Juana wyraźnie się nad czymś zastanawiała.
– Unni, czy słowo „lota” może mieć jakiś związek z kamienną płytą? Losa?
– Możliwe, we śnie przecież tak marnie słychać. I było jeszcze „kalfatar”.
– Czy to mogło być apartar? „Odsuwać w bok”? Unni zastanowiła się.
– Bardzo możliwe.
Jordi już obmacywał ściany. Przyłączył się do niego Miguel.
– Spójrz tutaj! – powiedział nagle. – Tuż nad podłogą. Tam jest jakaś szczelina. A pod nią jakieś drobne kamienie.
Jordi obmacał brzegi.
– Część ściany to płyta i być może da się ją przesunąć po tych kamieniach, jeśli… Chodźcie, chłopcy!
Sissi najwyraźniej sama się do nich zaliczała. Unni nie chciała się zanadto wysilać z uwagi na dziecko, za to Juana dość niezdarnie stanęła przy Miguelu. Stwierdziła jednak, że tylko przeszkadza, i w końcu się poddała.
Gdy wreszcie udało im się ustalić, w którą stronę należy pchać płytę, rozległ się zgrzytliwy głuchy odgłos, a przed nimi z wolna otworzył się korytarz. Dostatecznie wysoki, by do środka dało się wprowadzić konie.
– Juano, jesteś genialna!
– Wiem, wiem – roześmiała się. – Ale moim zdaniem wszyscy mamy w tym swój udział.
– Oczywiście – przytaknęła jej Unni. – A najmilsze ze wszystkiego jest to, że nie musimy wychodzić do trolla!
Stali w oślepiającej ciemności.
Zrobili, co mogli, żeby popchnąć kamienną płytę z powrotem na miejsce, by uniknąć prześladowców, lecz od środka nie było to łatwe, więc mieli pewne obawy, czy im się to udało.
Teraz trzeba było zapalić kilka latarek naraz. Ich światło rozjaśniło zdumiewający naturalny korytarz, wyżłobiony przez wodę w wapiennej skale przed milionami lat. Nigdzie nie dostrzegli nic, co mogłoby stanowić przeszkodę dla koni, najwyraźniej przez cały czas można było iść w pozycji wyprostowanej, przynajmniej tak daleko, jak teraz widzieli.
– Unni – rzekł Antonio z powagą. – Jak to właściwie było z tymi twoimi wizjami, gdy towarzyszyłaś rycerzom i Urrace w ich dramatycznej podróży, kiedy wieźli swych najdroższych do ukrytej wioski? Nie wspominałaś wtedy o żadnych korytarzach w skale, a przecież tutaj musieliśmy pokonać wiele, i to długich!
– „Drogą rycerzy nie można podążać” – przypomniał Jordi, który zawsze i wszędzie gotów był bronić Unni. – Być może oni jechali inną drogą niż ci, którzy wieźli skarb.
Unni usiłowała przypomnieć sobie tamte koszmarne wizje.
– Nie, wtedy chodziło o długą podróż rycerzy z miasta Leon. To tamtą drogą nie można podążać. Nie, nie pamiętam żadnych korytarzy w skale. Przypomina mi się jedynie, że księżyc od czasu do czasu znikał, wtedy robiło się ciemno, a odgłos kopyt uderzających o podłoże brzmiał jakoś głucho. Nie wiązałam tego z żadnymi grotami, ale tak musiało być, zwłaszcza pod koniec.
– Aha. W każdym razie znów jesteśmy w grocie. Miejmy nadzieję, że nie jest to jedna z tych wypełnionych wodą jaskiń, na których punkcie szaleją spragnieni przygód grotołazi.
– Nie, nie, my nie mamy czasu na żadne szaleństwa. Nie przypuszczam jednak, żeby zmuszali konie do brnięcia przez wodę.
– Cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak iść dalej i przekonać się, dokąd prowadzi ten korytarz. Wygląda przynajmniej na to, że wiedzie w górę.
Ruszyli. W miarę upływu czasu marsz pod górę stał się bardzo męczący i tu, w tym zamkniętym skalnym korytarzu, zaczęło brakować im tchu. Kiedy więc Juana oznajmiła: „Kamień wpadł mi do buta”, Jordi zaproponował chwilę odpoczynku. Usiedli pod ścianą, a Jordi rozdzielił po kawałku chleba. Spożywanie samych owoców przynajmniej dla niektórych stało się zbyt jednostajne.
