Ten ktoś czy to coś znajdowało się już teraz bardzo blisko nich. Miguel wychwytywał odgłosy węszenia, mogące świadczyć o tym, że wokół nich krąży zwierzę. To „zwierzę” jednak potrafiło formułować słowa, chociaż niezrozumiałe. Nieznana istota przez chwilę stała przy krzakach, potem usiłowała się przez nie przedrzeć i wpadła we wściekłość, ponieważ jej się to nie udało. Była bardzo niezgrabna, niezdarna, poruszała się wolno i z wysiłkiem. Miguel zastygł w bezruchu i miał jedynie gorącą nadzieję, że nikt z jego towarzyszy nie obudzi się nagle ani nie poruszy. Gdyby był Tabrisem, bez wahania wyszedłby, żeby się zmierzyć z tym potworem. No tak, to musiał być potwór. Nic innego nie wchodziło w grę.
Lecz Miguel nie był już Tabrisem. Jakie to przykre! Jakie gorzkie!
I znów poczuł wewnętrzne rozdarcie. Pragnął na powrót stać się Tabrisem, lecz nie chciał wracać do Ciemności. Zetknął się z czymś, czego nie zaznał nigdy wcześniej, z przyjaźnią. Z akceptacją swojej skomplikowanej natury. Ale przyjaźń z ludźmi? Przecież ich nie znosił!
Był jeszcze jeden problem, o którym nie chciał ani nie mógł dyskutować z nikim innym, nawet z Unni czy też z tymi życzliwie usposobionymi braćmi o silnym charakterze. A już z całą pewnością nie z Juana.
To oczywiste, że nie zrozumieliby tej walki, którą toczył na wielu frontach. Sam przecież jej nie rozumiał.
Podniósł głowę. Grota wydała mu się nagle jakaś nowa, jak gdyby w pewnym sensie oczyszczona, lecz nie potrafił powiedzieć, co tak naprawdę się zmieniło.
Na chwilę zapanowała cisza. Potworna istota jakby przynajmniej na jakiś czas się poddała. Może zasnęła?
Miguel nie widział teraz swoich towarzyszy, wiedział jednak, gdzie leżą.
Jordi to szczęściarz, że ma Unni. Szkoda, że dziewczyna nie jest wolna, lecz dla tego akurat Miguel miał wiele szacunku. Nie wolno tknąć cudzej kobiety. Nauczył się tego od Antonia.
O czym on myśli? Przecież nie mógłby tknąć żadnej z tych kobiet ludzkiego rodu.
Zresztą wcale tego nie chciał. Skąd się biorą te niemądre uczucia, których ani trochę nie może pojąć?
Jego myśli stale krążyły wokół tego samego. Miguel zasłonił uszy rękami, jak gdyby to mogło pomóc. Na twarzy pojawił mu się wyraz rozpaczy. Zacisnął zęby.
Dlaczego nie mógł na powrót stać się Tabrisem? Tabris zabiłby ich wszystkich.
Daleko, w drugim krańcu doliny, troje nieznajomych spało ciężkim snem. Nie wiedzieli nic o Wambie, on bowiem tkwił przy tych, których upatrzył sobie jako przewodników, mających doprowadzić go do skarbu.
Nie miał jednak na tyle świetnego węchu, by odnaleźć ich samodzielnie. To kaci złożyli mu ponowną wizytę i donieśli, dokąd skierowała się ta duża grupa. Potem jednak grupa zniknęła i mnisi, chociaż szukali jej ze wszystkich sił, nie mogli nikogo odnaleźć.
Jak to można tłumaczyć? Nie mieli pojęcia. Nie domyślali się nawet, że grupa otrzymała nieoczekiwaną pomoc. Nie wiedzieli, że Unni nie mogła spać i że kiedy wszyscy już zasnęli, po cichutku wstała, a potem z sercem w gardle stanęła na środku pogrążonej w ciemności groty, pełna obaw, żeby przypadkiem na nikogo nie nastąpić, i wyciągnęła amulet Urraki, magicznego gryfa Asturii. Wydawał się bardzo lekki w ręku, Unni wiedziała jednak, że posiada on olbrzymią moc. Zostało to udowodnione już przy niejednej okazji.
„Urraco – prosiła – rozumiem już, dlaczego właśnie gryf Asturii otrzymał magiczną moc. Przecież właśnie tutaj, w tym starym dumnym królestwie, ukryte zostało samo sedno. I prawdopodobnie właśnie tutaj potrzebna nam będzie magia…”
Zaczekała chwilę, musiała znaleźć właściwe słowa. Gryf w jej ręce zaczynał się rozgrzewać. Ledwie odrobinę, lecz wyczuwała już różnicę pomiędzy jego temperaturą a temperaturą własnego ciała.
