Wszyscy uznali, że to najlepsze rozwiązanie.
– I… – zakończył prefekt. – Nie muszą się państwo martwić o rodziców i dziadków. Komendant to wprawdzie wielki służbista, ale oficer, który się nimi opiekuje, jest moim przyjacielem. To porządny człowiek.
– Dobrze o tym wiedzieć – powiedział Dolg.
Słowa prefekta wszystkim przyniosły ulgę.
W mroku miasto wyglądało zupełnie inaczej. Puste, tylko żołnierze krążyli po ulicach, a z nimi młodzi nie mieli ochoty się spotkać, przemykali się więc bocznymi uliczka mi pod osłoną ciemności. W którymś momencie dobiegły ich odgłosy kłótni z jakiegoś domu, a słowa przeklęci Austriacy, powinno się was powystrzelać, wszystkich co do jednego, to wtedy moglibyśmy wkroczyć do Austrii” nie napełniły ich optymizmem.
– Jak to dobrze, że możemy rozmawiać po norwesku – szepnął Villemann. – Czasami bardzo się to przydaje.
– Masz rację – przyznał Rafael cierpka.
Kiedy już, się zbliżali do domu rodziny von Blancke, z mroku wyłonił się oddział żołnierzy tak, jakby czekał właśnie na tę chwilę; i otoczył szóstkę przybyszów.
– Fraulein Taran?
To ja – odpowiedziała. – O co chodzi?
Żołnierze chcieli ją zabrać ze sobą, ale Taran upierała się, że nie pójdzie. Uriel położy] rękę na ramieniu ukochanej, chcąc ją ochronić. Żołnierze wytłumaczyli, że mania i babcia Taran potrzebują jej pomocy, chodzi o jakieś wydarzenia z przeszłości, których nie pamiętają.
Młodzi ludzie spoglądali po sobie,
– To mi pachnie szytą grubymi nićmi wymówką – rzekł Dalą po norwesku. Nie podoba mi się to wszystko.
– Mnie również przyznał Villemann. – Ale jesteśmy gośćmi w tym kraju i chyba powinniśmy robić, co sobie gospodarze życzą, zwłaszcza xv te pełne napięcia dni.
Kiedy nadal się wahali, jeden z żołnierzy wyjął list z pieczęcią komendanta. Poznali pismo Theresy:
Taran, przyjdź do nas jak najszybciej. Nic Ci tutaj nie grozi, natomiast w mieście nie będziesz cackiem bezpieczna. Poza tym potrzebujemy Twojej pomocy. Zabierz ze sobą Uriela!
Babcia
– Chyba powinniśmy iść – rzekła Taran niepewnie po niemiecku, ujmując Uriela pod rękę, jakby szukała u mego pomocy.
– Ale przecież tylko wy znacie panów von Blancke! – zawołał Villemann wzburzony. – Nie możemy tam iść sami, nikt nas nie zna.
– Wszystko będzie dobrze – uspokoił go jeden z żołnierzy. – Kapitan von Blancke został już poinformowany, że przyjdzie tylko pani rodzina, Fraulein Taran.
– Szczerze powiedziawszy, cała ta sprawa zaczyna się coraz bardziej komplikować – rzekł Rafael zirytowany.
– Cóż to za dziwna gra? Najpierw zabrano troje z nas, potem jednego, a teraz jeszcze dwoje, ni stąd, ni zowąd. A Dolg ostrzegał nas przed kimś czy przed czymś w gospodzie. Co to znaczy?
Taran poklepała go po ramieniu.
– Spiesz teraz, Rafaelu, na ratunek dziewicy – uśmiechnęła się. – My z Urielem wrócimy najpóźniej jutro rano. Chcę się dowiedzieć czegoś więcej o tym mrocznym domu.
Żołnierze zabrali ją i Uriela, a pozostała czwórka, Danielle, Rafael, Villemann i Dolg, nadal stała na ulicy, niczego nie rozumiejąc.
Jesienny wiatr szeleścił liśćmi i kołysał gałęziami jak w jakimś upiornym tańcu.
Dolą spoglądał w stronę domu, do którego mieli wejść. Taran objaśniła im, który to budynek. W mroku robił on przygnębiające wrażenie.
To dach sprawia, że donn wydaje się taki ciężki i nieforemny. Dach jest niebywale wysoki, a zarazem sięga niemal ziemi, na dodatek ze wszystkich stron.
Dla odmiany to Danielle i Rafael mieli się teraz znaleźć w centrum dramatycznych wydarzeń…
Dwa dni przed tym wszystkim komendant miasta siedział w swoim wspaniale urządzonym gabinecie w budynku garnizonu i studiował plany ewentualnej obrony, na wypadek gdyby Austro-Węgry naruszyły granicę niemiecką w pobliżu jego miasta.
