Silje poczuła, że robi jej się po prostu niedobrze, nie wiedziała, jak ukryć wstręt.
– Pozwól Hannie popatrzeć na siebie – rozległ się dziwnie wyraźny głos. – Zobaczymy, czy nie uda nam się wyciągnąć dziewuszki.
– Dziewuszki? – zapytała Silje, otwierając szeroko ze zdziwienia oczy. – Wiecie…?
– No pewnie, że wiem. Nie bój się, przysłużyłaś mi się, teraz ja przysłużę się tobie. A poza tym obydwie chcemy, by to dziecko przeżyło, nieprawdaż?
Silje skinęła głową. W tym samym momencie jej ciało pochwycił nowy atak bólu.
Hanna pokręciła paskudną głową.
– Nie wygląda to zbyt dobrze. Najpierw musimy dać ci coś na wzmocnienie, bo to będzie kosztowało cię dużo sił, kochana! Ach, ten Tengel! Jego matka przypłaciła jego narodziny życiem, naprawdę jest okrutny dla swoich kobiet.
Pogrzebała w kieszeniach łachmanów. Silje wypuściła powietrze z płuc i starała się nie wdychać smrodu bijącego od staruchy, nie widzieć jej powykrzywianych dłoni, czarnych porów i zmarszczek.
– Mam… Czy jest trochę wody?
Silje wskazała ręką. Hanna przyniosła drewniany czerpak i podała jej białawy proszek.
– To tylko coś na serce.
Drżącymi dłońmi Silje chwyciła za czerpak i przełknęła proszek. Popatrzyła na Hannę oczami zranionego zwierzęcia.
– Pomóż mi – szepnęła.
Okropna starucha skinęła głową.
– Nikt nie wzywa Hanny na próżno. Wszystko będzie dobrze.
Silje nie miała tej pewności, lecz mimo wszystko była jej wdzięczna.
Odczekawszy chwilę Hanna wyciągnęła nowy proszek. Tym razem był to szarozielony pył, od jego zapachu nozdrza Silje zadrgały. Odruchowo cofnęła głowę.
– Połknij to, poluzuje twoje twarde kości.
Silje nie śmiała się sprzeciwiać. Instynkt podpowiadał jej, że nie powinna pytać, co zawiera proszek. Z pewnością nie były to wyłącznie zioła, o nie!
– Dobrze – powiedziała Hanna. – Poczekamy teraz. Powinnaś usiąść na krześle, ale, jak sądzę, nie masz na to siły.
W izbie zaległa cisza.
– O… nie!
Silje zwinęła się w kłębek od palącego ją w środku bólu. Miała uczucie, jakby spożyła pokruszone szkło lub żrący kwas. Usta Hanny poruszały się, jej dłonie zataczały kręgi nad ciałem Silje.
Nadszedł ból tak silny, że wokół Silje zrobiło się całkiem ciemno. Zaczęła krzyczeć.
Umieram, myślała. Litościwy Boże, umieram? Dziecko urodzi się martwe lub żywe – ale ja umrę. Ta straszna kobieta, narzędzie Szatana? Chodziło jej o dziecko, mnie poświęciła…
Poczuła ohydne dłonie Hanny na swym ciele, usłyszała, jak mamrocze wstrętne zaklęcia:
– Belial, Athys, Kybele, Rebo, Appolyon, Lupus, Astarot, Nema…
Brzmi to jakby przyzywała demony, pomyślała Silje w otępieniu. Nie, byle nie demony, nie teraz, żadnych demonów, jesteśmy w dolinie Ludzi Lodu, widziałam, jak demony podnoszą się z gór, jestem winna, sama jestem temu winna, teraz nadchodzi kara. Kochałam się z demonem – przeszyła ją myśl.
A potem nie było już nic.
Powoli, powoli unosiła się z dna czarnej jak węgiel czeluści.
Usłyszała dźwięki. Najpierw słabo, potem coraz wyraźniej.
To były głosy. Głosy sąsiadek.
– Jest taka maleńka i słaba.
– Klepnij ją w pupę, głupia krowo! – To był głos Hanny. – Włóż jej palec w usta!
O czym one rozmawiają? zdziwiła się Silje.
Ciepła dłoń gładziła jej czoło. Głos Tengela. Cichy i niewyraźny.
– Silje! Silje, wróć do mnie!
Usiłowała powiedzieć mu, że żyje, ale ani jeden nerw nie drgnął w jej ciele.
Słaby płacz. Dag? Nie, on płacze dużo głośniej. Upiór w lesie? Tak, płakał tak samo. Noworodek.
Noworodek? Dziewczynka…jej i Tengela.
– Taka maleńka – powiedziała wieśniaczka. – Ta istotka nie przeżyje.
