ale Postojna leży w Słowenii – wtrąciła Miranda. – A tam panuje spokój.
Marco potrząsnął głową.
– Nasz zły przodek, Tengel, przez wiele setek lat ukrywał się właśnie tam.
– W takim razie rozumiemy twoje obiekcje – odparł czarny anioł – Wrota Wrót w Andach peruwiańskich leżą zbyt daleko, ale przecież możecie się zdecydować na najbliższe wam, czyli norweskie!
– Co? – zawołali zebrani chórem. – W Norwegii istnieją jakieś Wrota?
– Niezbyt wiele, ale istnieją. Dwoje. Jedne znajdują się w stolicy i mogą wymagać od was wiele trudu i poświęceń. Drugie jeszcze trudniej osiągnąć, bo to wysoko w górach.
– No ale te w Oslo, opowiedzcie o nich coś więcej – prosił Móri.
To brzmiało zbyt pięknie, by mogło być prawdą. Upragnione Wrota aż tak blisko?
Czarny Anioł, rozbawiony ich ożywieniem, powiedział:
– Jeden z kościołów waszego miasta został zbudowany na miejscu dawnej pogańskiej świątyni. To zresztą nic dziwnego, na ogół tak właśnie postępowano, bo od czasów pogańskich wybierano na chwałę Bożą najpiękniejsze miejsca.
Miranda robiła w myślach gorączkowy przegląd kościołów w Oslo. Nie uważała, by lokowano je szczególnie pięknie, na ogół w centrach brudnych dzielnic, w otoczeniu nieładnych budynków. Gdyby to chociaż był Sztokholm, to ona osobiście wybrałaby kościół świętego Engelbrekta. Chociaż dawniej Oslo przecież wyglądało inaczej. Wzgórza, łąki, widok na fiord…
Kiedy czarny anioł wymienił nareszcie, który kościół ma na myśli, zdumiała się. Ten?
No w końcu, czemu nie?
– Dlaczego jednak miałoby być tak trudno dostać się do Wrót?
– Kościoły w Norwegii są nieustannie pozamykane. Podczas nabożeństwa nie wypada wchodzić w takiej sprawie. Można jedynie prosić o pozwolenie zwiedzania świątyni bez przewodnika, ale to także trudne.
Читать дальше