Mial szczerą nadzieję, że do tego dojdzie. Komendant bardzo teraz potrzebował niedużej wojny. Więcej sławy, więcej martwych wrogów, by mógł pokonać kolejne stopnie w swojej wojskowej karierze.
Dlaczego więc nie miałby zaatakować jako pierwszy? Co prawda zwierzchnictwo przestrzegało przed jakimiś głupstwami, komendant skrzywił się cierpko. Czekać, wciąż tylko czekać, tylko to mu nieustannie zalecano. Żadnej bohaterszczyzny, żadnego awanturnictwa!
W drzwiach stanął jeden z podwładnych. Zameldował, że pewna francuska dama pragnie rozmawiać z panem komendantem w bardzo ważnej sprawie.
Francuska? Co Francuzi mają wspólnego z tym, co się tu dzieje? Ale dlaczego nie? W końcu tu się przecież nic nie dzieje.
– Wprowadzić!
Pełne pychy zadufanie komendanta doznało uszczerbku na widok wchodzącej. Wkroczyła do pokoju niczym królowa, ubrana na czarno, z gęstą woalką przesłaniającą twarz. Nie na tyle jednak gęstą, by nie mógł dostrzec spoza niej dwojga cudownych oczu i niezwykle pięknej twarzy.
Przedstawiła się jako madame Galet, wdowa z Awinionu.
Komendant zapytał uprzejmie, co ją sprowadza.
Pani uchyliła woalkę i komendant jęknął. Rzeczywiście była piękna, ale te jej oczy dosłownie go oczarowały.
Biedak nawet się nie domyślał, że właśnie tak jest naprawdę. Największą sztuką Pajęczycy było hipnotyzowanie, a takim zarozumiałym mężczyznom najłatwiej zawrócić w głowie. Ten tutaj to kompletne zero, najzupełniej nieprzydatny do czarodziejskiego napoju.
– Panie komendancie, podejrzewam, że do pańskiego miasta przybył austriacki szpieg – oznajmiła piękna dama.
„Do pańskiego miasta”, te słowa były niczym miód, trafiały mu wprost do serca. Już tylko z tego powodu od razu stal się zagorzałym wielbicielem kobiety, która tak wiele rozumie.
– Słyszałam, że w jednej z gospód zatrzymała się księżna Theresa von Habsburg.
Członek rodziny Habsburgów? Wizja niepojętych sukcesów zrodziła się w głowie komendanta. Musi schwytać tego cesarskiego szpiega! Sława! Awanse! Co najmniej generalskie szlify!
Rozmawiali ze sobą konspiracyjnym szeptem. Pajęczyca posługiwała się swoimi uwodzicielskimi oczyma najlepiej jak potrafiła, chociaż przeciwnik nie należał do najbardziej podniecających. Zbyt szybko i zbyt chętnie wpadał we wszystkie jej pułapki.
Tak, komendant powinien pojmać księżnę. Oczywiście, wiele osób w jej orszaku również należy uwięzić, tak będzie najrozsądniej. A przesłuchać należy wszystkich, i to im szybciej, tym lepiej.
Gdzie pan komendant zamierza ich umieścić?
O, to przecież księżna, trzeba jej zapewnić wygody…
Nie za wielkie. Proszę pamiętać, że to zdrajczyni!
Zadowolony komendant wysłał żołnierzy, by sprowadzili wysoko urodzoną panią. Dobre traktowanie, oczywiście! Cesarz austriacki nie powinien mieć mu nic do zarzucenia. To księżna popełnia przestępstwo, mogła przecież doprowadzić do wybuchu wojny!
Wydal oficerowi dyżurnemu rozkaz zatrzymania księżnej w areszcie garnizonowym, po czym zaczął się przygotowywać do spędzenia upojnego wieczoru z piękną wdówką z Awinionu.
Ale Pajęczyca wpadła w gniew, kiedy się dowiedziała, jak mało znaczące osoby pojmano. Tylko księżna Theresa, jej córka i mąż? A co mi po nich?
Nie doszło do żadnego upojnego wieczoru. Piękna czarownica zniknęła z miasta i komendant siedział w domu sam. Musiał obiecać nieznajomej, że aresztuje również zięcia księżnej, tego Islandczyka.
Na razie wystarczy mi jeden, pomyślała Pajęczyca. I czarnoksiężnik, i jego syn za jednym zamachem, to mogłoby być niestrawne.
Читать дальше