– Dziękuję ci, Unni. Jordi to prawdziwy szczęściarz, że ma ciebie.
– A ja jego. Miguel westchnął ciężko.
– Cudownie będzie na powrót stać się Tabrisem, oderwać się od wszystkiego tego, czego nie znam.
– Owszem, ale od drobnych smutków nigdy się nie wyzwolisz.
Miguel nic na to nie powiedział. Unni zerknęła na niego z boku. Nagle Miguel zaczął wyglądać na bardzo zmęczonego i poważnego.
Unni zobaczyła też coś jeszcze…
– Dogonimy resztę? – zaproponowała z nadzieją, że nie usłyszał strachu dźwięczącego w jej głosie.
Unni wiedziała, że trzeba się spieszyć. Stwierdziła to, patrząc na Miguela. Niedaleko już było do doliny, w której jego zadanie miało się dopełnić. Poznawała to po jego oczach, lecz przede wszystkim dostrzegła podczas trwającej zaledwie sekundy wizji, kiedy to ujrzała jego ręce przypominające szpony, ostre kły i coś, co mogło przypominać rogi. Natychmiast znów zmienił się w Miguela, lecz to, co się stało, wzbudziło jej słuszne obawy. Unni wiedziała, że musi działać szybko.
Szybko, lecz tak, by nikogo nie zranić.
Trzeba działać, nim będzie za późno. Musi się teraz zmienić w intrygantkę jakich mało. El amor brujo albo bruja, czarodziejka miłości. Od czego zacząć? Naprawdę trzeba się spieszyć!
Los jej sprzyjał. Doszli do miejsca, w którym korytarz się zawalił. Nie został całkiem zasypany, lecz musieli usunąć kilka kamiennych bloków, by móc przejść dalej. Dzięki temu miała odrobinę czasu.
– Chodź – powiedziała do Juany. – Niech duzi i silni sobie z tym radzą. Czasami rola słabej bezbronnej kobiety jest naprawdę przyjemna.
Patrzyła, jak mężczyźni podchodzą do zawaliska. Miguel podał rękę Sissi. Zawsze zaliczał ją do silnych.
Unni odciągnęła Juanę na taką odległość, żeby nikt inny ich nie słyszał. Usiadły oparte plecami o skały.
– Jak twoja stopa?
– Stopa?
– No tak, przecież kamień wpadł ci do buta.
– Ach, to? – zaśmiała się Juana zawstydzona. – Próbowałam wtedy tylko ściągnąć na siebie uwagę Miguela, ale równie dobrze mogłam sobie tego oszczędzić. To była nieudana próba.
– Cóż, chyba rzeczywiście związek z nim należy uznać za uśmiercony w zarodku – rzuciła Unni lekko. – Zwłaszcza że ostatnio coraz bardziej zaczyna przypominać Tabrisa, im bliżej jesteśmy doliny. Bardziej niepokoi mnie Morten.
– Morten? A to dlaczego?
– Dobrze go znam i chociaż nie pokazuje tego po sobie, to jednak bardzo ciężko przyjął zerwanie z Sissi. Kolejny raz ktoś go odrzucił. Wprawdzie to nie miało dla niego tak wielkiego znaczenia – zastrzegła się Unni – lecz mimo wszystko znów wpadł w kolejną ze swoich najzupełniej zrozumiałych depresji. Wydaje mu się, że nikt go nie lubi.
– Ależ przecież ja go lubię! – oświadczyła zdumiona Juana, mimowolnie zerkając na zwałowisko głazów, gdzie Morten „dyrygował” całą operacją, nie robiąc nic konkretnego. – Wszyscy go przecież lubimy.
– Owszem, lecz czy mu to okazujemy? Przecież głównie odnosimy się do niego z sarkazmem. Tymczasem trzeba go zrozumieć, jego matka umarła, kiedy był mały. Przez to przekleństwo rycerzy, wiesz. A ojciec niezbyt się nim interesował. W szkole się z niego naśmiewano, jedynym stałym punktem w jego życiu była przez kilka lat Gudrun, ale w końcu Morten nie chciał już dłużej mieszkać w zapadłej dziurze nad morzem, jak wszyscy młodzi tęsknił do wielkiego miasta. Z dziewczynami nie układało mu się najlepiej, jakoś nie potrafił sobie z tym radzić, a potem Leon potrącił go samochodem i Emma porwała go w swoje szpony. Głęboko zraniła jego i tak marne poczucie własnej wartości. Cóż, Morten zawsze wybierał niewłaściwe dziewczęta, ale możesz mi wierzyć, że nigdy tak naprawdę nie był w żadnej z nich zakochany.
