– Umarli wielcy mistrzowie. Twoi rodzice i ich przyjaciel Erling znaleźli śpiących wielkich mistrzów. Erling i twoja babka zbudzili ich znowu do stanu przypominającego życie. To pech, ale babcia nie wiedziała, co robi.
Dolg mocniej zacisnął dłoń na ręce Cienia.
– Czy oni przyjdą nas pochwycić?
– Nie, nie, wprost przeciwnie!
Chłopiec zrobił wielkie oczy.
– To oni są naszymi przyjaciółmi?
– Raczej nie, ale nic nam nie zrobią. Przynajmniej na razie. Na razie czekają.
– A zatem to czterech wielkich mistrzów – rzekł Dolg takim tonem, jakby jego ciekawość nie została jeszcze zaspokojona.
– Zdaje mi się, że wyczuwam obecność jeszcze jednego, ale go nie widzę – dodał towarzysz, co chłopca raczej nie uspokoiło. – Ten piąty jest niebezpieczny – dorzucił Cień głosem pozbawionym wyrazu.
Nie mając odwagi powiedzieć nic więcej, Dolg szedł dalej w milczeniu. Często musiał przełykać ślinę i miał nadzieję, że Cień nie zauważy, jak bardzo jest przestraszony.
Zeszli do jakiegoś zagłębienia i księżyc całkowicie zniknął im z oczu. Nagle w górze, na bagnach, które dopiero co przebyli, rozległ się krzyk śmiertelnego przerażenia. Właściwie było za daleko, by słyszeć słowa, ale krzyk niósł się w powietrzu. Nie ulegało wątpliwości, że chodzi o ludzkie życie.
– Błędne ogniki – rzekł Dolg cicho.
– Owszem, sprowadziły wędrowca tam, gdzie chciały.
– Dwóch – szepnął Dolg. – Słyszeliśmy krzyki dwóch ludzi w najwyższej potrzebie.
– Chyba tak. Miejmy nadzieję, że byli to bracia zakonni, a nie ich podwładni.
– A ja myślę, że to tak samo źle, niezależnie od tego, kogo spotkało nieszczęście. I na dodatek z mojego powodu. Czuję się winny.
– Niepotrzebnie. To przecież oni chcieli ciebie złapać, a nie ty ich. Sami są sobie winni.
– Ale może oni mieli jakieś bardzo ważne powody?
– Oczywiście, że tak. W każdym razie bracia zakonni je mieli.
Dolg przyglądał się Cieniowi z zaciekawieniem.
– Czy ty wiesz, o co w tym wszystkim chodzi?
– Naturalnie!
– Towarzysze mojego taty o tym nie wiedzieli?
Cień roześmiał się z goryczą.
– Nie. Oni nie wiedzą też, kim ja jestem.
Chłopiec milczał przez chwilę.
– Mnie się zawsze zdawało, że to oni ciebie wybrali na mojego opiekuna, jeszcze zanim się urodziłem. To nieprawda?
W głębokim głosie Cienia słychać było nutki rozbawienia.
– Jasne, że nieprawda! To ja sam się postarałem, żeby zostać wybranym.
Znowu zaległa cisza.
– Ale… W takim razie, kim ty jesteś?
– Jak już mówiłem, nie pamiętam mego pierwotnego imienia. To było tak dawno temu. A gdybym nawet opowiedział, czym byłem, to i tak byś nie zrozumiał. Jeszcze nie teraz.
– Ale chciałeś mi pomóc?
– O, tak! I jeśli mówię „pomogę ci”, to naprawdę zamierzam to zrobić. Przed chwilą otrzymałeś dowód. Wtedy, gdy cię prosiłem, byś mi nie dawał tego, czego zażądam. Gdybym to dostał, wszystko zostałoby zaprzepaszczone – dla ciebie, dla twojego taty i twojej mamy.
– Uważam, że jesteś sympatyczny – oświadczył Dolg.
Cień roześmiał się.
– Nie. Ale jestem silny. Pod każdym względem.
Dziwne istoty na krawędziach rozpadliny nadal posuwały się za nimi. Jeszcze raz rozległo się dramatyczne wołanie o pomoc na bagnach za ich plecami.
Jeszcze jeden się topi, pomyślał Dolg wstrząśnięty. Ale nie powiedział ani słowa.
Teren ponownie zaczął się wznosić. Zaszli już bardzo daleko. Dolg pomyślał o swoim młodszym rodzeństwie i Nerze, śpiących pod wiszącą skałą, w sporej odległości od mokradeł. Ufał, że duchy dobrze strzegą całej trójki.
Nie przestawał jednak martwić się o rodziców.
Wuj Erling był bezpieczny w domu w Theresenhof, ale tata i mama…
– Chodźmy trochę szybciej – poprosił.
