Zamyśliła się.
– Tak. No tak. Miałam tyle innych rzeczy do zrobienia, że właściwie w ogóle o tym nie myślałam. Och, Tengelu… – Siedziała jak sparaliżowana. – Oczywiście! Naturalnie! Kiedy nie doszło do niczego wiosną ani wczesnym latem, przestałam o tym myśleć, wiesz?
Tengel patrzył na nią ponuro.
– Już od jakiegoś czasu obawiałem się, lecz nie miałem odwagi o tym mówić. Kiedy… Jak sądzisz?
Silje zaczęła liczyć. Nie było to łatwe, skoro wcześniej nie zwróciła na nic uwagi.
– W kwietniu – rzekła z wahaniem.
Przyglądał jej się długo.
– Mam moc, by to… przerwać. Pewien środek.
Zerwała się na równe nogi. Nie próbowała ukryć gniewu.
– Nie odważysz się!
– Ale jeśli to jest… potwór?
– Potwór! Ha! Czy ty jesteś potworem? Albo Sol? Albo Eldrid? A twoja siostra Sunniva? Chyba całkiem straciłeś rozum! Owszem, widziałam tu, w dolinie, także kilku innych twoich krewniaków. Ale nie sądź, że mnie to przeraża! Jeżeli zabierzesz mi dziecko, nigdy więcej mnie nie ujrzysz!
Była to oczywiście przesada, ale chciała teraz zagrać najmocniejszą kartą.
Tengel przymknął oczy i westchnął.
– Będzie jak zechcesz.
Nie wyglądał jednak na zadowolonego.
Nie, nie cieszył się wcale na mające przyjść na świat dziecko. Po nocach nie sypiał, dręczony strachem, i ciężko, boleśnie wzdychał, aż w końcu Silje opadły wyrzuty sumienia i zaczęła wątpić, czy postąpiła słusznie. Kiedy jednak przemyślała to głębiej, była pewna, że chce tego dziecka.
Tengel był w tym czasie bardzo milczący, a co gorsza, Silje wcale nie czuła się dobrze. Wiedział, że cierpi, choć nigdy się nie skarżyła. Była jednak bardzo wdzięczna, gdy kładł jej na krzyżu swe gorące dłonie, co łagodziło nieustanny, dokuczliwy ból.
Taka jest kara za to, że nie mam figury w kształcie gruszki, pomyślała i z uśmiechem wspomniała swoje oburzenie, kiedy Benedykt tak właśnie przedstawił ją w swoim malowidle na ścianie kościoła. Kobietom o szerokich biodrach z pewnością dużo łatwiej, mówiła sobie w duchu.
Zima była ciężka. Śnieg spadł wcześnie, a około Bożego Narodzenia nastały trzaskające mrozy. Nikt nie wychodził z domu, gdyż śnieg sięgał dachów, a jedynymi drogami były wykopane tunele prowadzące do budynków gospodarczych.
Znaleziono starego człowieka zamarzniętego na śmierć przed własnym domem, nie można go było pochować i trumna musiała stać w szopie na drewno aż do wiosny. Chłopak, który wyszedł na polowanie, tak odmroził nogi, że trzeba było posłać po Tengela. Silje nigdy nie pytała, co tam robił, wrócił jednak do domu bardzo zdenerwowany.
Wyglądało na to, że zapasy żywności skończą się, nim nadejdzie wiosna, więc Tengel i Silje oszczędzali jak mogli. Było to trudne, bo Silje potrzebowała teraz porządnego jadła. Dag zaczął raczkować, próbował też dreptać, przytrzymując się ścian i mebli. Nie był tak żywy jak Sol, ale jeśli chodziło o ściąganie na ziemię różnych przedmiotów, radził sobie świetnie. Silje nie mogła już teraz zostawiać dzieci pod opieką Eldrid, tak trudno było utrzymać je w ryzach. Mimo powijaków nogi Daga nie były takie proste jak powinny; Silje dręczyły wyrzuty sumienia, bo tak często rozluźniała jego pieluchy. Jednakże Tengel, który wiedział więcej niż zwykli ludzie, uważał, iż przyczyną było pożywienie, brak jakiegoś ważnego składnika.
Silje nie mogła zaprzeczyć, że znowu zaczęła się czuć źle w dolinie. Nie z powodu trudów – dzieliła je przecież z ukochanym Tengelem, lecz z powodu bezradności wobec sił natury. Czuła się uwięziona, męczyło ją coś nieokreślonego, czego zawsze się bała, choć nie potrafiła tego nazwać.
Próbowała rozmawiać o tym z Tengelem, opowiedziała mu o lęku, który ją trapi.
– Wiem o tym – odparł. – To coś, co stary Tengel zostawił nam w spadku.
