Margit Sandemo - Fatalny Dzień
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Fatalny Dzień» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Fatalny Dzień
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Fatalny Dzień: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Fatalny Dzień»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Fatalny Dzień — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Fatalny Dzień», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Rune i Halkatla wędrowali razem przez ten dziwny świat, w którym ich głosy echem odbijały się od skał, a wszystko zdawało się zaklęte, zaczarowane w mroczny, straszny sposób, jakby było to prastare królestwo skamieniałych olbrzymów.
Rozmawiali po cichu, przywykli już do tych rozmów. Oboje wszak byli obcymi wśród żywych ludzi.
Halkatla przerwała nagle dyskusję o tym, czy lepsze są stare, czy nowe czasy.
– Właściwie nadal nie rozumiem, co takiego szczególnego ma tkwić w Natanielu. Jest taki eteryczny, jakby nie z tego świata, jakby nie miał w sobie ani kropli gorącej krwi.
– Nataniel czeka – Rune uśmiechnął się łagodnie. – Zbiera siły, dlatego sprawia wrażenie nieobecnego duchem. Uwierz mi, jego czas nadejdzie!
Halkatla zadumała się nad tym, ale zaraz znów zmieniła temat:
– Rune, odrzuciłeś mnie wtedy, kiedy zachowałam się tak głupio…
– Wcale nie zachowałaś się głupio – z powagą odparł po namyśle. – Po prostu nie zdawałaś sobie sprawy z tego, co robisz.
– Czy nie możesz opowiedzieć mi czegoś o sobie? O swoich uczuciach?
Ufnym gestem wsunęła mu rękę pod ramię, ale zwisało ono sztywno i wydawało się, że nie da się zgiąć, nie łamiąc się przy tym, prędko więc się wycofała.
– Nie jest mi łatwo mówić o uczuciach, Halkatlo. Wolałbym tego uniknąć. Zastanawianie się nad moją sytuacją sprawia mi przykrość. Pomyśl sobie, jestem jedyny w swoim rodzaju. Nieśmiertelny. Uwierz mi, nie jest to godne pozazdroszczenia.
– A więc masz uczucia, jeśli ci przykro… Ale ja nie jestem nieśmiertelna, przeciwnie. Mój czas dobiegnie końca, kiedy osiągniemy Dolinę Ludzi Lodu. Wówczas nie będę mogła już wam towarzyszyć i do niczego więcej się nie przydam. Chciałabym ci powiedzieć, że… – Głos uwiązł jej w gardle. Opanowała się jednak i dokończyła: – Że bardzo sobie cenię twoją przyjaźń, Rune. Bardzo wiele ona dla mnie znaczy.
– Dla mnie także – uśmiechnął się ze smutkiem.
Halkatla przystanęła.
– Och, Rune, jak miło, że tak mówisz! Dziękuję ci za to, bardzo dziękuję!
Popatrzyła na brzydką, jakby wyrzeźbioną z drewna twarz, okoloną skołtunionymi, podobnymi do konopi włosami. Wspięła się na palce i spontanicznie ucałowała go w policzek.
– Tak bardzo cię lubię, Rune. Gdybym miała czas, na pewno jeszcze raz spróbowałabym na tobie moich wdzięków. Ale wówczas wykazałabym więcej przebiegłości.
– Na nic by się tu nie zdała przebiegłość wszelkich kobiet świata, Halkatlo.
– Mów sobie, co chcesz – mruknęła. – Nić sympatii już się między nami nawiązała, prawda? To dobry początek, jeśli można bez pośpiechu zabrać się do dzieła. Ale my nie mamy na to czasu – dokończyła przygnębiona.
Rune ujął ją za rękę i wędrowali dalej w milczącym poczuciu wspólnoty.
– Coraz bardziej się przejaśnia! – zawołał do nich z przodu Ian. Echo rozbiło jego słowa na wiele głosów, wszystkie odezwały się z czarującym angielskim akcentem.
– To prawda, ale dzień niedługo się skończy – zauważył Nataniel. – Zobaczcie, wzeszedł już blady półksiężyc. I cienie się wydłużyły.
Przystanęli zapatrzeni we wznoszącą się przed nimi ścianę góry. Wieczór odbierał im odwagę. Wprawdzie było jeszcze widno i ściemnić się mogło nie wcześniej niż za jakieś dwie-trzy godziny, ale w tym czasie powinni zawędrować znacznie dalej. A przede wszystkim: sforsować strome zbocze.
Ale jak to zrobić?
Gabriel ledwie śmiał oddychać w tym niesamowitym, gigantycznym, a zarazem dziwnie ciasnym pejzażu. Znaleźli się już znacznie bliżej góry, coraz częściej też napotykali ogromne głazy. Zdaniem chłopca robiło się naprawdę strasznie.
