Margit Sandemo - Fatalny Dzień

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Fatalny Dzień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Fatalny Dzień: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fatalny Dzień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Fatalny dzień w historii Ludzi Lodu: Tengel Zły i jego prawa ręka, okrutny Lynx, postanowili zniszczyć Ludzi Lodu i ich sojuszników. Zebrali wszystkie swoje oddziały, najemnych żołnierzy, przestępców wojennych, uwodzicielskie czarownice i potwornych rycerzy, których pokonanie wydawało się niemożliwe…

Fatalny Dzień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fatalny Dzień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Miejmy nadzieję, że jest przy nim Ulvhedin – szepnęła Halkatla.

– Tak, Ulvhedin jest z nim – odparł Rune. – Ale on nie może nic zrobić, dopóki Gabriel go nie wezwie.

– Może chyba osłabić uderzenie – zastanawiała się Tova. – Każde?

– Tak, ale bezpośrednio nie jest w stanie się włączyć.

– Chodźcie, pójdziemy za tymi śladami – postanowił Nataniel.

– Jest tylko jeden – zauważyła Tova.

– To nic, widać przynajmniej kierunek.

I właśnie w momencie, gdy wyruszyli na dalsze poszukiwanie, z powietrza zaatakowały ich jakieś małe paskudne stwory. Opędzali się od nich jak mogli, ale potworki były okropnie natrętne. Rozdarły Tovie anorak na ramieniu, a na twarzy Iana pojawiły się głębokie skaleczenia zadane ostrymi szponami. Zanim zdołali wymyślić jakiś plan obrony, zostali zmuszeni do odwrotu. Cała piątka. Jedyne co mogli zrobić, to bronić się przed atakami, coraz śmielszymi i bardziej natarczywymi. Wreszcie wrócili do miejsca, z którego rozpoczęli poszukiwania. Okazało się jednak, że powinni przemyć rany środkiem dezynfekującym.

Straszydła się wycofały, ale niedaleko. Czujne przysiadły na pobliskich skałach. Gdy tylko któreś z piątki uczyniło gest wskazujący na to, że chce podjąć poszukiwania lub choćby zawołać Gabriela, jeden z diablików natychmiast rzucał się na winowajcę.

– Cóż to za figury? – dziwiła się Halkatla. – To przecież nie demony.

– Ale jesteś na dobrym tropie – powiedział Rune. – One są z zagrody Szatana.

– Przecież Szatan nie istnieje – zaprotestowała Tova.

– Niestety jesteś w błędzie. Musimy liczyć się z jego istnieniem, dopóki znajdzie się choć jeden człowiek wierzący w jego moc. Pomiędzy diabłami a demonami są pewne różnice. Diabły są z gruntu złe, a większość demonów była kiedyś aniołami, zawsze są przywiązane do jakiejś strefy. Mamy demony przyrody, demony księżyca i tak dalej, trudno je teraz wyliczać. Diabły nie wiążą się z niczym ani z nikim poza Szatanem.

– Ciekaw jestem, co Gabrielowi strzeliło do głowy – zasępił się Ian. – Bardzo się o niego niepokoję. Taki mały, sam, no i dlaczego te diabły nie pozwalają nam iść?

– Gabriela zwabiono – odparł Nataniel, opatrujący liczne skaleczenia Iana. Rune i Halkatla zajmowali się Tovą. – Ktoś go przyciągnął do skalnej ściany.

Tova, ogarnięta gniewem, uderzyła pięścią w ziemię.

– Najgorsze, że znów musimy niepokoje naszych opiekunów. Człowiek czuje się niepotrzebny, kiedy tak ciągle musi im nudzić. Wołać o pomoc przy byle kaszlnięciu.

– To wcale nie kaszlnięcie – łagodnie zaprotestował Rune. – Oni bardzo chętnie przyjdą.

– Kogo teraz wezwiemy? – spytała Tova niepewnie.

Wtedy Nataniel podniósł głowę. Stanął nagle wyprostowany, z nową pewnością siebie bijącą z oczu i stanowczością w głosie:

– Nie. Nie będziemy błagać o pomoc jak przerażone dzieciaki. Czyż nie posiadamy nadzwyczajnych sił? Sami sobie z tym poradzimy.

Gabriel rozglądał się dokoła szeroko otwartymi oczami. Znalazł się pod samą skalną ścianą w jaskini wydrążonej przez wielkie masy wody. Na ścianach wyżłobione były najdziwniejsze wzory, koniec groty niknął w nieznanej głębi.

Może o to chodziło głosowi, pomyślał Gabriel. Może tajemnymi korytarzami uda nam się przejść przez górę? To by dopiero była nowina dla jego towarzyszy!

– Gabrielu – przeciągle szeptał głos. – Chodź, chodź tutaj!

Chłopiec był tak zafascynowany, tak zauroczony głosem, że nawet przez myśl mu nie przeszło, by sprawdzić, czy jego opiekun, Ulvhedin, jest w pobliżu.

