Silje milczała przez chwilę, a potem spytała:
– Czy chcesz tego nadal?
Tengel wziął głęboki oddech.
– Nie! Wiem, że to wszystko jest straszne, lecz Sol wzbudza we mnie taką czułość, że nie potrafię nawet tego wyrazić. Jestem teraz za nią odpowiedzialny.
– Rozumiem cię – powiedziała Silje miękko. – A więc to po kądzieli pochodzisz od złego Tengela?
– Tak. Moja matka nigdy nie była zamężna. Moja siostra i ja mieliśmy różnych ojców. Obaj pozostawili matkę swemu losowi.
– Co więc działo się z wami, gdy ona umarła? Gdy ty się narodziłeś?
– Zajął się nami jej ojciec. Właśnie po nim odziedziczyłem zagrodę.
– Och, Tengelu, to takie bolesne. Gdybym tylko mogła… ci pomóc! Obdarować ciepłem, którego ci brakowało.
– Nie powinnaś tak mówić! – wykrzyknął wzburzony. – Nie potrzeba mi niczyjej troski. I ty o tym dobrze wiesz!
– Wybacz – powiedziała pokornie.
Wjechali na jasną równinę i strach, który odczuwała w dolinie, opuścił ją. Nadal pragnęła trzymać go za rękę, tym razem przyzwalał jej na to. Spokojnie prowadził konia tuż obok wozu. Dawał jej tyle bezpieczeństwa, on, Tengel. Gdyby tylko zechciał, złożyłaby całe swe życie w jego ręce.
Dopiero teraz poczuła, jak bardzo zmęczyła ją podróż. Szumiało jej w głowie od ciągłych wstrząsów wozu, tęskniła za jedzeniem, ciepłem i odpoczynkiem. Chciała się wreszcie umyć i uczesać, czuła się brudna i potargana. Powoli opuszczała ją odwaga, nie wiedziała, co ją czeka.
Nagle wybuchnęła gorzkim śmiechem.
– O czym myślisz? – zapytał.
– Przypomniały mi się moje marzenia o przyszłości, które snułam jako dziecko.
– Chyba się nie spełniły.
– Nie. Wiesz, miałam pewne pragnienie.
– Opowiedz mi o tym!
– Dobrze. We dworze, gdzie mieszkałam i gdzie pracował mój ojciec, wisiał w korytarzu obraz. Była na nim lipowa aleja. To najpiękniejsza rzecz, jaką widziałam. Na zewnątrz była prawdziwa aleja, prowadząca do głównego budynku, ale rosły przy niej klony. Tam obserwowałam zmieniające się pory roku. Jasne, przezroczyste, zielone listki wiosny. Patrzyłam latem na gęste listowie, a jesienią dotykałam lepkich owoców. Widziałam, jak liście zmieniają barwę, patrzyłam na nagie zimą drzewa i na niebieskofioletowy poblask, gdy znów pojawiały się pączki. Pewnego dnia jednak ścięli drzewa. Powiedzieli, że są za stare, zabierają zbyt dużo soków z uprawnych pól. Jakże ich żałowałam! Najbardziej zachwycały mnie jednak lipy na obrazie. Obiecałam sobie, że kiedy dorosnę, będę miała aleję lipową, prowadzącą do mego domu. Dziecinna mrzonka, zwłaszcza dla dziewczyny mojego stanu. A poza tym lipy nie mogą rosnąć w Trondelag.
Tengel milczał przez chwilę.
– No tak, tu z pewnością nie będziesz miała alei lipowej – powiedział w końcu.
– Nie.
Ocknęła się ze wspomnień i w ciemności poszukała jego oczu.
– Za to teraz mam coś dużo cenniejszego. Ciepło i troskliwość drugiego człowieka. Dziękuję, Tengelu. Nie wiem, czy kiedykolwiek uda mi się wyrazić, co myślę o tobie. Nie ma na to właściwych słów.
Tengel uwolnił dłoń i pojechał naprzód.
Pierwszej nocy w dolinie Ludzi Lodu Silje długo nie mogła zasnąć. Wsłuchiwała się w dźwięki dochodzące z zewnątrz. Panowała cisza, ona jednak była tak podniecona, że nawet cisza wydawała jej się groźna. Czy nic przypadkiem nie czai się w ukryciu czekając, aż ona zaśnie, by wtedy dopiero huknąć w ścianę tak, że serce przestanie bić?
Bała się, choć starała się zabezpieczyć dom na wszystkie znane sobie tajemne sposoby. Drewniane łyżki skrzyżowała na ławie, uczyniła znak krzyża nad drzwiami, na palenisku też ułożyła krzyż z dwóch polan, by oślepił każdego, kto chciałby dostać się do środka tą drogą.
