– Odniosłem zupełnie inne wrażenie powiedział, zdumiony, że głos mu drży tak mocno. Teraz dopiero naprawdę zrozumiał, jak bardzo czuł się bezsilny i jak wielki ból sprawiła mu napaść na Silje.
Nie mówili o przeprowadzce od dnia, kiedy się sobie zwierzali, a miało to miejsce już dwa miesiące temu.
– Gdzie są dzieci? – wyszeptał, tuląc usta do jej włosów.
– U Eldrid. Bałam się je zabrać nad rzekę.
Tengel nie miał ochoty wypuszczać jej z objęć, Silje też się nie wyrywała.
– Czy Dag jest zdrowy? – zapytał wyłącznie po to, by przedłużyć tę oszałamiającą, rozkoszną chwilę.
– Myślę, że nie jest zbyt silny, ale to dlatego, że jak sam mówiłeś, nigdy nie dostał mleka matki. Potrafi już siedzieć, gdy się go podeprze.
– Wiesz, jest coś, o czym wielokrotnie chciałem z tobą porozmawiać w związku z Dagiem. Ale… kiedy się spotykaliśmy, zajmowały mnie inne myśli.
Silje uśmiechnęła się z głową na jego piersi i twarzą ukrytą na ramieniu. Ręce zarzuciła mu na szyję. Rozmarzona spoglądała na zagrodę. On bawił się kosmykiem jej włosów, który wysunął się podczas pracy.
– Pamiętasz rzeczy Daga i litery C.M.? – zapytał.
– Tak, z pewnością o nich nie zapomnę.
– Pamiętasz też, że znalazłaś dziecko tuż koło bram miasta. Na szatach była korona baronowska. Wysłałem człowieka, naszego woźnicę, by spróbował odnaleźć matkę Daga. Sądzimy, że mu się powiodło. Nie zdążyłem ci opowiedzieć o tym przed wymuszoną przeprowadzką do nas. Potem, jak już mówiłem, też nie było sprzyjającej okazji.
– Jak mogłeś o tym zapomnieć? – Popatrzyła na niego surowo. – Wiesz, że bardzo chciałam się dowiedzieć, skąd on pochodzi. A więc jakie informacje przywiózł woźnica?
Tengel próbował skupić się na rozmowie, lecz rozpraszały go wpatrzone weń oczy Silje.
– Jest pewien baron Meiden, którego pałac stoi niedaleko bram miasta. Ma córkę, Charlottę. Nie należy ona do najmłodszych… ani, jak mówią, do najpiękniejszych.
Silje znieruchomiała w jego ramionach, nie zauważyła nawet, że ją obejmuje.
– A więc ta nieznana kobieta stała się kimś z krwi i kości. Charlotta Meiden. Dobre to wieści, ale zarazem takie smutne. Wiem teraz, kto ma prawo do naszego chłopczyka.
Tengel zauważył, że powiedziała „nasz chłopczyk”. Poczuł ukłucie w sercu.
Jego głos zabrzmiał łagodnie.
– Ona nie ma żadnego prawa, Silje, i chyba nie chce go mieć. Rozumiem jednak, co czujesz.
Charlotta Meiden… Silje nie mogła przestać o niej myśleć. Przepełniało ją głębokie współczucie. Nieistotne dla niej było w tej chwili, że ta kobieta wydała dzieciątko na śmierć. Silje rozumiała, że krył się za tym dramat.
– Obudź się – rzekł Tengel miękko. – Byłaś teraz bardzo, bardzo daleko.
Myśli jej opuściły Trondheim i powróciły do ubogiej górskiej zagrody. Ognisko pod balią wciąż jeszcze dymiło. Sikorka wesoło ćwierkała sygnał zbliżającej się wiosny. Tengel jednak nie zwracał na to uwagi. Widział tylko Silje.
Trzymać ją w ramionach… Właśnie tak jak o tym marzył.
– Silje – szepnął. – Każdy dzień był piekłem. A noce jeszcze gorsze.
– Dla mnie też – powiedziała cicho i znów popatrzyła na niego.
– Kiedy widziałem tego łajdaka nad rzeką… myślałem, że złość rozerwie mnie na kawałki.
Powoli na jej twarzy pojawiał się nieśmiały uśmiech. Jak gdyby dopiero teraz zdała sobie sprawę, że ramiona Tengela obejmują ją już od dłuższej chwili. Zalała ją fala gorąca, poczuła pulsującą krew w koniuszkach palców. Drżąc uniosła ramiona i położyła dłonie na jego niezwykłej twarzy tak lekko jak dotyk skrzydeł motyla.