Nareszcie Silje odzyskała dość sił, by otworzyć oczy. Wszystko widziała jak przez mgłę.
– Tengel – szepnęła.
– Dzięki ci, dobry Boże! – usłyszała jego słowa. Jego dłoń czule głaskała ją po skroni. Pragnęła zobaczyć dziecko, choć jednocześnie nie chciała tego. Nie śmiała. Musi mieć przedtem więcej sił.
– Hanna mi coś podała – powiedziała. – Od razu podziałało.
– Nie, nie tak od razu. Długo jeszcze walczyłaś o życie.
Zamyśliła się.
– Boli. Rozerwało mnie na kawałki.
– Wierzę ci.
Hanna, siedząca w kucki przy palenisku jak zwierzę szykujące się do ucieczki, odwróciła głowę.
– Twoja żona nie nadaje się do rodzenia dzieci, Tengelu.
– Chcesz powiedzieć, że…że to ostatnie dziecko? – zapytał.
– Powinno nim być – zachichotała stara. – Ale tobie nie uda się chyba trzymać od niej z daleka?
Silje i Tengel wymienili spojrzenia, starając się ukryć uśmiech. Pierwszy raz widziała w jego oczach łzy.
– Siedzę tu i widzę w ogniu dziwne rzeczy – rzekła nagle Hanna. Z naszego rodu wyjdzie…
– Co? – zapytał Tengel, gdy umilkła. Złe dziedzictwo…czy nadal będzie nas prześladować?
– To też. To też. Ale są inne rzeczy, jeszcze dziwniejsze. Pytałaś kiedyś, czy mogę spojrzeć w twoją przyszłość. Widzę ją teraz. To wy jesteście Ludźmi Lodu. Wy i nikt inny.
– Ale tak przecież nie jest – wtrącił Tengel. – Wszystkich w dolinie nazywają Ludźmi Lodu.
Hanna roześmiała się.
– Jest tak, jak mówię. Z dzieci, które wychowasz, będzie wielka, wielka radość, Silje, i wielki żal. A potem będzie… Nie, to nieważne. Widzę podwójny rząd drzew.
– Aleję? – zapytała Silje zaskoczona. – Nie, to niemożliwe.
Hanna zapomniała o nich i utkwiła wzrok w węglach na palenisku.
Tengel wstał i odebrał od wieśniaczki owinięte maleństwo.
– Czy zechcesz ją zobaczyć? – zapytał z ojcowską dumą w głosie.
– Czy to…?
– Tego dziecka nie musisz się obawiać – usłyszała z boku głos Hanny. – Ono nie ma żadnej mocy.
Silje odetchnęła z ulgą. Spojrzała na noworodka i przeraziła się, jak bardzo żałosna i sina była dziewczynka.
– Jest… słodka – powiedziała bez przekonania i przełknęła ślinę. – Czy będzie ruda?
– Sądzę, że nie bardziej niż ty – uśmiechnął się Tengel.
On już kocha to dziecko, pomyślała zaskoczona. On, który go nie chciał. A ja, która tak bardzo o nie walczyłam, nie mam jeszcze sił, by odczuwać cokolwiek.
– Jak będzie miała na imię? – zapytała jedna z sąsiadek, stojąca nieco dalej. Widać było, że nie ma odwagi przebywać w pobliżu Hanny.
Silje zauważyła, że starucha grzebiąca w węglach zamarła.
– Jest taka maleńka i słaba – zaczął Tengel – przywodzi mi na myśl Daga, kiedy znalazłaś go w lesie. Miałaś wtedy zamiar nazwać dziecko Liv, gdyby to była dziewczynka. Pamiętasz?
– Tak, pamiętam.
Ramiona Hanny opadły.
Tengel mówił dalej.
– Dlatego chciałbym nazwać ją Liv.
– Liv to dobre imię. Ale ja chcę dać jej dwa imiona, tak jak pozostałym.
Przerażająca istota przy ogniu wstrzymała oddech.
– Chcę, by zwała się Liv Hanna – rzekła Silje stanowczo.
Tengel spojrzał na nią niepewnie, niemal przerażony. Za chwilę jednak powiedział głośno i wyraźnie:
– Będzie się nazywała Liv Hanna.
Starucha zaczęła szybko przewracać węgle. Niezwykła, świszcząca pieśń wyrwała się z jej ust. Silje nie wiedziała, co to jest. Czary, uroki, zaklęcia? Ale uważała, że w pieśni słychać dumę i radość starej, samotnej i odepchniętej przez wszystkich kobiety. Zaklęcia z pewnością dotyczyły dziecka, lecz w mrocznej, pogańskiej pieśni nie zabrzmiała nawet jedna nuta zła.
Читать дальше