– Wstań, Unni – powiedział nagle, a dziewczyna, chociaż zdziwiona, usłuchała. – Tak! – wykrzyknął. – Jest jeszcze jedno miejsce spojenia! Nie siedzimy na zwyczajnym kamieniu. To jest murowane!
Natychmiast wszyscy bardzo się ożywili.
Po zerwaniu trawy i mchu ich oczom ukazał się długi niski mur, a właściwie było to coś więcej niż tylko mur. Przypominało przede wszystkim posadzkę.
– To mur domu? – spytała Sissi.
– Chyba czegoś innego, jest większe – odparł Antonio.
– Ale nie widzę żadnego kościoła. Czyżby zapadł się pod ziemię?
Miguel zdążył już przejść tam, gdzie las rósł najgęściej, i przecisnął się pomiędzy pniami.
– Chodźcie! – zawołał. – Pomyliliśmy się o kilka metrów. Niełatwo było przedrzeć się pomiędzy drzewami, które przez lata nieobecności ludzi w dolinie mogły rosnąć wielkie i gęste. W końcu jednak ujrzeli kościół.
Oczywiście był w stanie godnym pożałowania, lecz nie tak złym, jak można by się tego spodziewać. Przesłoniły go całkiem pędy bluszczu, z góry więc nie dałoby się go zobaczyć. Teraz jednak wyraźnie dostrzegali jego kontury.
Przypominał bardzo świątynię, którą widzieli w Veigas. Prosty czworokątny budynek z kamienia o rozmaitych odcieniach brunatnej szarości, z wieżą – dzwonnicą czy też raczej bramą dzwonną przy wejściu. W miejscu, w którym zwykle wisiały dwa lub trzy dzwony, pozostał tylko jeden, największy. Dziwne, że wciąż tam wisiał. Otwarta dzwonnica w osobliwy sposób była także wolna od bluszczu, przynajmniej w miejscu, gdzie wisiał dzwon.
Drzwi wejściowe były w bardzo marnym stanie. Gdy spróbowali je otworzyć, rozpadły się na spróchniałe kawałeczki, aż musieli uskakiwać, żeby ich nie przysypały.
We wnętrzu panowały cisza i pustka. Przez dziurę w suficie światło padało na ołtarz, który przejęła we władanie roślinność. Poza nim w kościele właściwie nic nie było. Smutne resztki drewna, kiedyś być może ławki, to wszystko.
Wyróżniała się tylko kamienna płyta w podłodze obok chóru.
– Czy to grób? – spytała Unni przyciszonym głosem. Nastrój panujący w świątyni nie pozwalał na głośne porozumiewanie się.
– Prawdopodobnie tak – odparł Antonio. – Stąpajcie ostrożnie, nie wiadomo, ile ta posadzka wytrzyma ani co może znajdować się pod nią.
– Szkoda, że Morten i Juana gdzieś się zapodziali – zniecierpliwiła się Sissi. – Czym oni się zajmują? Przecież w tej małej dolinie aż tak bardzo nie można zabłądzić!
Morten i Juana w rzeczywistości znajdowali się blisko. Z rękami związanymi z tyłu, z zasłoniętymi oczyma i z zaklejonymi ustami, byli prowadzeni przez gangsterów Emmy w stronę kościoła.
Grupa nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest obserwowana od dłuższego czasu, już kiedy siedzieli na murze i później, gdy wchodzili między drzewa.
Oboje, i Morten, i Juana, krzykiem usiłowali dać przyjaciołom znać o sobie pomimo taśmy zaklejającej usta, bo da się to przecież zrobić, chociaż dźwięk jest bardzo zduszony, lecz Tommy zaraz zagroził, że zaklei im również nosy.
Antonio, Jordi, Miguel i Sissi wspólnymi siłami usiłowali podnieść kamienną płytę umieszczoną w posadzce kościoła, lecz nie chciała nawet drgnąć.
– Pomóc wam? – rozległ się nagle drwiący głos od strony wejścia.
To Tommy stanął w nich, żując owoc.
– Aha, i bardzo dziękujemy za posiłek!
Popychali przed sobą Juanę i Mortena niczym tarcze, choć przecież w grupie sprzymierzeńców rycerzy nikt nie był uzbrojony.
Tak im się przynajmniej wydawało. Banda Emmy stanęła na środku kościoła, wciąż zasłaniając się jeńcami.
– A więc wskazaliście nam drogę? Świetnie się stało, dzięki temu uniknęliśmy nudnego szukania i torowania sobie szlaku. Ale teraz my przejmujemy robotę – oświadczyła Emma zdecydowanie. – Odejdźcie stąd! To już wyłącznie nasza sprawa.
