Unni zobaczyła w wyobraźni, jak wielki samochód kurczy się do rozmiarów karty do gry i ukrywa za drzewem, ale właśnie mijali wysokie skały i Elio wyjaśnił, że to za nimi stali i stamtąd wyglądali na drogę.
Było tak, jak Unni przypuszczała: mieli problem ze znalezieniem kryjówki w tym pięknym, ale otwartym skalistym terenie. W końcu postawili skrzynkę za wysokimi kamieniami i starannie ją przykryli, kiedy jednak znowu znaleźli się na drodze, pojawił się tam jakiś chłop ze stadem kóz, niesłychanie gadatliwy. Żeby nie wzbudzać w nim żadnych podejrzeń, musieli chwilę porozmawiać, a tymczasem jedna melancholijna koza obgryzła brzeg wiatrówki Pedra.
Unni wybuchnęła śmiechem. Wszyscy byli szczęśliwi, że znowu są razem.
– Ale Jordi jest chory – powiedziała zaraz zmartwiona.
– No właśnie, widzę – rzekł Pedro, przyglądając mu się w tylnym lusterku. – Zaziębienie?
– Gorzej – odparł Jordi. – To skutek kontaktu z ogniem Wamby.
– Mój Boże! – przestraszył się Pedro. – Musimy cię zawieźć do szpitala.
Nikt się nie odezwał.
Jordi do szpitala? Ciekawe, co by lekarze u niego znaleźli?
Uznaliby, że jest żywym człowiekiem, czy…?
– Chyba raczej powinniśmy zatelefonować do Antonia i zapytać – powiedziała Unni.
– Dobry pomysł – przyznał Pedro. – Chcieliśmy zresztą dzwonić do was, ale baliśmy się, że tamte zbóje mogą usłyszeć sygnał. O, tam wyżej jest ukryta skrzynka. I żadnych kóz na horyzoncie.
Świetnie! Ale bardzo mi przykro, że przyjechaliśmy po was za późno.
Że musieliście tak długo czekać w tej szopie.
– Unni bardzo dobrze się mną zajmowała – powiedział Jordi i klepnął ją po bratersku w ramię.
Idź do diabła! pomyślała. Może mógłbyś mnie pogłaskać po głowie. O, jaka dzielna siostrzyczka!
– Nic nie szkodzi, że musieliśmy poczekać – rzekła przez zaciśnięte zęby. – Przeżyliśmy bardzo pouczające chwile.
– Niezwykle pouczające – potwierdził Jordi. Pedro połączył się z szefem najbliższego posterunku policji i odbył z nim krótką, ale ważną rozmowę…
Zatelefonowali do Norwegii.
Antonio był bardzo wzburzony. Nie, Jordi nie może być leczony w Hiszpanii. Powinien wrócić do Norwegii. Natychmiast!
Pedro protestował. Czy Antonio nie ma zaufania do hiszpańskich szpitali?
– Nie, dobrze wiem, że w niczym nie ustępują norweskim, a może nawet je przewyższają poziomem – tłumaczył Antonio. – To nie o to chodzi. Ale Jordi opiekował się mną przez całe życie, ciężko pracował, by starczyło na moje studia medyczne. Teraz on potrzebuje mnie i jest okazja, żebym mu się odwdzięczył. Musisz mi na to pozwolić!
– A gdzie ty jesteś?
– W domu. Właśnie przyjechali do mnie Morten z Gudrun. Nie byli bezpieczni w Molde. Tutaj też pewnie tak do końca nie są, ale przynajmniej mogę o nich zadbać. Vesla znalazła duży, bardzo ładny dom, zamieszkamy tam wszyscy. Jeszcze go nie umeblowaliśmy, ale na pewno będzie nam tam bardzo dobrze.
– A co mamy tymczasem robić z Jordim?
– Nie mam pojęcia, jak postępować z chorymi zatrutymi przez trolla, ale może na początek spróbujcie antybiotyku? Możecie tam coś zdobyć?
– Drogi przyjacielu, ja mam z sobą cały swój magazyn leków.
Nie przypuszczałem, że wyzdrowieję, i to tak, za jednym machnięciem ręki. Tak więc z tym damy sobie radę.
Pedro dostał od Antonia dokładne instrukcje. Przedyskutowali też obaj, jak się cała grupa powinna zachować, Pedro miał swoje plany.
Najpierw pojadą do Saragossy, gdzie w jakimś położonym na uboczu hotelu przyjrzą się dokładniej papierom Santiago, wykąpią i wyśpią. Są przecież na nogach ponad dobę. A później zastanowią się, co dalej, i zadzwonią do Antonia. Wszystko będzie zależeć od samopoczucia Jordiego.
