Gudrun i Pedro siedzieli blisko siebie przy oknie, szukając u siebie nawzajem pocieszenia. Morten wyszedł do Moniki, by wyjaśnić jej pochodzenie złośliwych plotek.
Unni patrzyła na tych, którzy mogli u siebie szukać pociechy, i czuła się bardzo, ale to bardzo samotna. W piersi miała wielką pustkę. Popatrzyła na Jordiego i gorzko zatęskniła za tym, żeby i on mógł ją objąć i obdarzyć poczuciem spokoju i miłością.
Jordi popatrzył jej w oczy, a ona w jego spojrzeniu wyczytała ten sam smutek i bezsiłę. Należeli do siebie, lecz mimo to dzieliło ich wiele mil. I tak też miało pozostać.
Państwo Karlsrudowie spali w swoim małżeńskim łożu. Było wpół do czwartej nad ranem. Wilcza godzina.
Matka Unni śniła. Stawała się coraz bardziej niespokojna, rzucała się po łóżku, aż wreszcie poderwała się gwałtownie i usiadła.
Jej mąż się zbudził i zapalił lampkę na nocnym stoliku. Popatrzył na zegarek, potem przeniósł wzrok na żonę.
– Śniło mi się – wyjaśniła matka Unni bez tchu. – Śnił mi się jakiś rycerz, był tu w pokoju.
– Naprawdę? – spytał jej mąż, również siadając na łóżku. – Mnie także się przyśnił! Wpatrywał się we mnie surowym wzrokiem i kazał mi się przebudzić.
– Co ty mówisz? Mój rycerz także. Mówił po hiszpańsku, Despierte ! Obudź się!
– Opisz go.
– Nosił coś ciemnego na głowie, może kaptur?
– Tak, mnisi kaptur. Miał w sobie coś strasznego, upiornego.
– I siwą brodę. I jakby martwe oczy.
– Właśnie. A Unni wspominała coś o jakiś hiszpańskich rycerzach.
– Tak. Nigdy nie mogłam pojąć, o czym ona mówi. Taka była przy tym tajemnicza.
– To miało jakiś związek z jej przyjaciółmi. Z Mortenem i z tym sympatycznym kandydatem na lekarza, Antoniem.
Ojciec wysunął nogi z łóżka.
– Jak to możliwe, że śniło nam się to samo? Uważam, że to straszne!
– Okropnie dziwne. Mówił ci też, że się mamy obudzić?
– Tak.
– Nic z tego nie pojmuję.
Pan Karlsrud wstał i skierował się do drzwi. Otworzył je, raczej dlatego, że niczego nie mógł zrozumieć, niż z jakiegoś konkretnego powodu.
– Inger, chodź tutaj!
Matka Unni czym prędzej się poderwała.
– Czujesz coś?
Sprawdziła i popatrzyła na męża.
– Tak, jakiś słaby zapach dymu.
Narzuciła na siebie szlafrok, ojciec zszedł w samych slipach. Czym prędzej zbiegli po schodach.
– W kuchni nic się nie dzieje.
– To pewnie z zewnątrz. Ktoś coś pali.
– Taki duszący zapach? Chodź!
Zatrzymali się w salonie. Zapalili światło, lecz i tam nie dostrzegli nic niezwykłego.
– Ale to czuć stąd.
Zaczęli przeszukiwać pokój, kawałek po kawałku. Spotkali się w małym korytarzyku przy łazience. Znajdowała się tam nieduża szafka w ścianie, w której zbiegały się wszystkie przewody elektryczne ogrzewania podłogowego w całym domu i mnóstwo innych kabli możliwych do zrozumienia jedynie dla elektryka. Zapach dymu bił właśnie stamtąd.
– To może być coś poważnego – stwierdził pan Karlsrud.
– Dzwonię po straż pożarną – oświadczyła prędko jego żona, przechodząc do salonu.
– Nie, nie rób tego, dopóki nie sprawdzimy, co to może być. Może sam będę mógł sobie z tym poradzić.
Otworzył szafkę. W tej samej chwili huknęło, a roziskrzony płomień wystrzelił prosto w obraz wiszący po drugiej stronie korytarzyka. Na całe szczęście pan Karlsrud zdążył zasłonić się ręką i odskoczyć.
Ale obrazek już stanął w płomieniach, zwinął się z gorąca, a od ognia zajęła się tapeta.
Matka Unni zdążyła zadzwonić pod numer alarmowy. Jej mąż pobiegł po gaśnicę i zawołał jeszcze do niej, żeby pozbierała najcenniejsze rzeczy, takie jak zdjęcia i ważne papiery, i zaraz wybiegła z domu.
