– Dzięki, dobry Boże, że przynajmniej tu dotarłeś – wymamrotała. – Jak się teraz czujesz?
– Chyba lepiej. Ale mam wrażenie, że wszystkie siły mnie opuściły.
Wsunęła dłoń pod jego koszulę i położyła ją na owłosionej piersi. Wstrząsnął nią dreszcz. Czuła pod ręką gwałtowne bicie jego serca. Spróbowała skupić się na rozmowie i nie zwracać uwagi na zachowanie własnego ciała.
– Tak, na pewno jestem jeszcze chory – szepnął słabym głosem. – Próbowałem się leczyć, ale…
– Potrzebujesz ciepła – oświadczyła Silje. – Tu jest lodowato zimno. Potrzebna ci też pożywna strawa. Przeniesiesz się teraz do mnie, nie chcę słyszeć żadnych sprzeciwów.
– Teraz, w każdym razie, nie jestem dla ciebie niebezpieczny powiedział z lekkim uśmiechem i zmęczony znów się położył.
– Twój koń… co z nim?
– Przez cały czas zajmował moje myśli jako postać numer dwa. Prawie czołgałem się do stajni, by go nakarmić.
– Dobrze, wobec tego teraz będziesz musiał jakoś się na niego wdrapać. A przy okazji, kto był postacią numer jeden?
– No nie, teraz przesadzasz, Silje. Tę odpowiedź otrzymałaś już wcześniej.
Serce biło jej z radości. Nareszcie zgodził się zamieszkać u niej. Ona już się postara, by nie było żadnych przenosin z powrotem!
Czasami, kiedy zastanawiała się nad sobą, ogarniał ją lęk. Nabrała stanowczości. Czy też może zawsze taka była? Może jej silna wola została stłumiona przez zbyt surowe wychowanie? Ostatnio zaczęła podejrzewać, że właśnie tak było.
Do tej pory nie miała odwagi sama przed sobą przyznać, że już dawno powzięła pewną decyzję. Stara Hanna obiecała jej dziecko. Silje zatroszczy się już, by było to dziecko Tengela, nikogo innego!
Nie obawiała się złego dziedzictwa. Jeśli wszyscy są tacy jak Tengel, czegóż się było lękać?
Tengel siedział na koniu tak wyprostowany, że można było przypuszczać, iż ma pod ubraniem kołek. Ale głowy nie miał siły podnieść, zwisała pochylona, jakby spał. Silje szła obok prowadząc konia. Była tak szczęśliwa, jakby kroczyła w pochodzie triumfalnym.
Mijali po drodze dom Eldrid, i Silje wołała już z daleka, że wracają. Eldrid wyszła z dziećmi i wszyscy podążyli w stronę maleńkiej zagrody.
Z błyszczącymi od gorączki oczami chory leżał na łóżku Silje i patrzył, jak kobiety przygotowują mu sprawnymi ruchami posłanie w dużej izbie. Także Sol cieszyła się szczerze z jego przybycia. Silje chciała dać Tengelowi wszystko, co miała najlepszego. Ugotowała strawę i zamiotła podłogę. Była podniecona i szczęśliwa. Tengel poczuł, że wzruszenie ściska go za gardło. Nie zaznał dotychczas rodzinnego życia, nikt nigdy się tak o niego nie troszczył. Przywykł do tego, że nikt go nie chce.
Pod czułą opieką Silje chory wracał do zdrowia. Wszyscy byli kontenci z jego obecności. Sol, zachwycona, każdego ranka wsuwała się do jego łóżka; zdawało się nawet, że Dag także co nieco pojmuje. Zadowolony uśmiechał się do wielkiego mężczyzny, pokazując swoje dwa ząbki. Silje uważała, że życie stało się idyllą. Troszczyła się o Tengela na wszystkie sposoby, starała się karmić go jak najlepiej, w końcu nabrała takiej wprawy, że stała się niemal doskonałą gospodynią. Eldrid uśmiechała się pod nosem za każdym razem, gdy przychodziła z wizytą.
– Zasłużyłeś sobie, by cię trochę porozpieszczano, Tengelu twierdziła. – Twoje życie było zimne, brakowało w nim miłości. Trzeba się było już dawno tu przeprowadzić.
Nie odpowiedział. Widać było jednak wyraźnie, że jest mu dobrze. Czy wśród tak serdecznych ludzi można być złym?
Nadeszła wiadomość, że gdy tylko otwarła się droga na zewnątrz, Heming opuścił dolinę. Jak zrozumieli, czuł się zbyt poniżony odmową Silje i sposobem, w jaki został potraktowany.
