– Ale jak ty możesz teraz mnie pragnąć? – wyszeptała ledwie słyszalnie. – Po tym, co się stało, jestem jak zarażona, skalana. Ach, nie mogę o tym myśleć!
Móri powstrzymał się od stwierdzenia, że nigdy jej nie pragnął. Nie był na to właściwy moment.
– Dziewczęta z zajazdu umyły cię starannie, opłukały, powiedziałbym, wyszorowały na zewnątrz i od środka. Ale możesz się wykąpać, jeśli chcesz. Moim zdaniem to dla ciebie w tej chwili najlepsze.
Zastanowiła się.
– Dobrze. Wykąpię się. Potem będę jak nowo narodzona.
Catherine nie byłaby sobą, gdyby nie zadała kolejnego pytania:
– A co ze skarbem? Znaleźliście go?
– Owszem – odparł Erling.
– Naprawdę? Duży? Są jakieś klejnoty? Pokażcie mi! Teraz, zaraz!
Erling wyjaśnił, że skarb nie okazał się szczególnie imponujący i że Tiril postanowiła, by większość znalezionych przedmiotów trafiła do muzeum.
Catherine prychnęła.
– Tiril? Do muzeum? Czy ona oszalała? Czyście go już oddali? Chcę go zobaczyć, zanim będzie za późno.
Poderwała się, zapominając o wszelkim bólu.
– Spokojnie – rzekł Móri, który nareszcie zdołał uwolnić się z jej uścisku. – Twoja część została, niewiele z tego, co znaleźliśmy, dało się zamienić na gotówkę. Były tam przede wszystkim przedmioty z żelaza, mające jedynie wartość zabytkową. Interesują się nimi tylko badacze.
Wpatrywała się w nich, przenosiła wzrok z jednego na drugiego.
– A złoto? Złoto, srebro, kamienie szlachetne? Musiało tam być coś takiego! Czyżby Tiril ukryła wszystko dla siebie?
– Tiril niczego nie schowała – zapewnił Móri zgnębiony. – Chociaż cały skarb w zasadzie należał do niej, wszystko, co miało wartość, podzieliła między uczestników wyprawy. Nawet stary Fin, który na koniec uratował jej życie, otrzymał swoją część.
– Fin? – drwiąco zaśmiała się Catherine. – Na cóż jemu złoto i srebro na tym pustkowiu? No dobrze, gdzie moja część? Co dostałam? Stary połamany widelec?
– W czasach hrabiego nie używano widelców – cierpko zauważył Erling. Oczy mu pociemniały. – Ale możesz zobaczyć. Twoja część skarbu leży tu, w pokoju. Proszę.
Catherine rozerwała węzełek. Z niedowierzaniem wpatrywała się w zawartość, cztery złote agrafy z topazami.
– Tylko ty dostałaś jakieś ozdoby, bo jesteś dostatecznie próżna, by je nosić – z goryczą powiedział Erling. Jemu także nie spodobała się chciwość Catherine i nieufność wobec Tiril.
Ona jednak nie miała dla nich czasu. Zafascynowały ją nowe klejnoty.
– Ciekawe, ile za nie dostanę w Christianii.
Erling wstał, miał już tego dość.
– Tak, sprzedaj je! A potem w krótkim czasie wydaj pieniądze. Wtedy nie będziesz miała ani gotówki, ani klejnotów.
Nareszcie Catherine dostrzegła ich niechęć.
– Przepraszam – rzuciła beztrosko. – Oczywiście, że ich nie sprzedam. Zatrzymam na pamiątkę najstraszniejszego wydarzenia w moim życiu.
Zaniemówili, nie wiedzieli, co odpowiedzieć.
– Chodźmy poszukać Tiril i Nera – mruknął w końcu Erling.
Tydzień później czworo przyjaciół wraz z Nerem minęło granicę z Norwegią. Jechali tym razem gościńcem, zapominając, że stosunki między Szwecją a Norwegią nie są najlepsze.
Karol XII nie żył od kilku lat, lecz rozgoryczenie wojną, jaką prowadził przeciwko Norwegii, wciąż nie opuszczało ludzi. Podróżni na granicy napotkali problemy, musieli więc się cofnąć.
Przeprawili się w innym miejscu, w fińskich lasach. Długiej granicy pomiędzy oboma krajami nie wszędzie strzeżono równie pilnie.
Tiril w fińskich lasach czuła się nieswojo. Zbyt wiele złych wspomnień łączyło jej się z leśnymi bezdrożami. Cieszyła się, gdy wreszcie wyjechali na jasne tereny Solør.