Tengel odetchnął głęboko i przyciągnął ją do siebie. Stali mocno objęci, policzek przy policzku. Poczuła, że jego usta przesuwają się w dół po jej szyi, odchyliła głowę do tyłu. Wargi Tengela muskały jej skórę, uśmiechnęła się na wpół świadomie, przeciągnęła z rozkoszą i jeszcze mocniej przylgnęła do niego. Pozwolił ustom przesuwać się ku jej twarzy, całował delikatnie policzki, oczy, usta…
Najpierw miękko i czule, później coraz bardziej zmysłowo. Całował ją i całował, spragniony czułości, samotny mężczyzna, nieprzytomny, opętany szałem miłości. Jego namiętność wypełniła ciało Silje pulsującym żarem. Poddawała mu się oszołomiona szczęściem, a wszystko wokół niej chwiało się, unosiło, kołysało, jak gdyby płynęła w powietrzu na delikatnych obłokach miłości.
Nagle zorientowała się, że zacisnęła dłonie na jego ramionach niczym pazury i że od dawna już przywiera do niego swoim ciałem w sposób, którego nie można nie zrozumieć.
Przełknął ślinę, odsunął ją nieco od siebie i spojrzał w jej twarz. Na ustach Silje wciąż trwał zmysłowy uśmiech szczęścia. Oczy Tengela zaszły mgłą, zdawało się, że nie wie gdzie jest.
– Co z nami będzie, Silje? – szepnął przerażony. – Nie powinienem istnieć. Powinienem umrzeć!
– O nie – westchnęła. – I zostawić mnie samą na tym świecie? Bez ciebie jestem nikim. Chodź, chodź ze mną do środka. Zobacz, ja stanę po jednej stronie dolnej części drzwi, a ty na zewnątrz, po drugiej. Nie wolno ci odejść!
Mówiła gorączkowo, pragnąc zatrzymać go za wszelką cenę. Niechętnie przystał na jej dziecinny pomysł. Czuł się trochę nieswojo czekając za drzwiami, lecz zrobił to dla niej.
Jej słowa płynęły bezładnie.
– Potrzebujemy się na tyle sposobów, Tengelu. O każdej porze dnia pragniemy rozmawiać ze sobą, pomagać sobie, radować się nawzajem…
– Wiem – powiedział z żalem. – Potrzebujemy się tak bardzo. Bo ty i ja, Silje jesteśmy jak drzewo rozcięte na dwoje. I jeżeli się go na powrót nie złoży, drzewo umrze.
Patrzyła na niego wstrzymując oddech. Wciąż nie wypowiadał jednak słów, na które czekała. Musiała przemówić sama.
– Dlaczego nie możemy spróbować? Czy musimy mieć dzieci?
Spojrzał na nią, w ciepłym uśmiechu błysnęły białe, niemal zwierzęce zęby.
– Myślę, że obydwoje mamy gorącą krew. Czy nie sądzisz, że możemy stracić kontrolę nad sobą?
– Tak – przyznała i zawstydziła się. – Wybacz mi!
Położył rękę na jej dłoni opartej o drzwi.
– Nigdy nie musisz mnie prosić o wybaczenie, Silje! Czy myślisz, że cię nie rozumiem? Ty tylko głośna wypowiadasz moje myśli. Teraz muszę już iść.
Rozpaczliwie próbowała go zatrzymać.
– Posłuchaj… Często myślałam…
Przystanął.
– Często myślałam o tej pierwszej nocy, kiedy się poznaliśmy. Towarzyszyło ci wielu ludzi, jeźdźców, którzy ci byli posłuszni. Kim oni byli?
– To Ludzie Lodu – powiedział z uśmiechem. – Wszystkich nas wysłał wódz, byśmy sprowadzili Heminga do domu. Słyszeliśmy, że został pojmany, a ojciec chciał, bym go uwolnił. Tamci od razu powrócili do domu. Bywaj, Silje. Uważaj na siebie!
Odszedł. Nic już nie mogła zrobić, by go dłużej zatrzymać.
Przychodził teraz jednak częściej. Codziennie zaglądał, by sprawdzić, czy wszystko w porządku, czy żaden łobuz jej nie atakuje. Silje ogromnie się radowała, że zima ma się ku końcowi. Ludzie powiadali, że w tym roku była łagodna. Ale ona nie mogła się z tym zgodzić.
Zostały im oszczędzone ataki dzikich zwierząt. Czasami zimą zdarzało się, że stada wilków przeprawiały się przez lodowiec, wtedy sytuacja Ludzi Lodu stawała się krytyczna. Na szczęście nie pokazały się w tym roku. Dzięki Tengelowi i Eldrid zima nie umęczyła Silje tak bardzo. W dalszym ciągu potrzebowała sił, by poskromić niesforną Sol i utrzymać przy życiu Daga. Nie przywykł do trudnych górskich warunków.
Читать дальше