Nie podobało się to Tengelowi, Silje poznała to po jego zmarszczonym czole. Zawsze jest pełen obaw, gdy Heming opuszcza dolinę. Takiego lekkoducha jak on łatwo pojmać, a nieczęsto znajduje się jakaś Silje gotowa do pomocy. Jeśli Heminga przycisną, na pewno zdradzi swą rodzinę, by uratować własną skórę.
– Dzisiaj wstaję – zadecydował Tengel.
– Jeszcze jeden dzień – Silje prosiła tak pięknie jak umiała. Dla całkowitej pewności.
– Ależ ja jestem zdrowy! – zaprotestował.
Tak. Wyglądał już dobrze. Silje jednak była nieubłagana.
– Jeszcze jeden dzień.
Westchnął, lecz usłuchał. Na kilka godzin.
Kiedy po południu wróciła od Eldrid, której pomagała przy obrządku w oborze, zastała go wprawdzie w łożu, ale już ubranego.
– Gdzie jest Sol? – zapytał.
– Bawi się z kociętami Eldrid. Mam przyjść po nią za godzinę. Ale ty, Tengelu, miałeś przecież…
– Nie, nie miałem. Już wystarczająco długo rządziłaś i sama o wszystkim decydowałaś. Teraz pokażę ci, że ja też mam tu coś do powiedzenia. A jutro wracam do siebie…
– Nie! – wykrzyknęła nieszczęśliwa. – Nie, nie wolno ci wracać do tego zimnego domu.
Podeszła do łoża i położyła mu ręce na ramionach jakby chciała go przytrzymać.
Tengel silnymi palcami chwycił jej dłonie.
– Wiesz przecież, że to niemożliwe – powiedział cicho. – Jak sądzisz, jakie były dla mnie te ostatnie noce? Ze świadomością, że ty jesteś obok w sypialni, leżysz pod kołdrą, wyobrażałem sobie twoje kształty, twoje ciało, usta… Te usta, które raz jeden czułem przy moich…
Usiadła, bo na skutek słów, które usłyszała, ugięły się pod nią kolana.
– Wiem – szepnęła. – Przeżywałam to samo. Wpatrywałam się w ciemność. Marzyłam… teraz on wstaje z łóżka… idzie przez izbę… stoi w drzwiach, jego szerokie ramiona rysują się na tle blasku ognia… idzie do mnie… Ale ty nie przychodziłeś.
– Owszem. Przychodziłem, ale w marzeniach.
Blask w jego oczach był bardziej żółty niż zwykle, jakby rozgorzał w nich jakiś wewnętrzny płomień.
– Dobrze się tu chyba czułeś? – zapytała z rozpaczą w głosie.
– Nigdy nie byłem bardziej szczęśliwy. Oddałbym wszystko, by móc tu pozostać.
Uniósł dłoń i pogładził ją po szyi, po ramieniu. Rozluźniła nieco bluzkę, by ułatwić mu dostęp. Jego ręka była bardzo gorąca, palce drżały.
– Pozwól mi zobaczyć – szepnął. – Tylko jeden, jedyny raz.
– Nie – odparła także szeptem. – Ale możesz dotknąć.
Odchyliła bluzkę jeszcze bardziej, by jego dłoń mogła objąć jej pierś. Czuła bicie jego serca, wiedziała, że nie jest mu łatwo. Nagłym ruchem cofnął dłoń.
Patrzyła na jego straszną twarz, która była jej tak nieskończenie droga. Czuła napływające do oczu łzy. Szlochając rzuciła mu się na piersi.
– Nie wytrzymam, jeśli znów przyjdzie mi cię stracić! Proszę, nie odchodź!
Tengel objął ją ramionami. Jego czuły dotyk nie wróżył nic dobrego, ani dla niego, ani dla niej.
– Najdroższa, najdroższa – szeptał. – Tak bardzo boli myśl, że i ty musisz cierpieć za winy moich przodków.
Ujął ją pod brodę, obrócił jej twarz ku sobie i pocałował. Spokojnie i ostrożnie, opanowując namiętność palącą mu usta.
Uwolnił jej wargi.
– Najlepiej będzie, jeśli wstaniesz – powiedział niewyraźnie.
– A więc puść mnie – szepnęła.
Nie cofnął jednak ramion.
– Na Boga, Silje – wydusił przerażony. – Bo będzie źle! Wstań!
– Nie mogę, trzymasz mnie.
Bez słowa, z dzikim popłochem w oczach, pociągnął ją na łoże. Przez chwilę mocował się z tasiemkami fartucha, zdarł go w końcu, rzucił na ziemię. Potem – pończochy. Zachowywał się tak, jakby powodował nim wyłącznie prymitywny instynkt, który aż do dzisiaj nie znalazł ujścia. W jego poczynaniu nie było miejsca na rozsądek, została tylko niepohamowana żądza.
Читать дальше