Nie bardzo wiedział, kiedy zdał sobie sprawę z wrażenia, które musiało go ogarniać już od dobrej chwili. Ktoś go wzywał, czegoś od niego chciał.
Czy to mogła być mama?
Nie, co za głupstwa, jej przecież tu nie ma!
Ktoś chciał, aby skręcił w prawo i szukał tego, który go woła. Prawdę mówiąc Gabriel już parokrotnie zbaczał w prawo i Nataniel musiał go zawracać.
Znów odezwał się ten wewnętrzny głos. Gabriel przystanął.
Czego on od niego chce?
Miał szukać czegoś albo kogoś, to jasne. Ale po co? Czy ktoś znalazł się w potrzebie? O, nie, nie da się tak łatwo zwieść, oszustwo Tobby wiele go nauczyło.
Nie, nikt nie potrzebował pomocy. To było…
Tak! Na pewno! Chodziło o rozwiązanie problemu, w jaki sposób mają pokonać górę!
To on, Gabriel, został wybrany, by poznać odpowiedź na dręczące ich pytanie.
Czy wzywał go jakiś górski elf? Ogarnęło go miłe uczucie, że ten, co go nawołuje, pragnie mu pomóc.
Już miał opowiedzieć przyjaciołom o głosie, kiedy znów go usłyszał.
„Nie, nie” – szeptał ktoś delikatnie i życzliwie jak najlepszy, najmilszy druh. – „To tajemnica. Nasza wspólna tajemnica. Chodź, sam zobaczysz! Przyjdź, to nie jest niebezpieczne! Potem będziesz dumny, że to ty wskażesz drogę swoim towarzyszom”.
Brzmiało to pięknie, ale czy ma na to dość odwagi? Wolałby najpierw ich uprzedzić. Ale głos tak wzywał, przyciągał, trudno mu się opierać…
Miał szczery zamiar powiedzieć innym o tym, co się dzieje, nagle jednak zorientował się, że już skręcił w prawo, między olbrzymie odłamki skał, i idzie naprzód, jakby ciągnięty na sznurku.
Nie było tu śniegu. Miejsce to znajdowało się już zbyt blisko górskiej ściany, a występy skalne były tak wielkie, że śnieg nie docierał w te przypominające lochy szczeliny, którymi ostrożnie wędrował. Gdyby nawet spadło go tu trochę, stopiłoby go słońce.
Musi zrobić to, o co prosi go górski elf.
Zapomniał o swych towarzyszach, jakby nigdy ich nie znał. Słyszał tylko ów niezwykły, przyjemny głos i czuł, że musi go usłuchać. Ślepo!
– Gabrielu! Gabrielu! Ależ, Gabrielu, dokąd ty idziesz? – rozległy się za nim wołania.
Chłopiec się rozgniewał. Nie miał czasu odpowiadać.
Stopy poruszały się same z siebie, umysł nastawiony był tylko na jedno:
Okazać posłuszeństwo głosowi.
ROZDZIAŁ X
Piątka przyjaciół nie mogła zrozumieć zachowania Gabriela.
– Co go ugryzło? – dziwiła się Halkatla.
– Odszedł na stronę? – podsunął Nataniel.
– Ale nie odpowiadał, kiedy go wołaliśmy – zauważyła Tova. – A nie wstydzi się przecież powiedzieć, że idzie za potrzebą. Na początku, owszem, ale już się przełamał.
– I przecież dopiero co zrobiliśmy postój – przypomniała Halkatla.
– No właśnie – przytaknął Ian.
Popatrzyli na siebie z rosnącym przerażeniem.
Potem bez słowa ruszyli biegiem.
Ale w zaklętym skamieniałym świecie wiele było dziwnych korytarzy. Śnieg leżał tylko gdzieniegdzie w mrocznych kątach, do których nie docierało słońce, nie znaleźli więc żadnych śladów.
Wołali, ale nadaremnie.
Jeśli coś złego przytrafi się Gabrielowi, memu bratankowi, nigdy sobie nie wybaczę, myślał Nataniel. Chłopiec jest też moim krewnym ze strony matki, ale to pokrewieństwo jest znacznie dalsze.
Dalsze, owszem, ale tu właśnie tkwiło dziedzictwo Ludzi Lodu, a ono było teraz bardziej istotne.
Pod skalną ścianą królowały cienie. Światło dzienne przybladło, niebo rozjaśniał teraz słaby księżyc.
– Tutaj! – zawołała nagle Tova. – Znalazłam ślad! To na pewno odcisk butów Gabriela. On zniknął… Jakby zagłębił się w skałę!
– Co on sobie myśli? – zdziwił się Ian. – Dlaczego tak po prostu odszedł?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Fatalny Dzień»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Fatalny Dzień» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Fatalny Dzień» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.