Margit Sandemo - Bezbronni

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Bezbronni» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Bezbronni: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Bezbronni»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Na barki młodego Dolga spada wielka odpowiedzialność. Jego pomocy potrzebują nie tylko rodzice, pojawia się też Danielle. Danielle to zastraszone i poniewierane dziecko, które przez większą część życia trzymano w zamknięciu. Kiedyś miała brata, ale rozum pomieszał mu się po tym, jak zaczął widywać ducha…

Bezbronni — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Bezbronni», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Villemann uznał, że skrzyczała go niesprawiedliwie, i szedł dalej naburmuszony, ze wzrokiem wbitym w ziemię kopał trawę i kamienie.

Najrozsądniejsza z całej trójki okazała się Taran. Widząc, jak bardzo Danielle jest zdenerwowana, pociągnęła ją za krzaki, żeby, jak powiedziała, „ukoić nerwy”. Dziewczynka, która nie znała takiej typowej kobiecej cechy, pozwalającej pójść razem do toalety, tam się zwierzać i plotkować w niezwykłym poczuciu wspólnoty, była trochę zaszokowana. Kiedy jednak obie ukucnęły w trawie i Taran powiedziała: „Chyba ci się zabrudzi ta śliczna biała sukienka, Danielle”, najpierw zrobiła wielkie oczy ze strachu, a potem oświadczyła: „Mam to w nosie!”

I nagle obie zaczęły chichotać jak szalone, a Villemann uznał, że ma okazję do rewanżu. Kiedy nareszcie do niego wróciły, wciąż rozchichotane, rzekł z wyrzutem: „No i kto tutaj jest nieostrożny?”

Po tej uwadze wszyscy się uspokoili i równowaga została przywrócona.

Villemann popatrzył w niebo.

– Będzie padać.

– Tak – potwierdziła Taran. – Musimy się jak najszybciej znaleźć pod dachem, zanim przyjdzie tu ktoś z dorosłych i nas przyłapie.

– Myślę, że nikt nie wyjdzie – mruknął Villemann. – Dotychczas nikt nam zainteresowania nie okazywał.

Danielle zadrżała. „Pod dachem”„ oznaczało zamek. Przemykali się wśród drzew i krzewów, coraz bardziej zbliżali się do zamku, gdy nagle Villemann gwałtownie przystanął i dziewczynki na niego wpadły.

– Spójrzcie tam – powiedział cicho. – Od dworu aż do zamku prowadzi dobrze wydeptana ścieżka.

– No jasne, przecież on musi dostawać coś do jedzenia – przyznała Taran szeptem.

– Och, Rafael – zawodziła cichutko Danielle. – O Boże, spraw, żeby on żył!

Teraz znajdowali się już wewnątrz murów starego zamku i nikt od strony dworu nie mógł ich zobaczyć.

– Nie wydaje mi się, żeby mur gotów był się zawalić – stwierdziła Taran.

– Nie, stoi całkiem pewnie – zgodził się Villemann. – Ale popatrzcie tutaj, ścieżka wiedzie wprost do tamtych drzwi. Czy myślicie, że moglibyśmy wejść do wnętrza?

Taran zakradła się do narożnika, żeby zobaczyć, jak się sprawy mają na tyłach zamku. Po chwili wróciła.

– Od tamtej strony nie ma żadnych drzwi, ale tutaj też nikt nas nie zobaczy. Musimy próbować tutaj.

– A jeśli ktoś przyjdzie?

– Pozostaje tylko mieć nadzieję, że już tu byli, żeby na przykład przynieść mu jedzenie.

Popatrzyli w górę na mury, gdzie tylko otwory strzelnicze stanowiły jakiś wyłom w ciężkich, gładkich kamiennych powierzchniach.

– Mieszkałaś tutaj, Danielle? – zapytał Villemann sceptycznie.

– Nie, nie, jeszcze mój pradziadek zbudował nowy dom.

– Bardzo rozsądnie postąpił – stwierdził Villemann. – Ale jak my się tam dostaniemy?

Mówili szeptem, by zwiększyć napięcie.

– Drzwi są, oczywiście, zamknięte na klucz – rzekła Taran.

Były to ciężkie, brzydkie drzwi, które nie wyglądały na specjalnie stare, w każdym razie nie pasowały do spatynowanych i na swój sposób szlachetnych murów. Wyglądało na to, że zostały tu zamontowane długo po wzniesieniu zamku, sprawiały wrażenie, jakby je przy. niesiono z obory, kuźni czy innego budynku gospodarczego. Deski krzywe i nie heblowane.

Ale zamknięte nie były. To zdziwiło trójkę poszukiwaczy i powinno było skłonić ich do większej czujności.

Weszli do mrocznego korytarza, w którym kroki odbijały się głośnym echem.

– Gdzie my jesteśmy? – spytała Taran.