Wszystko inne jakby zniknęło, pozostawało tylko jedno: musiał iść tam, skąd dobiegał głos.

Czyli zagłębić się w ciemność.

Jak automat ruszył przed siebie. Serce waliło mu w piersi, ale nie miał wątpliwości, że powinien usłuchać głosu.

Wreszcie zobaczył tego, który go nawoływał. Z mroku wyłonił się życzliwie uśmiechnięty mężczyzna. Bardzo przystojny, dość młody, miał ciemne kręcone włosy i lśniące żółte oczy. Zapraszającym gestem wyciągnął do Gabriela lewą rękę, chcąc poprowadzić go dalej.

To musi być ten dobry górski elf, który chce im pomóc.

W końcu chłopiec podszedł tak blisko, że ich dłonie niemal się dotykały. Wtedy ujrzał, że uśmiech elfa nie ma w sobie dobra, a jego oczy wyrażają lodowate wyrachowanie. Gabriel oprzytomniał.

Gwałtownie się odwrócił, żeby uciec, ale stopy ciążyły mu jak ołów, miał wrażenie, że ciągną go w tył, ku mężczyźnie.

Nareszcie przypomniał sobie, co powinien zrobić.

– Ulvhedinie! – zawołał. – Ulvhedinie, na pomoc!

Ale olbrzym się nie pokazał, Gabriel poczuł tylko, że ujmuje go za rękę. Teraz łatwiej już było biec.

Ulvhedin szepnął:

– Zmykaj tak szybko, jak potrafisz, ten człowiek jest niebezpieczny. Nie mam nad nim żadnej władzy, jego siła przyciągania jest tak dominująca, że nawet ja mogę ulec jego wpływowi. Ale wezwę tego z duchów, którego być może wysłucha. Spiesz się teraz, Ingrid także przybyła, będziemy nad tobą czuwać.

Ingrid? Dlaczego właśnie Ingrid, zdziwił się Gabriel, pędząc między skałami do wyjścia z groty. Przez cały czas słyszał za plecami miękkie stąpanie żółtookiego mężczyzny. Miał wrażenie, że serce zaraz rozsadzi mu strach.

Uciekać było mu teraz tak łatwo, jakby opiekunowie dodali mu skrzydeł, ale jego prześladowca był duchem, a duchy, jak wiadomo, potrafią poruszać się znacznie szybciej niż ludzie.

– Gabrielu! – wzywał głos. – Wracaj!

Chłopiec zatkał uszy dłońmi i głośno krzyczał, chcąc zagłuszyć wołanie, ale ono rozbrzmiewało jakby wewnątrz, w jego głowie.

Nie mógł się skryć za kamieniem, bo prześladowca był zbyt blisko, wprost deptał mu po piętach. Z każdym krokiem przybliżał się coraz bardziej.

Nagle przerażony Gabriel stanął. Przed nim zamajaczyła jakaś rosła postać. Ktoś czekał na niego. Chłopiec rozpoznał przybysza, to Heike wyciągał teraz do niego ręce. Gabriel rzucił mu się w ramiona, a potem skrył się za olbrzymem.

Teraz pokazali się także Ulvhedin i Ingrid. Stanęli po bokach Gabriela.

Myśliwy na chwilę wypuścił ofiarę z rąk. Zatrzymał się i zmrużonymi oczyma spoglądał na Gabriela i jego obrońców.

– Wydaje wam się, że powstrzymacie mnie od złapania chłopca? – spytał z pogardą.

Heike mówił spokojnie, ale w drżeniu jego głosu i ciała Gabriel wyczuł powstrzymywany gniew.

– Zniszczyłeś już kiedyś życie małego chłopca. Drugi raz ci się to nie uda!

Mężczyzna zmarszczył brwi.

– Coście za jedni? Rozumiem, że jesteście nędznymi duchami Ludzi Lodu, ale nie wiem, o czym mówicie.

– Byliśmy ci współcześni, Solve – rzekł Ulvhedin z żalem. – Wszystkich czworo, łącznie z tobą, dotknęło przekleństwo. Ale nie wiedzieliśmy nic o tobie ani o twoim synu Heikem.

Solve drgnął. Jego niezwykle urodziwą twarz szpecił odzwierciedlający się na niej chłód uczuć.

– Heike? – prychnął. – Nie przyznaję się do tego padalca. Ale jak wy możecie go znać, on przecież umarł jako dziecko na Południu? I tak lepiej dla niego. Był kaleką.

– Nie – rzekł Heike. – Ja wcale nie umarłem.

Solve rozdziawił usta. Postąpił o krok do tyłu.

Ingrid dodała:

– Heike wrócił na dwór, który przypadł mu w spadku, na Grastensholm. Był wielkim człowiekiem, jednym z najlepszych i najpotężniejszych, jakich mieliśmy w rodzie. A jak ty skończyłeś?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Fatalny Dzień»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fatalny Dzień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Dziedzictwo Zła
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zamek Duchów
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Żelazna Dziewica
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Fatalny Dzień»

Обсуждение, отзывы о книге «Fatalny Dzień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x