Jednogłośnie uznali, że Móri powinien otrzymać wszystkie rzeczy związane z magią. W parafii po prostu nie życzono sobie, by były na jej terenie, obawiano się, że są zbyt niebezpieczne. Z ulgą przyjęto wiadomość, że zostaną wywiezione do Norwegii.
Tiril po minie Móriego poznała, że jest bardzo zadowolony z tej decyzji.
Wyjaśnił jej, że nie ma teraz czasu ani siły na przeglądanie materiałów zabranych z krypty, lecz gdy tylko gdzieś osiądzie na dłużej, przestudiuje je starannie.
Gdzie to będzie? ze smutkiem zastanawiała się Tiril.
Po skandalicznie późnym, zjedzonym już po południu śniadaniu Tiril i Móri siedli na ławeczce przed domem.
– Co się z tobą dzieje, Móri? – spytała dziewczyna. – Przez cały czas od kiedy wstaliśmy, dziwnie mi się przyglądasz.
– To prawda – odparł pogrążony w myślach. – Wiesz, miałem dziś w nocy bardzo realistyczny sen. Śniło mi się, że spałaś w moim łóżku!
Uśmiechnęła się szeroko.
– Bo taka właśnie jest prawda. Dręczyły mnie koszmary, przemknęłam się więc do ciebie.
– Koszmary są zrozumiałe. Ale rano cię nie było?
– Nie, o świcie wróciłam do siebie.
– Dlaczego?
W oczach Tiril zapłonęły iskierki wesołości.
– Naprawdę chcesz, żebym ci powiedziała? – szepnęła mu prosto do ucha. – Miałam na ciebie taką ochotę, że musiałam odejść.
– Dlaczego mnie nie obudziłaś? – prawie zawołał. Nagle oczy mu się zaświeciły. – A. do licha, rozumiem. Śniłaś mi się, a potem nawet…
Tiril uścisnęła go za rękę. Kiwnęła głową.
– Ty też mnie pragnąłeś. Ale gdybym cię obudziła… Co byś zrobił?
Móri westchnął.
– No cóż. Miałaś rację. Dobrze zrobiłaś, że poszłaś. Wiesz, czasami się zastanawiam, czy to dobrze, że wciąż jesteśmy razem.
– Chyba tak nie myślisz naprawdę?! – wykrzyknęła zrozpaczona.
– Och, oczywiście, że nie. Ale z każdym dniem jest nam, trudniej, prawda?
– To ty wyznaczasz granice.
– Jesteś jeszcze taka młoda. A ja obciążony. Powołanie czarnoksiężnika czyni ze mnie istotę, której powinnaś unikać, najmilsza.
– Widzę, że nie zamierzasz zrezygnować – zauważyła z goryczą. – Wcale zresztą tego nie chcę. Ale jeśli będziemy unikać podobnych pułapek jak dzisiejszej nocy, możemy chyba dalej się przyjaźnić? Bardzo cię potrzebuję, wiesz chyba o tym.
Pogładził ją po policzku. W jego ciemnych oczach lśniła niewypowiedziana czułość.
– Wiesz, że ja także potrzebuję ciebie. Zostaniemy więc razem jeszcze przez jakiś czas. A teraz chodź, chcą, abyśmy wzięli udział w spotkaniu dotyczącym skarbu z Tiersteingram.
Okazało się, że skarb miał raczej wartość zabytkową niż pieniężną. Decyzja, co z nim zrobić, należała do Tiril – spadkobierczyni. Rozważali, czy należy brać pod uwagę szlachciców, krewnych Gustafa Wetleva, lecz doszli do wniosku, że im nic się nie należy.
Po głębokim namyśle Tiril wybrała po jednej rzeczy dla każdego, kto brał udział w koszmarnej wyprawie. Kalervo miał także coś otrzymać – Fredlund zobowiązał się, że zamieni klejnot starego na gotówkę. Sama Tiril wy- brała sobie jeszcze jedną rzecz, a resztę przekazała wójtowi, który obiecał dopilnować, aby znalezione przedmioty trafiły do muzeum. Wszystko spisano, by później nie było żadnych wątpliwości.
– Nie powinniśmy się wzbogacić na tej wyprawie – oświadczyła Tiril zdecydowanie. – Była na to zbyt przykra.
Catherine być może nie zgodziłaby się z nią, lecz baronówny nie pytano o zdanie. Miała otrzymać swoją, część, kiedy się obudzi.
Jeśli to w ogóle nastąpi.
Tego wieczoru Erling nie mógł sobie znaleźć miejsca.
