– Ja też zostaję – oznajmił skrzekliwie.
– A to dlaczego? – spytał Antonio lodowato.
– He ten miecz może być wart?
– Nie więcej niż inne miecze z tej epoki. Tylko my mamy nadzieję, że on nam pomoże rozwiązać pewne nasze problemy, które jednak nie mają nic wspólnego z ekonomicznym zyskiem. Nasza droga do celu jest wciąż długa. Nie sądzę, żeby wam się podobało to, co będziemy musieli jeszcze zrobić.
– Dokąd teraz pójdziecie?
– Ufam, że miecz wskaże nam drogę. Są na nim pewne znaki.
– Czy mógłbym je obejrzeć!
Znowu rozkaz, niby zapytanie, ale zadane tonem nie znoszącym sprzeciwu.
– Przekleństwo rycerzy to nie wasza sprawa. I niech pan już idzie, bo jak nie, to pańscy koleżkowie podzielą się skarbem i znikną.
To w końcu poruszyło hrabiego, pospiesznie wbiegł na schody, zdążył tylko jeszcze wysyczeć groźbę:
– Ale jeśli mnie oszukujecie, to będziecie żałować… Odetchnęli z ulgą.
– Wybacz, Miguel, że posłużyłem się tobą jako straszakiem – uśmiechnął się Jordi.
– Miło mi, że mogłem się przydać – odparł Miguel uprzejmie.
– Mógłbyś sprawdzić, czy oni wszyscy wyszli, i zamknąć drzwi?
– Oczywiście – zapewnił Miguel. – Sissi, pójdziesz ze mną?
Juana długo spoglądała w ślad za nimi. A ja myślałam, że on jest mój, uśmiechnęła się pod nosem. Czy rzeczywiście kiedyś mogłam na to liczyć? Czy oszukiwałam sama siebie? Był niemal wierną kopią Jordiego, w którym zadurzyłam się od samego początku. Zresztą w obu po kolei, taka byłam spragniona męskiego ramienia. Niestety, jestem nadal. Wyobrażałam sobie, że widzę miłość w spojrzeniu Miguela, jego przypadkowe dotknięcia tłumaczyłam jako czułe pieszczoty. Chociaż przez cały czas widziałam, że tak samo odnosi się do Sissi i do Unni, z którą jest w bardzo przyjacielskich stosunkach, tyle że nie ma w tym żadnego podtekstu seksualnego. Teraz wiem, że ze mną jest tak samo.
I nigdy nie było inaczej, muszę to sobie nareszcie wbić do mojej tępej głowy. I muszę przyznać, że Sissi radzi sobie dużo lepiej niż ja z tą demoniczną stroną jego natury. Ja uważałam, że jest niezwykły, egzotyczny i na swój sposób przystojny jako Tabris, ale mój Boże, jak potwornie się go bałam! Tylko nie chciałam się do tego przyznać, nawet sama przed sobą. Pragnęłam zdobyć fantastycznego Miguela i mydliłam sobie oczy wiarą, że on na zawsze pozostanie tylko Miguelem.
A to się przecież nigdy nie ziści. Demon jest demonem, żeby nie wiem jakie przyjmował postaci.
No i oto teraz tkwię przy Mortenie, który potrzebuje mojej sympatii i pociechy. Mną się jednak nie przejmuje, zresztą tak samo jak ja nim. Wszystko więc pozostanie, jak było. Rozsądna Juana ma wielu przyjaciół, na wyłącznie koleżeńskiej stopie, ale nikt jej nie kocha. Zawsze tak było i tak będzie. Wieczna poszkodowana.
Ale dlaczego Miguel i Sissi tak długo nie wracają? Poczuła ssanie w żołądku, choć bynajmniej nie z troski o ich życie. Fuj, Juana, zazdrość to poniżej twojej godności! A oni mają pewnie inne rzeczy w głowie niż obłapianie się.
Kenny został porzucony przez swoich koleżków pod drzwiami kościoła i leżał półprzytomny od bólu złamanego barku.
Co ja tu do diabła właściwie robię? zastanawiał się z rozpaczą w sercu. Dlaczego nie zostałem w domu, w Norwegii? Dlaczego posłuchałem Emmy, która obiecywała i bogactwo, i gorące noce? Akurat teraz nie zależy mi na niczym takim, ponad wszystko chcę wracać do domu! Wiem, że konto u policji mam czarne niczym jesienna noc, ale już wszystko jest lepsze niż to tutaj. Leżeć i konać na tej zapaskudzonej podłodze, w jakichś ruinach, w tych zimnych górach obcego kraju, tak strasznie daleko od domu?
No, ale tak szczerze mówiąc, to od jakiego domu? Wiele czasu minęło, od kiedy miałem jakiś dom. Do diabła, jakie życie jest paskudne!