„Kochana Urraco, spraw, aby twój święty gryf pomógł tym ośmiu mężczyznom, którzy są tutaj i nie mogą zaznać spokoju. Spraw, by go odnaleźli”.
A wtedy ja będę mogła zasnąć, dodała w duchu z nadzieją, że Urraca nie odczyta jej myśli.
Gryf, czy też władająca nim Urraca, spełnił jej prośbę. Rozżarzył się tak, że Unni miała kłopoty z utrzymaniem go w dłoni, i zrobił swoje. Zamordowani odnaleźli spokój, ich zjawy na zawsze zniknęły. Nim jednak odeszły, Unni poczuła ich bliskość w postaci zimnego, lecz przyjaznego tchnienia wiatru. W podzięce zapewniły jeszcze bezpieczeństwo ludziom, przebywającym w grocie, należącej dotychczas do nich. Zatroszczyły się o to, by kaci inkwizycji nie mogli tu wytropić swej zdobyczy.
Dlatego właśnie mnisi zdezorientowani krążyli po dolinie, nie mogąc znaleźć swoich ofiar. Dlatego właśnie Miguel wyczuł później, że grota została w pewnym sensie oczyszczona.
Unni zasnęła. Spała, nie wypuszczając z ręki magicznego gryfa. Przyśniły jej się dziwaczne sny, z których większość zapomniała.
Jeden sen natomiast wrył jej się w pamięć. Sen o pięknej kobiecie ubranej w czerń i złoto, która nagłe stanęła przed nią i zaczęła mówić coś w jakimś prastarym języku, niezrozumiałym dla Unni.
Urraca jednak, gdyż z pewnością była to ona, również na coś wskazała. Wyciągnęła rękę w prawą stronę, nieco za siebie, przenikliwie wpatrując się w Unni, która mogła jedynie skinąć głową na znak, że rozumie, choć absolutnie nie było to zgodne z prawdą.
Zaraz potem obraz senny się rozwiał, a Unni spała dalej.
Miguel stał nad Antoniem.
– Najwyższy czas się obudzić. Poranne światło robi co może, żeby się tu wedrzeć. Musimy iść dalej.
W ciągu kilku sekund obudzili się wszyscy. Akurat w tym nabrali już pewnej rutyny.
– Aritonio, wczoraj wieczorem powiedziałeś coś inteligentnego? O co chodziło? – pytała Unni. – Mieliśmy dzisiaj rano zająć się dwiema rzeczami, powtórzysz to mojemu ociężałemu mózgowi? Nie jestem w stanie myśleć przed umyciem zębów.
Antonio, który zwijał swoje koce, uśmiechnął się. Nie zdążył jednak odpowiedzieć, bo zorientował się, że Jordiego i Miguela coś ogromnie zdziwiło.
– Co się stało, chłopcy?
– Co? Co? – odparł Jordi zmieszany. – Nie, nic, nie możemy wam o tym powiedzieć. Ale wygląda mi na to, że dokonał się tu jakiś cud.
– To prawda – powiedział Miguel. – Jak to się mogło stać?
– No, teraz to już musicie się wytłumaczyć – oświadczyła Sissi.
– Dobrze, niech wam będzie. I tak mamy zamiar opuścić zaraz tę grotę, więc chyba nie zaszkodzi, jeśli się wam do czegoś przyznamy – powiedział Jordi. – Mieliśmy tu towarzystwo wczoraj wieczorem i również w nocy, jak przypuszczam. Towarzystwo ośmiu zabitych ludzi z czasów rycerzy. Unni, Miguel i ja widzieliśmy ich.
– Co takiego? – wybałuszył oczy Morten. – I nic nam nie powiedzieliście?
– Przecież musieliśmy tutaj nocować. Jaskinia była dla nas ratunkiem.
– I wszędzie pełno było krwi – dodała Unni sadystycznie, patrząc na Mortena.
– Gdzie oni leżeli? – dopytywał się chłopak, udając że jej nie słyszy.
– Trochę tu, trochę tam – odparł Jordi wymijająco. – Ale teraz już ich nie ma. Zniknęli jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Unni, masz taką tajemniczą minę, czyżbyś coś wiedziała?
Unni opowiedziała o gryfie i o swojej prośbie skierowanej do Urraki, a także o tym, jak owych ośmiu mężczyzn postanowiło w ramach wdzięczności za oswobodzenie zatroszczyć się, by mnisi nie mogli odnaleźć grupy.
– Cudownie! – rozjaśniła się Juana. – Jak to miło z ich strony!
Читать дальше