– Miejmy nadzieję, że woda płynęła tędy dawno temu – powiedział Morten. – Pomyślcie tylko, co by było, gdyby teraz nastąpił potop?
– Rzeczywiście – roześmiał się Antonio. – Gdyby nadciągnęła wielka woda, porwałaby nas i zaniosła z powrotem do tej kamiennej płyty.
– Rozwaliłaby ją i cisnęła do jaskini – dokończyła Unni. – A tak w ogóle to zgaście latarki. Jeść możemy przecież po ciemku.
Otoczyła ich atramentowa ciemność. Unni przysunęła się do Jordiego. Nigdy przecież nie wiadomo, jakie zbłąkane dusze mogą się pojawić w tych dotkniętych nieszczęściem korytarzach.
– A propos prawdziwego potopu – odezwała się Sissi. – Podobno w związku z nim dokonano nowych, bardzo interesujących odkryć. Ale o tym możemy porozmawiać kiedy indziej.
– Nie, nie – powiedział Jordi. – Od całych tygodni i miesięcy koncentrujemy się na tej jednej jedynej sprawie. Przyda nam się krótka chwila wytchnienia, niech nasze mózgi choć na trochę zajmą się czymś innym. Opowiadaj, Sissi!
– Wiecie chyba, że w różnych religiach istnieje mit o wielkim potopie, który zalał całą ziemię, to znaczy tę część ziemi, która znana była danemu ludowi. W Biblii jest mowa o Noem i jego arce, w babilońskim eposie o Gilgameszu występuje Utnapisztim, odpowiednik Noego, tyle że w imieniu ma więcej liter i pojawia się już na tysiące lat przed Chrystusem. W mitologiach i religiach innych ludów są podobne opowieści. W każdym razie naukowcom udało się znaleźć ostatnio coś bardzo interesującego. Basen Morza Śródziemnego był kiedyś zupełnie suchy, to jeszcze dawniejsze dzieje. W końcu jednak Atlantyk przedarł się przez Gibraltar, który oczywiście był wtedy połączony z Afryką. Powstał największy w historii świata wodospad, o wiele, wiele wyższy i szerszy niż Niagara. Woda płynęła nim przez około pięciu tysięcy lat, aż w końcu utworzyło się Morze Śródziemne. Morze Czarne było w tamtych czasach zaledwie małym jeziorkiem wielkości zwyczajnego stawu, w końcu jednak Morze Śródziemne przelało się z kolei przez Bosfor i w przerażająco krótkim czasie zalany został cały olbrzymi obszar, będący dzisiaj Morzem Czarnym.
– Jak im się to udało stwierdzić? – spytał Jordi, gdy Sissi zakończyła swoją opowieść i na chwilę zapanowało milczenie. Było to jednak przyjemne milczenie. Dawało się w nim wychwycić więzy, które ich łączyły. Stanowiło chwilę wytchnienia po wszystkich ciężkich próbach, przez które musieli przejść wspólnie. Sissi odpowiedziała:
– Do odkrycia przyczyniła się nowoczesna technika, sondy głębinowe. Słynny kapitan Ballard, ten, któremu wśród innych licznych dokonań udało się zlokalizować „Titanica”, brał udział w tych poszukiwaniach. Stwierdzono, że na dnie Morza Śródziemnego leży kilometrowej grubości warstwa soli i dlatego woda w nim jest taka słona. A potem spuszczono się do Morza Czarnego w okolicach jego południowych wybrzeży na głębokość czterystu metrów.
– Jak tam zeszli? – spytała Juana.
– Najpierw zastosowali magnetograf czy sonar magnetyczny, nie pamiętam, jak to się nazywa, potem echosondę. Następnie posłali na dół miniaturowe łodzie podwodne z kamerami wideo. Na dnie tego morza wewnątrz lądu znaleziono ślady osadnictwa wzdłuż całego wybrzeża i sięgające daleko w głąb morza. Nie zbadano jeszcze całego Morza Czarnego, ono jest przecież wielkie. Ma taką powierzchnię jak prawie cała Finlandia. I właśnie to przelanie się Morza Śródziemnego przez Bosfor, w wyniku czego powstało Morze Czarne, było biblijnym potopem. Nikt nie zdążył przed nim uciec.
– Prawdziwa kara za grzechy – stwierdził Morten.
– Tak. Zginął cały lud, zalane zostały bardzo żyzne ziemie. Zresztą góra Ararat leży całkiem niedaleko stamtąd. A w Biblii przecież nie jest powiedziane, skąd pochodził Noe.
Читать дальше