Cień zrozumiał jego intencję. Znajdowali się teraz tak wysoko, że ponownie widzieli księżyc. Zimny, biały i martwy świecił nad nimi i świecił też nad bagnami poza nimi tam, gdzie Dolg bał się spoglądać. W chłodnym, zielonkawym blasku księżyca widzieli ciągnące za nimi wstrętne upiory. Umarli wielcy mistrzowie? Czterej? I jeszcze jeden, którego bliskość wyczuwał jedynie Cień. Piąty, najgroźniejszy.
Wysoko w górach nad Mórim czuwali jego niewidzialni towarzysze. Ruiny zamku Graben były stąd niewidoczne.
– No i jak przedstawia się sytuacja? – dopytywała się Pustka.
– Chłopiec powinien się pospieszyć – odparł Nauczyciel.
Duch Zgasłych Nadziei spojrzał na niego.
– Móri wciąż jeszcze nie wkroczył do najciemniejszej groty Śmierci. Wciąż jeszcze, nieprzytomny, trwa w krainie cieni, lada chwila jednak może nadejść ostateczny koniec.
– Ale pośród żywych już go nie ma? – zapytał Hraundrangi – Móri.
– Nie, dawno temu przekroczył granicę. Staramy się jak możemy, żeby kraina cieni go nie pochłonęła na zawsze. Jeśli zdołamy go utrzymać tu, gdzie się teraz znajduje, dopóki chłopiec nie dojdzie do celu, to będzie jeszcze szansa.
– O ile mały Dolg zdoła wypełnić zadanie, to tak – potwierdziła kobieta, będąca opiekuńczym duchem Móriego. – A przecież jeśli nawet sobie z tym poradzi… choć to naprawdę zbyt wysokie wymagania jak na dwunastoletnie dziecko… To ma jeszcze bardzo długą drogę tutaj.
– Wybrany opiekun Dolga, Cień, powiedział, że istnieje możliwość, by chłopiec uratował Móriego – rzekł Nauczyciel. – My takiej możliwości nie znamy.
– Kim właściwie jest ten Cień? – zapytał Duch Zgasłych Nadziei. – Które z was go wynalazło?
Przez chwilę wszyscy milczeli, potem odezwał się Nauczyciel:
– Żadne z nas. Później, już po wszystkim, uświadomiliśmy sobie, że on się wybrał sam. Kiedy szukaliśmy jak najlepszego opiekuna dla Dolga, on nagle pojawił się na naszej drodze.
– Tak, ja przepytywałem się na tamtym świecie i odkryłem, że jego sława sięga daleko – wtrącił Hraundrangi – Móri w zamyśleniu. – Uważano go tam za najsilniejszego, najpotężniejszego i niezłomnego. A mimo to nie znalazłem nikogo, kto by wiedział, kim on jest ani skąd się wziął.
– Interesujące – mruknął Nauczyciel. – Czy jednak można mieć do niego zaufanie?
– Ja go po prostu o to zapytałam – oznajmiła ta, która pełniła funkcję ducha opiekuńczego.
– „W tym przypadku można”, odpowiedział mi. „Sam pragnąłem wspierać chłopca”. A potem dodał jeszcze coś, co mnie zupełnie zbiło z tropu.
Wszyscy czekali w napięciu.
– „Beze mnie Dolg nigdy by nie przyszedł na świat”.
Nauczyciel był wzburzony.
– Myślałem, że to my chcieliśmy mieć Dołga! On przecież jest nasz!
– Dolg jest synem Móriego, a moim wnukiem. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości – rzekł Hraundrangi – Móri ostro.
– Nikt nie wątpi, że to Móri spłodził Dolga – powiedział Nauczyciel pojednawczo. – Ale przecież dobrze wiemy, że to my zatroszczyliśmy się o to, by Dolg posiadał oczekiwane przez nas zdolności.
– Jednak żadne z nas nie zrobiło nic w sprawie jego wyglądu – przypomniała Pustka. – A pod tym względem Dolg różni się od zwyczajnych ludzi. To może być sprawa Cienia.
Jeszcze raz zrobiło się cicho.
– Czego ten Cień może od chłopca chcieć? – zastanawiała się kobieta – duch opiekuńczy Móriego.
– Tego nikt z nas nie wie – westchnął Duch Zgasłych Nadziei.
– Wiecie, co ja myślę? – zapytał Nauczyciel. – Otóż ja myślę, że Cień, kimkolwiek on jest, dowiedział się, że stworzyliśmy wyjątkowego człowieka. Skorzystał z tego i obdarzył chłopca jeszcze innymi cechami. Dał mu coś, czego sam potrzebował. I to dlatego Dolg otrzymał ów dziwny wygląd, którzy rzeczywiście nie jest naszą zasługą.
Читать дальше