– Kto zajmie się dziećmi?
– Tengel może to zrobić. I tak nie wolno mu chodzić na nabożeństwo.
– Dlaczego nie? – zapytała Silje zdziwiona.
Eldrid skrzywiła się.
– Twierdzą, że towarzyszy mu cień. Wiesz czyj. To takie głupie, takie podłe. Wielu z nich nosi znamię najokropniejszych, prawie kazirodczych stosunków, ale na nas patrzą krzywo.
– Gardzą wami? – zapytała Silje z niedowierzaniem w głosie.
– Nie, nie gardzą. Lękają się nas.
– Ale to właśnie wy jesteście „najczyściejszym” z tutejszych rodów?
– Oczywiście! Inni są między sobą pomieszani. Można to zrozumieć, po tylu latach odosobnienia. Nie zawsze było tak spokojnie.
– Ale tobie łaskawie pozwalają brać udział w ich modłach?
– Tak, nie jestem dotknięta dziedzictwem pierwszego Tengela. Jestem, jak mówią, normalna.
Silje zamyślona spojrzała na dzieci w sąsiedniej izbie.
– Bardzo chciałabym pójść, ostatnio czuję się jak poganka. Czy jednak naprawdę możemy powierzyć dzieci Tengelowi? Niemowlę płacze przecież tak okropnie.
– Będzie musiał to znieść. Chodź, pomogę ci w pieczeniu.
Kiedy Eldrid odeszła, Silje pobiegła do dzieci i podniosła Sol z podłogi.
– Tengel przyjdzie, Tengel przyjdzie – śpiewała tańcząc w koło z dziewczynką, która wkrótce wszystko jej wybaczyła i chętnie wirowała we wspólnym tańcu. – Musimy tu posprzątać – powiedziała Silje z entuzjazmem. – Czy możesz pozamiatać, a ja umyję naczynia?
– Ładna sukienka? – zapytała Sol.
– Tak, możesz założyć odświętną sukienkę. Ale poczekaj do wieczora! Najpierw musimy popracować.
Przystroiły dom najładniej jak umiały i odświętnie odziane siedziały przy stole, długo czekając na Tengela. Kiedy wreszcie przyszedł, Sol objęła go rączkami za kolana. Tengel podniósł ją do góry i pochwalił piękną sukienkę. Napotkał wzrok Silje.
– Słyszałem, że miałaś trudności z dziećmi?
Och, ten głęboki głos. Jakby rozdzierał ją na strzępy. Robiło jej się zimno i gorąco na przemian.
– Nie, to nie takie…
– Eldrid porządnie mnie wyłajała – rzekł krótko. – Powiedziała, że nie mam najmniejszego pojęcia, czym jest odpowiedzialność za dwójkę dzieci i dom, zwłaszcza dla takiej młodej i niepraktycznej osoby jak ty. Dobrze, a więc co z nimi?
– Tak, jest… Dag przede wszystkim. – Jąkała się pod jego nieubłaganym wzrokiem, trudno jej było wykrztusić z siebie odpowiedź.
Musiała rozebrać chłopca.
Tengel obejrzał go.
– Czy nie dostałaś kiedyś ode mnie maści? Na swoją nogę?
– Tak. Czy można ją również teraz zastosować? Nie miałam odwagi próbować.
– No tak, mam chyba coś lepszego – stwierdził i wyjął czarne zawiniątko.
Pomyślała o jego poprzedniej wizycie u chorych i zapytała:
– Czy chcesz zostać sam z dzieckiem?
Rozciągnął usta w uśmiechu.
– Nie odmawiam zaklęć nad taką małą pupą.
Ach, tak. A więc odmawiał zaklęcia? Silje poczuła, że dreszcz przebiegł jej po plecach.
Tengel czytał w jej myślach.
– Uważam, że nie powinnaś mnie obwiniać tak długo, jak wykorzystuję tę moc dla czyjegoś dobra.
– Nie obwiniam cię – powiedziała rumieniąc się – Przerażasz mnie trochę.
– Czy masz jakiś powód, by się mnie obawiać? – zapytał cicho z takim smutkiem w głosie, że serce jej się ścisnęło.
– Silje tańczy! – powiedziała Sol.
Tengel odwrócił się do dziewczynki.
– Co ty opowiadasz? Silje tańczy?
– Silje i Sol tańcą dokoła, o tak! I śpiewają „Tengel psyjdzie, Tengel psyjdzie!”
– Pleciuga – mruknęła Silje.
Sol zakończyła demonstrowanie tańca.
– A Silje płace. W łóżku.
Tengel spoważniał.
– Naprawdę, Silje?
