Spoglądał na nią długo smutnymi oczami. Potrząsnął głową.
– Nie drwij ze mnie, Silje! Nie zniosę tego!
– Ależ wcale z ciebie nie drwię – zaprotestowała gwałtownie.
– Drogie dziecko, czy sądzisz, że nie jestem świadom swojego wyglądu? Dzikie zwierzę, potwór. Wyklęty przez wszystkich.
– Nie przeze mnie – powiedziała szeptem lekkim niczym szmer wiatru.
Tengel stał cicho, jakby nie oddychał.
Potem gwałtownie przykucnął przy palenisku i począł w nim grzebać polanem.
– Opowiedz mi o swoich snach, Silje!
– O…? Ach, o tych!
– Tak. Mówisz, że znam twoje uczucia. To nieprawda. Nie jest łatwo odróżnić to, co nazwałaś kiedyś przywiązaniem do mnie, od litości.
Zawahała się przez chwilę, zanim przykucnęła obok niego.
– Nie wiem, czy będę miała dość śmiałości, by je opowiedzieć. Wiesz, że zostałam bardzo surowo wychowana.
– Wiem. Ale teraz pragnę to usłyszeć. Właśnie teraz jest mi bardzo ciężko. Muszę poczuć, że nie jestem sam. Że jest ktoś, kto myśli tak samo. Kto…
– Kto cię lubi? Wiesz przecież. Wymagasz jednak ode mnie zbyt wiele, Tengelu. Jakże mogę słowami wyrazić to, co mi się śniło?
– Jeśli opowiesz mi o swoich snach, ja opowiem ci o swoich.
Usiadła na niskim zydlu, coś jednak w strukturze drewna przeszkadzało jej i przesunęła się odrobinę, powoli, ruchem tak zmysłowym, że nie mógł ujść jego uwagi.
Znów odwrócił się do ognia.
– Spróbuj zrozumieć moją prośbę. Nie mam skąd czerpać sił do życia. Mam po co żyć, dla waszego dobra, ale nie mam czym żyć w chwilach samotności. Daj mi to, Silje! W moim życiu były tysiące samotnych chwil. Nie zaznałem niczego poza samotnością.
Pojęła, co miał na myśli i zebrała w sobie całą odwagę.
– Zawsze śniłam o twoich górach – wyszeptała. – Nazwałam je „Krainą Cieni”. Mieszkały tam straszliwe demony, które powstawały z gór i leciały ku mojemu domowi, napawając mnie przerażeniem. Ale teraz, w tym szczególnym śnie, pojawił się nowy element…
Tengel zerknął na nią z ukosa. Był nienaturalnie spięty.
– Mów dalej! Chodzi ci o zmysłowość?
– Tak. Tengelu, nie mogę już. To okrutne z twojej strony.
– Mów – szepnął. Jego ręce trzymające polano dygotały.
W izbie, nawet w powietrzu, wyczuwało się rozdygotany, drżący, przejmujący niepokój. Silje westchnęła, nieszczęśliwa:
– Demony… Są teraz inne. Dojrzali mężczyźni. Chcieli mnie, a ja… leżałam rozebrana na łące i… czekałam na kogoś. Kogoś konkretnego.
Twarz Tengela stężała.
– Potem pojawił się demon, na którego czekałam. Ale zatrzymał się nad ostrymi szczytami. Z daleka widziałam jednak, że to byłeś ty. I… moje ciało było rozpalone… przenikało je gorąco. W tym momencie obudziłam się. Taki był pierwszy sen.
Zasłoniła twarz dłońmi. Tengel delikatnie odsunął je.
– A teraz ten drugi!
– Nie, nie zmusisz mnie, bym go opowiedziała.
– Czy był… spełniony?
– Nie, skończył się dokładnie tak, jak ten pierwszy, w decydującym momencie. Ale ja w tym śnie byłam taka bezwstydna, Tengelu. Chciałam zobaczyć twoje ciało, poczuć je na swojej skórze… I za każdym razem, kiedy się budziłam… Nie, tego nie mogę powiedzieć.
– Obudziłaś się z uczuciem pożądania? – zapytał patrząc na nią.
Milczenie Silje było wystarczającą odpowiedzią.
– Nie ma się czego wstydzić – rzekł. – To z pewnością spotyka większość ludzi. Sądzę, że, pomimo surowego wychowania, kryją się w tobie bardzo silne… – szukał słów. – Żądze – dodał zachrypniętym głosem. – Wiedziałem to już od chwili, gdy ujrzałem cię po raz pierwszy. Czasami rozpoznać to można już po oczach…
– Ale one dotyczą tylko… ciebie – wyrwało jej się, zanim zdążyła pomyśleć.
