Eldrid chodziła zatroskana. Pasza zaczęła się kończyć. A i jej energia była na wyczerpaniu po latach samotnej pracy w gospodarstwie. Każdego popołudnia Silje pomagała w oborze, chcąc ją nieco odciążyć. Obie kobiety bardzo zbliżyły się do siebie i Silje odważyła się opowiedzieć Eldrid o swej tęsknocie za Tengelem.
– Tengel jest taki głupi – stwierdziła Eldrid. – Pomyśl tylko, jak dobrze mogłoby mu być z tobą! Ale rozumiem go także. Widziałam więcej śladów złego dziedzictwa niż ty. Wystarczająco dużo, bym sama nigdy nie chciała wydać dziecka na świat.
– Wiesz, Eldrid, nigdy nie mogłam naprawdę uwierzyć w tę historię o złym dziedzictwie. Nie wierzę, że można uprawiać czary, nie wierzę w czarownice. Nie będę w to wierzyć!
Eldrid wyprostowała się. Jej oczy stały się zamyślone.
– W pewnym sensie masz rację. Nie magia i czary stanowią największe niebezpieczeństwo mocy, którą posiadają. Najgorsza jest wola złego. To, że uważają, iż są w stanie skrzywdzić ludzi i zwierzęta. To wola złego niszczy tak wielu moich krewnych. Przeciw temu właśnie walczy Tengel.
– Myślę, że on niepokoi się bez powodu – powiedziała Silje z przekonaniem. – Nie sądzę, by posiadał tę moc, oprócz tego, że jego dłonie potrafią uzdrawiać. Sama to widziałam. A pomaganie innym nie jest chyba czymś złym!
Eldrid skierowała na nią wzrok, choć nadal wyglądała na nieobecną duchem.
– Tengel? Ciesz się, że jest taki jaki jest! Widziałam jak robił różne rzeczy… W dzieciństwie i wczesnej młodości. Potem coś go przestraszyło, nie wiem co… I próbował się od tego uwolnić. Hanna jest zła na niego. Uważa, że on ma duże możliwości. O, Tengel z pewnością wie, co robi, nie chcąc wiązać się z kobietą.
Silje patrzyła na nią, lecz Eldrid nie powiedziała nic więcej. Wzięła się za dojenie krowy, ciągnąc tak mocno, że zwierzę zaczęło wierzgać. Silje westchnęła. Nigdzie nie widziała nadziei.
Zaczęły się roztopy. Rzeki i strumienie występowały z brzegów. Śnieg poszarzał, było go coraz mniej. Zapory na jeziorze runęły i rzeka płynąca pod lodowcem zajęła cały tunel. Ściany domów pachniały rozgrzaną na słońcu smołą, a Sol, która dużo czasu spędzała na powietrzu, bawiąc się wśród rwących potoków na podwórzu, nabrała zdrowych rumieńców. Wiosna przyszła wcześniej niż oczekiwano. Z czasem poziom wody opadł i droga do świata zewnętrznego znów była otwarta. Nadzieja Eldrid rosła. Może, mimo wszystko, wystarczy paszy do czasu, kiedy będzie można wypuścić zwierzęta.
Do Silje przyszedł z wizytą Heming.
Nie był to mile widziany gość. Sol została u Eldrid, była sama z Dagiem. Śliczny Heming nadal miał jeszcze nad nią trochę władzy, prawdopodobnie tak, jak nad wszystkimi kobietami, które go poznały. Nie żywiła jednak do niego żadnych ciepłych uczuć. Widziała zbyt dużo jego nieodpowiedzialnych postępków.
Mimo wszystko nie mogła nie podziwiać jego wyglądu – promiennego uśmiechu i oczu, które zdawały się mówić, że właśnie ona znaczy wyjątkowo wiele dla niego.
Był niebezpiecznym gościem.
Gdyby znała przyczynę jego odwiedzin, byłaby jeszcze bardziej ostrożna. Poprzedniego wieczoru Heming hulał wraz z innymi młodymi mężczyznami z doliny. Podczas pijatyki zaczęli rozmawiać o Silje. Okazało się, że nie tylko bracia Bratteng próbowali ją zdobyć. Starało się też o to paru innych, żaden z nich jednak nie śmiał posunąć się aż tak daleko. Nie, na tę dziewczynę nie ma sposobu.
Heming natychmiast podniósł rzuconą rękawicę.
– Mogłem ją kiedyś mieć – powiedział jakby od niechcenia. – Uraziłem ją jednak. Zabrałem jej kilka wartościowych przedmiotów zamiast cnoty. Ale… mogę ją mieć, kiedy tylko zechcę.
Koniec tej historii był taki, że Heming był teraz u Silje, a reszta leżała ukryta w lesie, czekając na rezultat jego zalotów.