– Nie, ona przesadza. Nie słuchaj jej!
Nagle Sol przypomniała sobie, że ma jeszcze jedną rzecz do opowiedzenia.
– Silje mnie zbiła! – W jej oczach lśniła żądza sensacji.
– Tak, tak. Słyszałem o pewnej młodej damie, która rozsypała rozżarzone węgle po podłodze. Sądzę, że Silje nie biła tak mocno.
Kiedy Dag został nasmarowany i ponownie ubrany, usiedli do stołu. Dla Sol było już dość późno i zaczęła trochę marudzić.
– Myślę, że wypryski mogą mieć coś wspólnego z tym, co on je – powiedział Tengel. – O tej porze roku krowy dostają rzepę. To może być dla niego za ostre. Powiem Eldrid, by karmiła jedną krowę wyłącznie sianem, zobaczymy, czy to pomoże. Musimy uważać na tego chłopczyka. Wiesz przecież, że nigdy nie dostał matczynego mleka.
Silje popatrzyła na niego wielkimi oczami.
– Tak dużo wiesz! Nigdy nie słyszałam, by ktoś rozumował w ten sposób. To znaczy zastanawiał się, co jedzą krowy.
– Tak, my z naszego rodu wiemy wiele – potwierdził z goryczą. – Ale zgadzam się z Eldrid, że potrzebna ci pomoc. Masz takie cienie pod oczami.
– Nie zostaje mi zbyt dużo czasu na sen, Dag płacze dzień i noc. Wiesz, Tengelu… – zaczęła z entuzjazmem.
– Tak?
– W tamtej izbie… stoją stare krosna. Tak bardzo chciałabym móc tkać.
Rozjaśnił się.
– Ależ tak, oczywiście! Poproszę Eldrid, by je rozstawiła. Naturalnie jeśli ma wełnę.
– Mogę uprząść sama. Przy krosnach leżą góry wełny. Bo wiesz, ja nic nie umiem. To pomogłoby mi przestać się czuć tak bezużyteczną i bezwartościową.
– Ależ, drogie dziecko, naprawdę tak się czujesz?
Sol skuliła się na ławie i zasnęła w swej najlepszej sukience. Była nieprzyzwyczajona do tak długiego siedzenia, ale Silje wiedziała że wszelkie próby posłania jej do łóżka przed przyjściem Tengela byłyby skazane na niepowodzenie.
– Tak, jestem bezużyteczna – powtórzyła Silje. – To, co potrafię, nikomu nie jest tak naprawdę potrzebne. Benedykt też tak mówił.
– Benedykt stwierdził, że jesteś małą artystką, człowiekiem twórczym i nie powinno się obciążać cię zbyt prozaicznymi obowiązkami. To może źle wpłynąć na twoje nerwy. Dokładnie tak stało się dzisiaj.
– Wstydzę się tego.
Tengel nigdy nie dotknął kobiety. Teraz jednak odruchowo wyciągnął dłoń i delikatnie pogłaskał dziewczynę po policzku. Silje drgnęła, odwróciła głowę i lekko musnęła ustami jego rękę. Złapał ją za włosy i mocno uścisnął. Głęboki, długo wstrzymywany oddech wstrząsnął całym jego ciałem.
– Muszę już iść – rzucił, podnosząc się gwałtownie.
Podskoczyła.
– Czy przyjdziesz wkrótce znowu?
Wpatrywał się w nią.
– Nie wiem. Próbuję unikać odwiedzin, ale…
– Ale?
– Kiedy Eldrid przyszła dzisiaj po mnie i powiedziała, że powinienem tu zajrzeć, jakbym dostał gorączki. Tak, przyjdę… Ale nigdy sam… nie mam na to siły. Zajmę się jutro dziećmi.
Szybko wstał.
Silje położyła Sol do łóżka, posprzątała i zamyślona zaczęła się rozbierać. Zwykle zostawała w koszuli, była zbyt nieśmiała, by rozebrać się całkiem do naga. Jednak tego wieczoru siedziała dłużej na skraju łoża, w czerwonym blasku ognia z paleniska. Powoli, jakby w transie, zdjęła koszulę i odłożyła ją na bok. Nie mając odwagi spojrzeć w dół, ostrożnie dotknęła swej skóry, pogładziła dłońmi piersi, smukłą talię. Czuła, że jest szczupła i zgrabna, że jej piersi są twarde i jędrne. Położyła dłoń na brzuchu, poczuła, jak bardzo jest płaski. Z lękiem popatrzyła w dół.
Podobałoby mu się moje ciało, pomyślała. Nie ma w nim nic brzydkiego. Gdyby tylko chciał.
Читать дальше