Gnębił go los Catherine. Tiril nie odstępowała Móriego.
Erling poczuł się opuszczony.
W Bergen zawsze miał pod ręką skuteczny środek przeciwko samotności. Dość tam było pięknych dziewcząt, gotowych na każde jego skinienie. W ten sposób młody potomek Hanzeatów znajdował kilka godzin zapomnienia.
Starym zwyczajem tak samo uczynił i tutaj. Jedna ze służących w zajeździe przez cały dzień słała mu tęskne spojrzenia. Była ładna i wyglądała na doświadczoną, wiedział więc, że nie zrywa niewinnego kwiatka, na to nie pozwalało mu sumienie.
Dziewczyna bardzo chętnie przyszła wieczorem do jego pokoju.
Ofiarowała mu kilka chwil przyjemności, była łagodna, chętna i pozwoliła mu na wszystko.
Ale kiedy wyszła, Erling pogrążył się w myślach.
Czuł się oszukany.
Wszystko było dobrze, ale czegoś mu brakowało.
Poczucie niezaspokojenia długo nie pozwalało mu zasnąć.
Kiedy wreszcie zrozumiał, w czym rzecz, zaczęło mu się robić na przemian zimno i gorąco.
To przecież niemożliwe!
Zirytowała go dziewczyna, która podczas zbliżenia sprawiła na nim wrażenie drewnianej lalki.
Nie, to niesprawiedliwe, panna była bardzo wprawną kochanką.
Ale gdzie podział się ogień, ta iskra, ten diabelski błysk, który…
Który miała Catherine!
Prawda raziła go niczym piorun.
Ten ciągły dokuczliwy lęk o nią, troska, strach, kiedy zniknęła…
Erling poderwał się z łóżka i zapukał do drzwi Móriego. Spieszyło mu się tak, że nie mógł się doczekać zaproszenia.
Czarnoksiężnik siedział przy stoliku i oglądał zwój pergaminu.
– Móri! Musisz uratować Catherine! Teraz, natychmiast!
– Ależ, mój drogi, co się stało? Czy jej stan się pogorszył?
– Nie, o tym nic nie wiem. Ale… Do diabła, Móri, ja kocham tę szaloną dziewczynę!
Umysł Móriego pracował jakby na zwolnionych obrotach.
– Catherine?
– Tak, do diabła, czy tak trudno ci to zrozumieć?
– A co z Tiril?
Erling trochę się uspokoił.
– Tiril poza tobą świata nie widzi, dobrze o tym wiesz. Nie potrafię jej dać tego, czego pragnie, bo spotkała ciebie. A przy tobie wszyscy inni bledną.
– Jest bardzo do ciebie przywiązana.
– Wiem O tym. Mnie także jest bliska, lecz nie w ten, sposób jak powinna. Catherine to ogień, kaprysy i humory, egoizm i bezczelność, i… Ona jest po prostu cudowna!
– Chyba rzeczywiście, skoro trzeźwy przedsiębiorca Erling Müller stracił dla niej głowę.
Erling zasępił się.
– Widzisz, zakochałem się w Tiril właśnie dlatego, że była inna. Inna niż wszystkie te panny z dobrych rodzin, które znałem w Bergen. Te, które kokieteryjnie poklepywały mnie po ręku i szelmowsko, w ramach panieńskich zabaw, udawały, że dają się uwieść. Odgrywały cnotliwe, lecz do łóżka dawały się wciągnąć bez najmniejszego trudu, a to stawało się wręcz nudne. Tiril różniła się od nich, pokochałem ją za jej szczerość, miłość do ludzi, lojalność i naturalność. Potem jednak pojawiła się Catherine, jeszcze dziwniejsza. I widzisz, Móri, ją moja mieszczańska rodzina przyjęłaby z otwartymi ramionami. Baronówna, mój ty świecie, posiadająca tak znaczących przodków, i te maniery – kiedy oczywiście sama tego chce – dobry smak, i uroda. A Tiril? Moja siostra nigdy jej nie zaakceptuje, bo Tiril ubiera się, jak jej przyjdzie na to ochota. Takie zachowanie nie jest tolerowane. Aby być oryginalną i samodzielną, należy trzymać się mody. Przynajmniej takie jest zdanie mej matki i siostry. One niczego nie pojmują!
Móri przyglądał mu się z podziwem.
– To dopiero była przemowa! Tak długo nigdy jeszcze nie mówiłeś. Owszem, rozumiem twoje zainteresowanie Catherine. Ale to, co powiedziałeś o rodzinie… Tiril wszak znacznie przewyższa Catherine urodzeniem?
Читать дальше