Zobaczyli, że Heming został wpuszczony do środka. Już to było dużym osiągnięciem. Śmiało podkradli się bliżej, ukryli za szopą, i beztrosko chichotali przy lada okazji, a zwłaszcza gdy jeden z nich wpadł w dziurę, która wytworzyła się w zaspie śniegu.
Silje bardzo szybko zorientowała się, o co chodzi Hemingowi. Poprosiła stanowczo, by sobie poszedł. Ze względu na wodza i dawną znajomość nie chciała żadnych awantur.
On roześmiał się tylko drwiąco. Nie wierzył jej słowom.
Kiedy jednak podeszła do drzwi, by je przed nim otworzyć, Heming skoczył na równe nogi. Do tego nie mógł dopuścić, przecież kompani zobaczyliby, że został przepędzony. Złapał Silje i unieruchomił jej ramiona. Tego przynajmniej nauczył się obserwując starcie z Brattengiem.
Właściwie zamierzał zdobywać ją powoli i ostrożnie. Uważał, że gwałt byłby zbyt poniżający, nigdy dotąd nie musiał stosować przemocy, by posiąść kobietę. Ale z powodu chłopców oczekujących na zewnątrz wpadł w panikę.
Silje okazała się nieoczekiwanie silna, była rozzłoszczona. Ugryzła go w ramię, aż jęknął, ale nie miał zamiaru się poddać. Ściągnął ją na podłogę, z doświadczenia wiedząc, że wiele dziewcząt nabiera ochoty, gdy tylko się je umiejętnie podnieci. Zawzięcie walczyli w milczeniu. W pewnym momencie Heming był już na tyle pewny swego zwycięstwa, że zaczął czynić jednoznaczne przygotowania. Silje zesztywniała. W ostatniej chwili zakrył jej dłonią usta; nie zdążyła krzyknąć. W ten sposób Silje miała jedną rękę wolną i błyskawicznie wykorzystała ten fakt. Heming wydał z siebie okrzyk bólu… A w drzwiach stanął Tengel. Młodzieńcy rozbiegli się na wszystkie strony jak przestraszone kurczęta, kiedy on, wielki i przerażający, wkroczył na podwórze. Zobaczył ich i w pierwszej chwili miał zamiar ruszyć za nimi, usłyszał jednak krzyk Heminga. Wpadł do środka i od razu zorientował się, co się dzieje. Tak, że ten omal się nie udusił.
Silje wstała chwiejąc się. Tłumiąc w gardle płacz, poprawiła suknię i usiłowała doprowadzić do porządku włosy. Tengel był niesłychanie rozgniewany. Nigdy przedtem nie widziała, by jego twarz była tak groźna. Heming krzyczał znów, tym razem ze strachu.
– Nie rób mi niczego! – wył. Nie przeklinaj mnie, Tengelu, nie rzucaj na mnie uroku, to był tylko żart, ja…
– Co wolisz – wydusił z siebie Tengel całkiem pobladły. – Czy mam cię zbić… czy może użyć innych sił?
– Już raczej spuść mi lanie! Zbij mnie, na miłość boską, jeśli musisz. Ale ja nie chciałem…
– A więc wciągaj portki – syknął Tengel. Heming pośpiesznie wykonał polecenie. Kiedy Tengel chwycił go ponownie, chłopak powtarzał krzycząc:
– Nie, nie bij, nie bij, ona nie jest tego warta! Ona jest tylko…
Ramię Tengela wyleciało w powietrze. Oszalały z wściekłości uderzał raz za razem, dopóki nie wkroczyła Silje, by go powstrzymać.
Heming opadł na podłogę bezwładny jak worek. Tengel podniósł go jeszcze raz i wyrzucił na podwórze.
– Zabierzcie go ze sobą! – zawołał do młodzieńców, którzy wystraszeni czekali na górze, na skraju lasu.
Wrócił do środka.
– Jak się czujesz, Silje? – zapytał wstrzymując oddech. – Czy on ci coś zrobił?
Silje stała oparta plecami o szafę, przyciskając do niej ramiona. Drżała na całym ciele.
– Nie, nie, nie zdążył. Dziękuję, że przyszedłeś. Masz zwyczaj przybywać zawsze, gdy cię potrzebuję.
– Tak. Byłem niespokojny i zdecydowałem wrócić wcześniej niż zwykle. Nie płacz już, dziecino, już po wszystkim.
Odetchnęła głęboko.
– Nie płaczę. W każdym razie nie tak bardzo. Ale nie podobało mi się, że… że go zbiłeś. Rzeczywiście na to zasłużył, ale nie chcę patrzeć, jak bijesz kogokolwiek.
Читать дальше