Jakoś nie mogła w to uwierzyć.
Tuż przed świętami wybrała się do Hanny i Grimara z jadłem, choć sama miała go niewiele. Było to jeszcze przed największymi opadami śniegu. Zapukała tylko do drzwi, skulona poczekała na zewnątrz i upewniwszy się, że Grimar zabrał wszystko, wróciła do domu.
Pewnego dnia w końcu marca, kiedy świeciły już życiodajne promienie wiosennego słońca, nieoczekiwanie chwyciły ją bóle.
Eldrid zabrała dzieci do siebie, u Silje zaś zebrało się kilka sąsiadek. Wkrótce stało się jasne, że rozwiązanie będzie trudne. Tengel robił wszystko, by ulżyć Silje, podał jej gorący, ostro pachnący napój uśmierzający bóle i w tajemnicy odmówił specjalne modlitwy. Czas jednak mijał, a nic się nie działo. Po dwóch dobach wszyscy byli poważnie zaniepokojeni. Silje mogła z twarzy Tengela wyczytać jego myśli. Nigdy nie zapomniał, że jego zniekształcone ramiona kosztowały matkę życie…
Wycieńczona Silje leżała w łożu. Skronie miała mokre od potu, oczy zapuchnięte. Brakowało jej już sił, by siedzieć w specjalnym krześle dla położnic. Jakby życie z niej uchodziło.
Popatrzyła po obecnych umęczonym wzrokiem.
– Czy mogę dostać trochę wody? – Miała zupełnie sucho w ustach.
Uniesiono jej głowę, a ukochane dłonie przystawiły do warg czerpak.
Silje opadła na łóżko.
– Przyprowadźcie Hannę – szepnęła.
Tengel drgnął.
– Postradałaś zmysły?
Kobiety przeżegnały się.
Czy ktoś inny potrafi pomóc mojemu dziecku? – zapytała Silje. – Ono umiera, Tengelu!
Ty też, pomyśleli wszyscy.
– Poczekamy jeszcze trochę – poprosił niewyraźnie. – Może wszystko się ułoży.
Nic się jednak nie zmieniło. Nic poza tym, że Silje stawała się coraz słabsza.
Zapadł zmierzch. Zapalono rzadko używane lampy tranowe i ustawiono je wokół jej łoża. Jakby już umarła, pomyślał Tengel i dreszcz przebiegł mu po plecach. Był bezsilny, nie miał nic, co by jej mogło pomóc.
Drzwi otworzyły się tak nagle, że wszyscy drgnęli.
Stało w nich najbardziej ohydne stworzenie, jakie Silje kiedykolwiek widziała. Kobiety krzyknęły głośno, umknęły do pokoju dzieci i zamknęły się od środka.
– Silje mnie wzywała – rzekła Hanna.
Nawet Tengel odskoczył w tył.
– Wyjdź, głupi chłopcze, nic tu po tobie. I trzymaj z daleka te bezużyteczne baby!
Podszedł do drzwi.
Silje z przerażeniem przyglądała się postaci, która na opuchniętych nogach toczyła się w kierunku łoża. Czegoś takiego nie potrafiła nawet sobie wyobrazić; zrozumiała teraz niechęć Tengela do posiadania potomków.
– Witajcie znów, pani Hanno – wyjąkała drżąc.
Tengel odwrócił się w drzwiach. Witajcie znów? Czy Silje miała przed nim jakieś tajemnice?
Nie miał jednak czasu się zastanowić, bo Hanna odprawiła go ruchem ręki.
Pełen strachu opuścił izbę. Nie ośmielił się jednak wygnać Hanny. Nie wolno jej było się sprzeciwiać!
Gdyby Hanna pojawiła się w normalnym świecie, już dawno temu spalono by ją na stosie, pomyślała Silje. To czarownica, wiedźma najgorszego gatunku. Oczy dosłownie wystawały jej spod kępek stalowoszarych włosów, a na zapadniętych wargach widniał diabelski uśmiech. Odzienie, na wpół zgniłe łachmany, wisiało na niej. Silje przyszło do głowy, że starucha musiała używać ich nieprzerwanie od czasu swojej śmierci. Tak, ta myśl była bezsensowna, nie mogła się jednak od niej uwolnić. Skórę Hanna miała chorobliwie żółtą, miejscami szaroczarną, jakby się nigdy nie myła. Oczy barwą przypominały oczy Tengela, lecz były jakby wyblakłe, a skóra wokół nich starsza. Płonęły jednak w ciemności i wydawało się, że przenikają Silje na wylot. Głowa, osadzona nisko na ramionach, sterczała pochylona jak u rozwścieczonego zwierzęcia.
Читать дальше