Zdążyli wynieść całkiem sporo w oczekiwaniu na straż pożarną, lecz chociaż panu Karlsrudowi udało się ugasić zarzewie pożaru, z szafki wciąż dobiegały nieprzyjemne trzaski. Nie wiedzieli też, czy nie płonie ściana za tapetą.
Kiedy razem wynosili antyczne krzesła, pan Karlsrud powiedział:
– A co by było, gdybyśmy nie zostali obudzeni?
– No właśnie, gdyby nas nie obudzili. Patrząc na siebie powiedzieli jednocześnie:
– Musimy porozmawiać o tym z Unni. I znów umilkli.
– Uznasz może, że oszalałam – zaczęła Inger Karlsrud ostrożnie. – Ale czy myślisz, że możemy ją poprosić o przekazanie od nas pozdrowień i podziękowań?
– Myślałem o tym samym.
– Zupełnie nie pojmuję, w co Unni się wplątała. Zawsze była dość szczególną osobą, ale teraz chciałabym, żeby się nam zwierzyła.
– Tak, musimy z nią porozmawiać.
– Wyłączyłeś główny przełącznik?
– Tak, zrobiłem to od razu.
Przyjechał samochód strażacki, szef strażaków sprawdził starannie „układ elektryczny w malej szafce.
– Coś takiego jak to nie powinno było się stać. Nie rozumiem, jak do tego doszło. Ruszaliście tu coś w ciągu ostatnich dni?
– Nie, nie dotykałem się do tej szafki, odkąd wyłączyłem wszystko po zimie. To było już parę miesięcy temu – powiedział ojciec Unni.
– W każdym razie teraz wszystkie obwody były włączone na pełną parę, ale układ tak czy owak powinien to wytrzymać nawet przy dużym obciążeniu. Trudno teraz stwierdzić, co wywołało pożar. Wszystko się wypaliło, wygląda to trochę tak, jakby w szafkę trafił piorun, a przecież dziś w nocy nie było burzy. No i czuliście przecież zapach dymu dużo wcześniej, niż cała instalacja strzeliła.
– Owszem. Ale jak to mogło być włączone, skoro wiem, że osobiście wszystko wyłączałem?
– Może odwiedził was jakiś chłopczyk o niespokojnych palcach?
– Nie, nie było żadnych dzieci.
– No cóż, musi się temu przyjrzeć specjalista. To może wynikać z przegrzania, lecz nie rozumiem, jak mogło do niego dojść. Tyle obwodów nie może się naraz włączyć samoczynnie. Mieliście szczęście, że obudziliście się w czas.
Rodzice Unni popatrzyli na siebie.
– To prawda – przyznali słabym głosem.
Nad morzem, nieopodal Selje, najbliższej sąsiadce Gudrun przyśnił się dziwny sen.
Znajdowała się na podwórzu. Wiał silny wiatr, szarpał jej spódnicę. Przed nią siedział na koniu rycerz otulony w czerń, czarny był również jego wierzchowiec. Widok ten powinien ją przerazić, bo rycerz miał straszną twarz, jak gdyby już nie żył.
Ona jednak wcale się nie przestraszyła. Mieszkała sama tak jak Gudrun, ale miała w domu dwa wielkie, wierne psy, a w dodatku postać rycerza nie wydawała jej się przerażająca.
Najwyraźniej chciał jej coś przekazać.
Nie słyszała żadnych słów, a mimo to coś do niej mówił. Wskazywał przy tym na dom Gudrun.
Kobieta zrozumiała, że to ostrzeżenie, chociaż nie jej dotyczyło. Ona nie miała się czego bać.
Sen minął, obudziła się.
Była piąta. Głupia godzina, za wcześnie, żeby wstawać, ale o tej porze na pewno już nie zaśnie.
Miałaby leżeć i myśleć?
Przeciągnęła się i wstała. Psy zaraz też się poderwały.
Sen?
Uśmiechnęła się lekko. Wstała jednak i przeszła do kuchni, za sobą słyszała stąpanie psich łap. Wyjrzała przez okno.
Powinno się częściej wstawać tak wcześnie, pomyślała jak większość miłośników natury, którym rzadko się to udaje.
Nagle usłyszała jakiś hałas, dochodzący od strony domu Gudrun. Ale przecież Gudrun nie ma! Czyżby wróciła nocą? Nie, przecież rozmawiały poprzedniego dnia, nie wspominała nic o powrocie.
Читать дальше