Silje nie miała wątpliwości, że uszczęśliwiła Tengela. Łatwo poznała to po uśmiechu, który usiłował ukryć.
– Teraz twoja kolej – powiedziała zażenowana. – Obiecałeś opowiedzieć o swoich snach.
W izbie panowało straszliwe gorąco. Wiedziała jednak, że ciepło nie pochodzi z paleniska.
– To nie będzie łatwe – stwierdził.
– Ja też tak mówiłam, ale nie zważałeś na nic.
– To nie będzie łatwe, Silje, ponieważ moje sny były snami na jawie. Kiedy śpię, nic mi się nie śni.
Przedziwne uczucie przeniknęło jej ciało. Znów przesunęła się na stołku.
– Sny na jawie?
– Tak. Byłem z tobą, Silje. Co wieczór, już w domu Benedykta… Wiedziałem przecież, jak wygląda twój pokój. Wracałem myślą do tej chwili, gdy położyłem dłonie na twej stopie. W wyobraźni pozwalałem im wślizgnąć się pod suknię. Ja, który nigdy przedtem nie dopuszczałem nawet myśli o kobiecie. Rozebrałem cię, patrzyłem na ciebie jak leżysz…
Ogarnął ją wstyd.
– Moje ręce nadal obejmują cię w pasie, pamiętając te momenty, kiedy pomagałem ci wsiadać i zsiadać z konia. Czuję to jakby nadal. W myślach pozwoliłem dłoniom wsunąć się pod suknię i położyć na twej piersi, czułem miękką, ciepłą skórę…
Silje zdusiła jęk, on szybko ciągnął dalej:
– Nigdy nie śmiałem zbliżyć się całkiem do ciebie, nawet w marzeniach. To zbyt święte, nieosiągalne. Wiem, że nigdy nie może się tak zdarzyć w rzeczywistości. Nigdy nie spłodzę dziecka, by żyło w takiej niedoli, przez jaką ja musiałem przejść. Szczerze ci jednak dziękuję, że ośmieliłaś się opowiedzieć mi swoje sny. Dałaś mi nową siłę, bym mógł to wszystko znieść.
– Ale czy przez to będzie ci łatwiej?
– Nie – odparł cicho.
– Mnie też nie.
Położył rękę na jej dłoni.
– Silje – rzekł tylko. Ale w tym jednym słowie zawarte było wszystko, co do niej czuł, i nie miało to nic wspólnego z jej ciałem.
Wypełniło ją głębokie, intensywne ciepło.
– Nie mówmy już o tym nigdy, Tengelu. Dobrze?
– Tak.
Siedzieli przy ogniu, pogrążeni w myślach. Obydwoje czuli, że należą do siebie, odczuwali tę samą rozpacz.
Nastrój przerwała paplanina Sol, dobiegająca z zewnątrz. Tengel podniósł się od razu i pomógł podnieść się Silje. Czuły, pełen smutku uśmiech na moment rozjaśnił jego twarz.
Skierowali się ku drzwiom, by wyjść im na spotkanie.
Następnego ranka Eldrid zabrała dzieci na kilka dni, by ulżyć Silje. Dag spał nawet trochę w nocy; Silje uważała, że nie jest już tak czerwony i obolały, ale chyba tak jej się tylko wydawało. Poprzedniego dnia Tengel poprosił, żeby rozluźniły nieco jego „okropny gorset”, na co Eldrid gwałtownie zaprotestowała. Dziecko, którego nie obwiąże się mocno, będzie niezgrabne, wszyscy przecież to wiedzą. Czy on już zupełnie oszalał? Trzeba przecież dopilnować, by chłopiec miał proste nogi.
Silje zdecydowała, że rozluźni powijaki, kiedy tylko Dag do niej wróci. Robiła już tak w domu Benedykta, a jej zaufanie do Tengela było bezgraniczne.
Gdy tylko Eldrid zniknęła za drzwiami, Silje zaczęła się spieszyć. Drżącymi, nerwowymi ruchami napełniła koszyk jadłem, zarzuciła piękny aksamitny płaszcz, który dostała od Tengela i opuściła chatę. By nikt jej nie zauważył, wykradła się z zagrody zarośniętymi ścieżkami i przez brzozowy las skierowała się na drugi kraniec doliny.
Śnieg wisiał w powietrzu. Niebo było ciężkie, białoszare, zniknęły gdzieś wierzchołki gór. A te fragmenty masywów, które pozostały widoczne, pokrywał śnieg. Dzień był pochmurny i chłodny. Zimne podmuchy wiatru przelatywały przez las, szumiąc w resztkach liści na drzewach.
Читать дальше