Żadna z osób stojących wokół kamiennej płyty nie zdołała zachować powagi.
– Co się stało? Z czego się tak śmiejecie? – syknęła Emma.
– Z was – uśmiechnął się Antonio. – Masz naprawdę fantastyczną fryzurę, Emmo.
– Co? Co takiego?
– Rozumiem, że nie przeglądałaś się w lustrze. A ty, Alonzo, stary lowelasie, jeszcze nie pozbyłeś się za krótkich spodni, po tylu latach? I widzę też, że w nie narobiłeś!
– Zamknij się! – odparował Alonzo, ale bez spodziewanego efektu, bo przyjaciele wybuchnęli jeszcze głośniejszym śmiechem.
– A Tommy cały aż zsiniał z zimna – zauważyła Unni z udawanym współczuciem.
– Czwarty z was jest ranny – dodał Antonio już z większą powagą. – Potrzebujesz pomocy lekarskiej.
Zrobił ruch, chcąc do nich podejść, lecz Emma zaraz krzyknęła:
– Trzymaj się z daleka, nie potrzeba nam tu żadnych szalbierzy! I natychmiast odejdźcie od tej płyty!
– Nie uda wam się jej podnieść – stwierdził Antonio.
– Doprawdy? Zaraz się o tym przekonamy. Antonio nie przejął się ani trochę groźbą Emmy i najwyraźniej miał zamiar pomóc zarówno Kenny’emy, jak i więźniom, lecz Jordi go powstrzymał. On zauważył więcej.
– Puśćcie naszych przyjaciół! – zażądał. – Nic wam nie przyjdzie z przetrzymywania ich.
– Tak myślisz? Tommy, Alonzo, pokażcie im! Jordi spostrzegł to już wcześniej: obaj pomocnicy Emmy byli uzbrojeni, więźniowie czuli broń na plecach.
Emma uśmiechnęła się fałszywie.
– Ojoj! Czyżby Unni znalazła sobie nowego kawalera?
Mówiła o Miguelu, któremu, prawdę mówiąc, wcześniej się nie przyjrzała. Miguel stał teraz tak, że twarz miał ukrytą w cieniu, Emma nie mogła więc dostrzec zmiany, jaka w nim zaszła, bo gdyby tak było, nie ośmieliłaby się chyba słać mu zalotnych spojrzeń.
Przemówiła zaraz najsłodszym głosem:
– Odejdźcie stamtąd wszyscy, bo inaczej zastrzelimy waszego kochanego kolegę i koleżankę. Nie macie pojęcia, co wy w ogóle robicie. Teraz my, dorośli, przejmujemy całą robotę. Moja rodzina na tę chwilę czekała przez całą wieczność. Chłopcy, zwiążcie tych nędzników!
Alonzo i ranny Kenny wyciągnęli długie liny i zaczęli się do nich zbliżać, natomiast Tommy czuwał nad wszystkim z pistoletem. Twarz wciąż miał siną, tym bardziej że w kościele panował jeszcze większy chłód niż na zewnątrz.
Nagle jednak Kenny dostrzegł, kto towarzyszy grupie, i przypomniał sobie niepojętą śmierć Rogera na brzegu rzeki koło Oviedo. Uderzył w krzyk.
Rozzłoszczona Emma spytała, o co mu chodzi, i pouczyła go, że nie mają czasu na takie wybryki.
Jak w końcu doszło do tego, co się stało, naprawdę trudno powiedzieć, lecz twarz Miguela zmieniła się nagle nie do poznania, a potem demon – człowiek wykonał jakiś błyskawiczny ruch.
Liny w dłoniach Alonza i Kenny’ego owinęły się wokół czworga intruzów, którzy natychmiast przewrócili się na podłogę i nie mogli nawet drgnąć, tak mocno byli oplatani.
Kenny musiał odczuwać potworny ból. Unni głęboko mu współczuła.
Antonio i Sissi czym prędzej podbiegli do Mortena i Juany. Oswobodzeni, odetchnąwszy głęboko, zaczęli się dopytywać, gdzie są. Antonio zabrał pistolety, Unni natomiast odebrała skradziony im wcześniej plecak, pełen owoców i innych rzeczy, nieco już lżejszy. Znalazła jednak w środku swój śliczny sweter i stwierdziła, że nikt nie zdążył go zbezcześcić nieprzyjemnym zapachem, włosami czy też innymi paskudztwami.
Sweter zapewne był za bardzo damski jak na gust Tommy’ego, inaczej z całą pewnością włożyłby go, chcąc ochronić się przed zimnem. Na szczęście noszenie damskiego swetra najwyraźniej mu uwłaczało.
Читать дальше