Unni była zrozpaczona, że nie może mu pomóc. Siedzieli, jak zawsze, na tylnym siedzeniu, każde w swoim kącie. Unni nie chciała się skarżyć, ale marzła jak pies. Powinna się zamienić miejscami z Eliem, ale żaden z mężczyzn nie wpadł na taki pomysł. Z drugiej strony, ona sama chciała być blisko Jordiego, przynajmniej uśmiechem i przyjaznym słowem dodawać mu odwagi. Cóż innego mogłaby zrobić? Nic. Jest przecież tylko do niczego nieprzydatną młodszą siostrą.
Kiedy dotarli do Saragossy, Jordi był tak wyczerpany, że nie mógł o własnych siłach wejść po schodach, dosłownie wciągał się na górę, trzymając się poręczy. Unni była sztywna z zimna i taka sina, że Elio i Pedro mieli straszne wyrzuty sumienia. Ale przecież chyba mogła powiedzieć?
Pierwsza dawka penicyliny w ogóle nie podziałała na Jordiego.
Spróbowali więc ponownie, tym razem z kortyzonem. W swoim pokoju Jordi po prostu zwalił się na łóżko. Elio pomógł mu się rozebrać. Widząc, jak się kuli na posłaniu, dygocze jak w febrze, choć jest równocześnie mokry od potu, postanowili, że właśnie w jego pokoju będą przeglądać papiery. Tylko wówczas Jordi będzie mógł w tym uczestniczyć, a nie ma czasu do stracenia.
Kelner przyniósł gorący, smakowicie pachnący obiad i nagle wszyscy uświadomili sobie, jacy są głodni. Może z wyjątkiem Jordiego, on nie miał ochoty na nic, ogarniało go coraz większe pragnienie, by umrzeć. A przecież wiedział, że w głębi duszy bardzo tego nie chce, miał tyle spraw, dla których powinien żyć. Tylko jakoś teraz nie potrafił o tym myśleć, umysł nie chciał pracować jak należy.
Unni starała się go zmusić do jedzenia i szczęśliwie trochę jej się udało. Dała mu też wina. Może to nie było za bardzo rozsądne, ale po posiłku Jordi sprawiał nieco przytomniejsze wrażenie. A może to działanie kortyzonu?
Kiedy posprzątano pokój po obiedzie, Unni siedziała w głębokim fotelu, opatulona wełnianym kocem, Jordi na swoim posłaniu, podparty poduszkami, a Elio i Pedro przy stole. Uwaga wszystkich czworga skupiała się na zwojach papieru, wyjętych ze skrzynki.
Wciąż nie wiedzieli, czy nazywać to skrzynką, czy raczej szkatułką, była długa dokładnie tak samo jak miecz, i wąska. Ani skrzynia, ani szkatuła, coś pośredniego między jednym a drugim, po prostu.
– Musimy się bardzo ostrożnie obchodzić z papierami – powiedział Pedro.
Już dawno zorientowali się, że owej skrzynki czy szkatuły, zawierającej cenne starocie, nie przeszmuglują przez cło na żadnym lotnisku. Pedro nawiązał więc kontakt z jednym ze swoich służących, który właśnie teraz jechał największym samochodem Pedra z Madrytu do nich tutaj. Potem służący odda wypożyczony samochód w Granadzie, oni sami zaś będą mogli wyruszyć w długą drogę na północ, do Norwegii. Problem tylko, jak Jordi to zniesie.
Zastanawiali się już nawet, by Jordi poleciał z Unni samolotem, ale umieszczać tak wyczerpanego i chorego człowieka razem z innymi pasażerami… nie, lepiej nie ryzykować. Nie odważyli się też wezwać hiszpańskiego lekarza do hotelu, musiały wystarczyć konsultacje z Antoniem. Było jasne, że teraz Jordi należy bardziej do świata rycerzy niż zwyczajnych śmiertelników, serca ściskały im się z bólu, kiedy na niego patrzyli.
Poza tym Elio powinien pojechać do swojej rodziny, czekającej na niego we Włoszech. Pedro miał załatwić wyjazd, jak tylko się wszyscy wyśpią.
Ale najpierw najważniejsze: papiery. Jordi też nie miał czasu na nie czekać. Może nawet obawiał się, że wcale nie będzie w stanie ich zrozumieć, jeśli najpierw zdecyduje się przespać?
Unni z rozpaczą myślała właśnie o tym. Co będzie, jeśli on się już więcej nie obudzi?
Читать дальше