Zawsze był powierzchowny i kierował się wyłącznie wyglądem, pomyślała Unni, lecz na głos tego nie powiedziała.
– I często musiał przeżywać klęskę, tak jak teraz przy tym, co go spotkało w związku z Sissi. Doprawdy, jego poczucie własnej wartości jest teraz mniejsze niż zero.
Juana popatrzyła na Mortena stojącego w głębi naturalnego tunelu, w którym jedynie migotliwe błyski kieszonkowych latarek oświetlały jasnoszare ściany.
– Biedaczysko! Muszę ci powiedzieć, że ja również wiele myślałam o tym, żeby podreperować to jego nadszarpnięte poczucie własnej wartości, bo przecież on na to zasługuje. Tak naprawdę jest przecież bardzo miły, prawda?
– Rzeczywiście, bardzo. I ma też poczucie humoru, wiesz. Nieraz mu już ono pomogło. No i wiesz, przynajmniej wydaje mi się, że powoli rezygnuje z tendencji do przeskakiwania przez płot w miejscu, gdzie jest on najniższy. Bo wiesz, zawsze szedł po linii najmniejszego oporu.
Unni zorientowała się, że najwyraźniej nabrała pewnego przykrego zwyczaju językowego. Powiedziała „wiesz” stanowczo zbyt wiele razy w ciągu krótkiego czasu. Dokładnie tak jak inni, którzy używają „jakby” albo „więc” czy też innych zupełnie zbędnych słów i umieszczają je niemalże w każdym zdaniu. Stwierdziła, że musi nad tym zapanować.
– Tak, tak, Mortenowi potrzeba łagodnej, dobrej i kulturalnej dziewczyny, którą po części mógłby chronić, ale przede wszystkim na której mógłby polegać na dobre i na złe. Monika, jego poprzednia dziewczyna, przez bardzo zresztą krótki czas, była zbyt prosta. To taka zwyczajna dziewczyna z dobrej rodziny, która…
Ojej, musi uważniej dobierać słowa! Przecież Juana również była dziewczyną z dobrej rodziny, chociaż może wcale nie taką zwyczajną.
Dokończyła:
– … która nie dorównywała mu pod względem intelektualnym.
Doskonale to powiedziała, choć co prawda Unni nigdy nie uważała, by Morten jakoś specjalnie błyszczał intelektem.
Wstała. Zasiała już to, co miała zasiać, teraz mogła jedynie czekać, żeby się przekonać, co z tego wyrośnie.
– No, może trochę poudajemy, że w czymś pomagamy? Juana również wstała, lecz ujęła Unni za rękę. Dalej nie ruszały się z miejsca.
– Unni… czy ty również zauważyłaś jakąś zmianę w Miguelu?
– Tak – odparła Unni z powagą. – On się powoli zmienia w Tabrisa. Wprawdzie przeobrażenie następuje wolno, lecz staje się widoczne.
Juana tęsknie popatrzyła na Miguela. Jej wargi się poruszyły. Unni gotowa była przysiąc, że dziewczyna szepnęła: „A więc jednak się spóźniłam”. ‘
Ale w wyrazie twarzy młodej Hiszpanki nie było widać szczególnego żalu i zaraz, jakby na próbę, zerknęła na Mortena.
Pierwszy etap chyba już za nami, pomyślała Unni. Teraz pewnie będzie trudniej, bo muszę spróbować obrócić zło w dobro, nim rzeczywiście będzie za późno.
Nad Mortenem postanowiła wcale nie pracować.
Wiedziała, że bez trudu ulegnie kilku miłym słowom i parze ciemnych południowych oczu, jeśli tylko okażą mu zainteresowanie. Co z tego wyniknie później, to już mniej interesujące. Liczy się tu i teraz.
Mieli tak straszliwie mało czasu. Miguel wkrótce będzie już historią, a kiedy zamiast niego pojawi się Tabris, wszystko przepadnie.
Udało jej się zamienić kilka słów z Miguelem, kiedy nikt nie mógł ich usłyszeć. Odbierała od niego kamienie, które zdejmował z usypiska. Poczuła wtedy, że jego ręce są bardziej szponami niż ludzkimi dłońmi.
– Załatwiłam tę delikatną sprawę – powiedziała cicho. – Jesteś wolny, obyło się bez smutku.
Miguel skinął jej głową.
– Dziękuję.
Ukończyli pracę. Korytarz był dostępny. Unni musiała działać dalej. Otrzepała pył z dłoni i oświadczyła Sissi:
Читать дальше