– Poczekaj, aż oczy przywykną do ciemności – Poradził Villemann.

Taran poczuła, że dłoń Danielle szuka jej ręki. Wzruszyło ją to i mocno uścisnęła drobną rączkę, chcąc dodać dziewczynce odwagi.

Wyglądało na to, że znajdują się w bocznej części zamku, być może szli, przejściem dla służby. W końcu jednak Villemann wymacał schody, na które z otworu wyżej spływało słabe światło.

– Patrzcie – pokazał. – Schody są brudne i pokryte kurzem z wyjątkiem balustrady i wąskiej ścieżki z boku przy balustradzie.

– Świetnie – rzekła Taran zadowolona. – To znaczy, że ktoś tędy chodzi, prawda?

– To właśnie miałem na myśli.

Kiedy znajdowali się już prawie na górze, nagle skulili się przerażeni. Wyglądało na to, że ktoś tu wszedł tą samą drogą co oni.

Nie byli w stanie oddychać, ale na dole panowała cisza.

– To pewnie tylko wiatr, który poruszył jakieś drzwi – stwierdził wreszcie Villemann. – Chodźcie, idziemy dalej!

Wkrótce znaleźli się na piętrze w pomieszczeniu przypominającym hall.

– Uff! I pomyśleć, że można mieszkać w takim zamczysku duchów – westchnęła Taran. – Gdziekolwiek się ruszysz, wszędzie pajęczyny. Gdzie my jesteśmy?

Trzeba iść po śladach – nakazał Villemann.

Ruszyli w stronę największych drzwi w tym hallu. Ostrożnie, bardzo ostrożnie je otworzyli.

– Ooo! – jęknęła Taran.

– To musi być sala rycerska – powiedział Villemann. – Ale niespecjalnie elegancka. Uważajcie na podłogę, może być zdradliwa.

Poszli wolną od kurzu ścieżką do innych drzwi w krótszej ścianie sali.

Ale jeszcze raz przystanęli zdjęci strachem. Gdzieś nad turni, prawdopodobnie na strychu, trzasnęły jakieś drzwi. Ciężkie, zdecydowane kroki kierowały się ku Sali rycerskiej.

– Chowajcie się, szybko! – syknął Villemann w panice.

W samej sali raczej nie było widać żadnych kryjówek. Pomieszczenie było całkiem po prostu puste.

– Tam – wskazała Taran, która dostrzegła w pobliżu jakieś nieduże drzwi.

Wszyscy troje wślizgnęli się do środka, przymykając za sobą drzwi. Stali bez ruchu wstrzymując dech i słyszeli, jak otwierają się drzwi wiodące ze strychu do sali rycerskiej. Ktoś szedł szybkim krokiem tą drogą, którą oni dopiero co przebyli.

Na koniec drzwi wejściowe zamknęły się ze skrzypnięciem, a w zamku został przekręcony klucz.

– Dzięki! – warknął Villemann. – Teraz jesteśmy zamknięci od zewnątrz.

– Ale i tak nam się udało – rzekła Taran cicho. – Weszliśmy do zamku akurat w czasie, kiedy ktoś był na górze. I prawdopodobnie dzisiaj już tu nikt nie przyjdzie.

– Chyba masz rację.

W końcu rozejrzeli się z zainteresowaniem po pomieszczeniu, w którym znaleźli schronienie. Była to mała izdebka, w której stało łóżko. Izba miała prawdziwe okno, a nie tylko otwór strzelniczy. Nic jednak nie wskazywało na to, żeby w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat ktoś tu mieszkał.

– Dzięki ci, mały pokoiku – powiedziała Taran. – Uratowałeś nas przed ujawnieniem.

– Idziemy dalej? – spytał Villemann.

– Oczywiście!

Wślizgnęli się z powrotem do sali i posuwając się wydeptaną ścieżką, wkrótce stanęli przed nowymi schodami, tym razem węższymi i niższymi. Taran wyjrzała przez otwór.

– Jesteśmy na tyłach zamku – szepnęła. – Las podchodzi pod sam mur.

Schody na strych trzeszczały złowieszczo, musieli więc Iść ostrożnie. Po kilku minutach znaleźli się na górze.

– Fuj, jak tu okropnie! – skrzywiła się Danielle.

– Tak.

Strych zdawał się ogromny. Ale w głębi zobaczyli jeszcze jedne drzwi. I ślady wiodły właśnie tam.

Dzieci spoglądały po sobie.

– Albo służba trzyma tu domowej roboty alkohol, po który ktoś od czasu do czasu przychodzi – powiedział Villemann. – Albo też…

– Albo też… – powtórzyła Taran.

Poszli w stronę drzwi w głębi strychu.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Bezbronni»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Bezbronni» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Skarga Wiatru
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Bezbronni»

Обсуждение, отзывы о книге «Bezbronni» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x