Catherine nie czyniła żadnej tajemnicy z tego, że pragnie Móriego. Uznała, że Islandczyk kocha się w niej na zabój, nie śmie tylko wyznać swoich uczuć z powodu zazdrosnej Tiril. Zdaniem Catherine, Tiril wcale a wcale go nie obchodziła, ale nie chciał wyrządzać krzywdy tej głupiej gęsi.
Nie przepuściła żadnej okazji, by dokuczyć Tiril ciętym komentarzem na temat jej wyglądu, niezdarności albo nieprzemyślanych uwag.
Móri miał szczerą ochotę powiedzieć jej, żeby poszła sobie do diabła, bo on i Tiril należą do siebie, nie śmiał jednak. Wciąż nie bardzo wiedział, czego można się spodziewać po Catherine. Co prawda złagodniała nieco, czasami przeszywał ją dreszcz lęku, nie odnosiła się już tak lekceważąco do towarzyszy.
Móri jednak uważał, że jest nieznośna. Podczas każdego noclegu w kolejnych zajazdach musiał starannie zamykać drzwi, a jeśli to okazywało się niemożliwe, narażał się na zaproszenia tak natrętne, że wstyd mu było za baronównę, Musiał postępować niezwykle dyplomatycznie, by się jej pozbyć.
Tiril cierpiała, cierpiał też Erling.
Bardzo rzadko Tiril udawało się porozmawiać w cztery oczy z Mórim i zwykle mogli zamienić zaledwie kilka słów. Tiril pocieszało jedynie to, że Móri syknął kiedyś: „Czasami żałuję, że ją uwolniliśmy!”
Dopiero gdy dojeżdżali do Christianii, nadarzyła się sposobność dłuższej rozmowy. Catherine wypiła wtedy kilka kieliszków za dużo, musieli zanieść ją do sypialni. Zgasła tam jak zdmuchnięta świeczka.
Erling siedział w wyszynku, pogrążony w ponurych rozmyślaniach, litując się nad sobą. I on przesadził z winem, przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy.
Tiril i Móri mogli więc pójść z Nerem na wieczorną przechadzkę.
Z początku szli w milczeniu, oboje onieśmieleni.
W końcu Móri spytał:
– Co my zrobimy, Tiril? Ona nie chce zrozumieć. Przecież ja pragnę tylko ciebie, lecz jeśli ona się o tym dowie…
– Sądzisz, że wciąż ma zbrodnicze skłonności?
– Nie wiem. W istocie złagodniała, lecz nadal chce dominować, i sądzę, że nie będzie tolerować rywalki.
Tiril zamyśliła się.
– Co się stało, moja droga? – spytał, obejmując ją.
– Gdyby ujrzała twoich towarzyszy…
– Z pewnością by się wycofała, to prawda – roześmiał się Móri. – Ale oni nigdy się na to nie zgodzą.
Tiril podskoczyła.
– Ależ oczywiście, że się zgodzą!
– Przypuszczam, że nie. O czym ty właściwie mówisz?
– Móri… Czy nie obawiasz się tego dnia, kiedy stracimy Nera?
– Od dawna mnie to martwi. Jest wprawdzie silny i zdrowy, ale… Dość nieoczekiwanie zmieniłaś temat rozmowy.
– Wcale nie. Nie musisz bać się o Nera. Przedłużono mu życie.
Móri zatrzymał się gwałtownie.
– Co ty wygadujesz? – roześmiał się niepewnie. – Aż tak bardzo byś tego chciała?
Popatrzyła mu prosto w oczy.
– Zwierzę mi to obiecało.
– Zwierzę? Jakie zwierzę?
– To, które ci towarzyszy, uosabiające wszystkie zwierzęta świata.
Móri mocno ścisnął ją za ramiona.
– Tiril, co ty mówisz? Nie wiesz o nich nic poza tym, co sam ci opowiedziałem. Nie wolno ci dopuścić do tego, by fantazja zdobyła nad tobą władzę.
– Chcesz, żebym opisała ci twoich towarzyszy? Wszystkich po kolei?
Zaczęła wymieniać szczegóły, o których on nigdy nie wspominał.
Móri zakrył jej usta dłonią.
– Tiril! Czy ty ich widziałaś?
– Tak
Zaniemówił.
– Kiedy? I gdzie? – spytał wreszcie.
– W magazynie portowym w Bergen, gdy leżałeś bliski śmierci. Poprosiłam, aby cię uratowali. Uczynili to. A jednocześnie podarowali Nerowi dłuższe życie.
Читать дальше