Na szczęście udało mi się ściągnąć portfel tej nadętej Flavii, kiedy pełzaliśmy wtedy, w krzakach. Jeszcze do niego nie zajrzałem, bo ten przeklęty bark nie daje mi się ruszyć. Ledwo przesunę głowę, a wydaje mi się, że skonam… Kenny próbował się jakoś opanować, gdy usłyszał pospieszne kroki. Mimo bólu odwrócił głowę.
– Tommy? Emma? Gdzie wy idziecie? – Zabieramy się stąd – odparł Tommy. – A gdzie Alonzo?
– Nie wiem. Myślę, że na dworze. Zabierzcie mnie ze sobą, nie zostawiajcie mnie tutaj! Nie możecie tego zrobić! Och, bądźcie kolegami, proszę!
Thore Andersen szedł za Emmą. Wszyscy opuścili już kościół, ale Thore jeszcze się zatrzymał. Przez chwilę rozpatrywał rozpaczliwą sytuację, w jakiej znalazł się Kenny, po czym powiedział:
– Zawsze miałem humanitarne podejście do człowieka.
Przyklęknął na jednym kolanie, ujął w obie ręce głowę leżącego i wykręcił ją z całej siły. Rozległo się głośne chrupnięcie i Kenny przestał cierpieć.
Thore Andersen wyszedł na dwór. Po krótkiej chwili dołączył do niego hrabia, wściekły, rozczarowany, zbliżał się krokiem marszowym. Rzucił krótkie spojrzenie na zwłoki Kenny’ego, skrzywił się i oddalił od tak nieprzyjemnego widoku.
Dogonił grupę w gęstym lesie. Alonzo też do nich dołączył i natychmiast wszyscy zaczęli się znowu kłócić o podział skarbu.
Miguel i Sissi przyglądali się wstrząśnięci sponiewieranym zwłokom Kenny’ego.
– Jak mogło im przyjść do głowy, żeby go zabić? – zawodziła Sissi. – I kto mógł zrobić coś takiego?
– Mogli to oni wszyscy – zapewnił Miguel, mając na myśli ich sumienia. – Ale nie wszyscy mieli na to dość siły fizycznej. Tommy był jego kolegą, więc to pewnie nie on.
Chyba się nie bardzo pomylę, stawiając na tego szofera.
– Thore Andersena? Tak, to możliwe. Ale co my teraz zrobimy z Kennym?
Miguel nie odpowiadał. Przeszukiwał kieszenie zmarłego i wytrząsnął z nich coś, co mogło przypominać portfel, ale co portfelem nie było.
– Jakiś stary dziennik? – dziwiła się Sissi. – Po norweska…?
Teraz nareszcie Miguel odpowiedział na jej pytanie.
– Będziemy musieli w jakiś sposób go pochować.
– No tak – mruknęła Sissi, bardziej zajęta dziennikiem. – Patrz, tutaj jest napisane: F. Cleve. Ale dziennik pisany po norwesku, więc skąd tu nazwisko hrabiego?
– F to chyba oznacza Flavia. Bo, jeśli się nie mylę, hrabia ma na imię Bruno.
– Masz rację, chodź, wracamy do naszych.
Upewnili się jeszcze, czy wszyscy przeciwnicy na pewno się ulotnili, i Miguel ponownie zapieczętował drzwi kościoła. Tymczasem przyjaciele wyszli już z krypty, zaniepokojeni ich przeciągającą się nieobecnością.
Kiedy dowiedzieli się, co się stało, wszyscy wspólnymi siłami urządzili Kenny’emu pogrzeb: przysypali zwłoki, czym się dało, i przykryli je zmurszałymi deskami. Wszyscy byli wstrząśnięci jego losem. Niby nie stanowił wzoru cnót, ale na coś takiego mimo wszystko nie zasłużył. Unni i Juana popłakiwały ukradkiem, mężczyźni byli wściekli na jego kamratów, którzy obeszli się z chorym w ten sposób. Nikt nie miał wątpliwości, że ohydny postępek należy przypisywać Thoremu Andersenowi, ale że reszta mogła tak po prostu porzucić zwłoki, to przechodzi naprawdę wszelkie pojęcie. Na koniec Juana odmówiła modlitwę, a Morten wyrył na murze krzyż.
Nareszcie Jordi mógł opowiedzieć o swoim znalezisku. Ponownie zeszli do krypty.
– Wybaczcie mi – jęknęła Unni, kiedy zeszli na dół. – Wybaczcie, ale cierpię z głodu. Czy moglibyśmy najpierw coś zjeść, zanim rzucimy się na spotkanie nowych przygód?
Читать дальше