Dzieci spały w pobliżu, najedzone, suche i rozgrzane ciepłem ognia, wciąż płonącego w dużej izbie. Lekki oddech Sol słychać było wyraźnie, lecz Dag spał zawsze tak cicho, że od czasu do czasu, na podobieństwo prawdziwej matki, przerażona sprawdzała, czy jeszcze żyje.
Co Silje wiedziała o tym domu? Ilu ludzi tutaj umarło, ilu z nich znów powstało? Bała się. Najzwyczajniej bała się w ciemnościach tego, co kryło się w domu i w dolinie. Nieznani ludzie, jak przyjmą ją, nieproszonego gościa? Zimno płynące od gór, przyszłość dzieci… Wszystko kłębiło się w zmęczonym umyśle, nie pozwalając zasnąć.
Bardzo pragnęła, by Tengel był teraz tutaj. Powiedział, że musi odejść ze względu na nią. Co ją to jednak obchodzi, że ludzie będą gadać? Potrzebowała jego bliskości i bezpieczeństwa, tak jak dziecko potrzebuje uścisku ramion ojca.
Silje zawstydzona uśmiechnęła się do siebie. Na pewno dobrze zrobił odchodząc. Wiedziała, jak na nią działał; wiedziała, że nie zdoła ukryć tego przed nim, jeśli objęcie jego ramion wzbudzi w niej uczucia inne niż te, jakie córka żywi do ojca.
Samotność ją przytłaczała. Tęskniła do życia w domu Benedykta, takiego, jakie było, zanim pojawiła się Abelone i zanim Benedykt odwiedził ją w nocy.
Heming zniknął u rodziców. Przypuszczalnie czekała go gruntowna spowiedź przed ojcem. Podejrzewała, że to Tengel kazał mu wrócić do domu, bo młody człowiek sam nie przejawiał najmniejszej ku temu ochoty. Natomiast woźnica zatrzymał się u nich na chwilę i pomógł Tengelowi w przygotowaniu wszystkiego tak, by jej i dzieciom było jak najwygodniej.
Silje stała pośrodku izby, zesztywniała z zimna i bezradna. Przyglądała się tylko, jak rozpalali ogień i przygotowywali posłania. Dzieci jednak zaczęły marudzić i w końcu musiała się nimi zająć.
Zagroda, w której zamieszkali, była stara, dużo mniejsza od dworu Benedykta. Wyglądała jednak na solidną i ciepłą. Dom miał tylko jeden poziom. Na jego końcu znajdowała się spiżarnia, dalej była jeszcze komora, w której przechowywano mleko, i obora. Na drugim końcu były dwa pomieszczenia. W jednym z nich Silje spała wraz z dziećmi przy otwartych drzwiach do dużej izby. Okien tu, naturalnie, nie było. Pomyślała o swoim witrażyku. O nie, w tym domu nie da się go umieścić.
Zastanawiała się, jak się teraz ma Tengel. Musiał przecież ogrzać jeszcze swój dom, który z pewnością był starszy i bardziej nieszczelny. A zmęczony był chyba nie mniej niż ona. Silje chciała zaproponować, by tę pierwszą noc spędził w domu woźnicy, lecz żaden z nich nie wspomniał o takiej możliwości. Przyszła jej do głowy myśl, że być może Tengel nie jest mile widzianym gościem w tutejszych domach. Znów pełne żalu współczucie przepełniło jej serce.
Po odejściu woźnicy Tengel pozostał z nią jeszcze przez dobrą chwilę. Sprawdzał wszystko dokładnie, jakby nie chciał jeszcze się rozstawać. Silje gorączkowo rozprawiała, pragnąc zatrzymać go choć moment dłużej. Jeszcze raz poprosiła, by pozostał, zrobiła to ze względu na niego, nie chciała bowiem, by było mu niewygodnie. On jednak potrząsnął przecząco głową. W końcu nie było już o czym rozmawiać, nie pozostało też nic do zrobienia.
Poczuła, że jej ramiona są jakby puste. To chyba dlatego, że przez tak wiele godzin trzymała Daga?
Silje odwróciła się na drugi bok i próbowała zasnąć, lecz niepokój był silniejszy. To już jutro będzie musiała stanąć twarzą w twarz z pozostałymi mieszkańcami doliny.
Sen nadal nie nadchodził. Napływały natomiast myśli, które do tej pory starała się powstrzymywać. Wspomnienia potwornych dni, gdy zaraza dotarła do ich domu.
Читать дальше