Z ciężkim westchnieniem, wywołanym wieloma przyczynami, Jons wślizgnął się do łóżka.
Villemo natomiast działała z wielką energią.
Fakt, że znalazła się znowu w ludzkim osiedlu, oraz posiłek pobudziły w niej siły życiowe.
Nie chciała już dłużej być mężczyzną.
W należącej do gospody łaźni zmyła z siebie wszystkie brudy podróży i wszelkie wspomnienia o dragońskim stroju. Włosy zostały gruntownie wyszorowane, a gdy znowu znalazła się w izbie, wypakowała swoje kobiece suknie, które przez cały czas niosła na plecach w niedużym worku.
O rany, jaka pognieciona jest ta błękitna sukienka! Powiesiła ją i długo wygładzała rękami, choć pomagało to niewiele. Ale co tam, wyprostuje się sama, jak trochę powisi, myślała z optymizmem.
Ubrana tylko w długą halkę położyła się do łóżka, pilnie bacząc, by leżeć na swojej części. Kiedy Dominik wróci, powinien znaleźć ją pachnącą, czystą i bardzo kobiecą!
Jonsa się nie bała. Był człowiekiem niezwykle skromnym, a do niej odnosił się z wielkim respektem. Poza tym musiał być śmiertelnie zmęczony, a na dodatek powstrzymywała go ta boląca noga.
Villemo tak bardzo czekała na Dominika, że mowy być nie mogło o spaniu. Może wróci za chwilę? Wciąż jeszcze pamiętała jego bliskość przy stole, myśl o tym budziła w niej dreszcz, rozpalała ogień w całym ciele, wibrowała pod skórą. Gorączka, która gnała ją za Dominikiem przez całą Danię i południową Szwecję, była teraz większa niż kiedykolwiek. Już, już niedługo on będzie tutaj!
Ale był też w niej jakiś inny, bardziej stłumiony niepokój. Irytowało ją to. Miało coś wspólnego z tym księdzem… Taki ugrzeczniony, taki pobożny, ale miał w sobie coś takiego… coś, co nie dawało jej spokoju…
Doszedł do niej odgłos tłumionego płaczu. Odwróciła głowę.
– Jons, co z tobą? Nie możesz wciąż rozpaczać nad ich losem! Im już teraz jest dobrze, przecież rozumiesz. Co czekało Folkego, gdyby wrócił do domu, do Almhult? To były przecież tylko marzenia, czyż nie? A Kristoffer? Miał takie wielkie pragnienie sławy, a tak niewiele zdolności, by je zrealizować. A Gote? Ilu dziewczętom zmarnowałby życie?
Mówiła tak, choć sama przecież bardzo żałowała młodego życia tamtych trzech. Jons jednak potrzebował pociechy. Był to człowiek prosty, który zawsze kierował się tylko uczuciami i nigdy nie próbował ich ukrywać.
– Ale to nie o to chodzi, panno Villemo – mówił, pociągając nosem.
– No to co się stało?
– Tego nie mogę panience powiedzieć.
Głos mu drżał, z trudem powstrzymał szloch.
Odwróciła się do niego energicznie.
– Oczywiście, że możesz mi powiedzieć. Przecież wiesz, że ja wiele potrafię zrozumieć. Zapomnij, że jestem dziewczyną, i opowiadaj!
Te ostatnie słowa skłoniły go do wypłakania swojego bólu.
– Przecież właśnie o tym nie mogę zapomnieć! Bo to jest przyczyna wszystkiego!
– Co?
– Że pani jest dziewczyną. Ja jeszcze nigdy nie miałem dziewczyny, a teraz jestem zakochany, tak strasznie zakochany, że aż mnie w brzuchu boli!
Villemo powstrzymywała się od śmiechu.
– Och, mój drogi – powiedziała, kiedy znowu była w stanie mówić poważnie. – To bardzo niedobrze!
Starał się odszukać w mroku jej spojrzenie.
– Czy nigdy nie będę mógł…? Nie, oczywiście, że nie.
– Co takiego?
– Ja tak strasznie pragnę kobiety, panno Villemo. My, mężczyźni, mamy takie duże potrzeby w tych sprawach. A ja nigdy z nikim i teraz boję się, że to niebezpieczne! Że może mi się coś stać.
Jak, na Boga, ma przyjąć te wyznania? W jaki sposób rozmawiać z nim na taki temat? Villemo nie była niewiniątkiem, ale nie miała pojęcia, co odpowiedzieć mężczyźnie, który zwraca się do niej z czymś takim? A na dodatek myśli, że umrze, jeżeli jego pragnienia nie zostaną zaspokojone? Który jest duży, silny i leży w tym samym łóżku co ona?
Dominiku, wracaj!
Ale on może nie wrócić przed północą. I to właśnie jest okropne.
Wcale sprawy nie ułatwiało to, że jej własne ciało dręczone było dokładnie takimi samymi pragnieniami jak pragnienia Jonsa. Problem polegał tylko na tym, że ona pożądała kogoś zupełnie innego.
Jak postępuje się w takich razach? Co powinna zrobić Villemo, która zawsze miała słabość do nieszczęśników? Toczyła ze sobą ciężką walkę. Czy powinna zareagować ostrą reprymendą, która by powstrzymała Jonsa, ale która by też zraniła go głęboko, może śmiertelnie? Czy okazać współczucie, ulitować się nad nim. Oczywiście nie w dosłownym sensie, coś takiego nigdy by jej nawet do głowy nie przyszło, lecz okazać mu, że rozumie i że go lubi? Niebezpieczna droga…
On zaś przysuwał się ostrożnie coraz bliżej, zachęcony jej milczeniem, którego nie musiał sobie tłumaczyć jako odmowy.
O, Boże, co powinno się powiedzieć? Jak się postępuje z takim wrażliwym młodzieńcem w potrzebie? I jeśli na dodatek jest się Villemo, która nie lubi uciekać z krzykiem od trudnych spraw.
Dominik poszedł za duchownym w stronę kościoła. Nie zdążyli jednak wyjść poza obręb zabudowań, gdy coś czarnego opadło mu na twarz, ręce brutalnie wykręcono mu do tyłu i skrępowano, a na głowę zarzucono worek.
Dominik należał do silnych i fizycznie sprawnych, lecz napastników było wielu, a napad zaplanowany.
– Pomóż mi! – zawołał do księdza.
– Zamknijcie mu gębę – rzekł na to czcigodny sługa boży.
Założono mu przez worek sztywny knebel, tak że pokaleczone kąciki ust Dominika zaczęły krwawić, a on o mało się nie udusił. Związano mu także nogi, a kilku silnych mężczyzn wrzuciło go na konia w poprzek przez grzbiet.
Villemo, myślał Dominik. Dobry Boże, Villemo jest sama z Jonsem w gospodzie!
To była jego jedyna myśl.
Nie padło więcej ani jedno słowo. Ktoś usiadł przed nim na koniu, a po stuku kopyt poznał, że jeźdźców było czterech.
A pozostali napastnicy? myślał. Jakie mają plany w stosunku do Villemo? A Jons?
Ach, domyślał się wszystkiego aż za dobrze!
Jechali długo. Dominikiem trzęsło okropnie. Ponieważ jednak było dość ciemno i tamci musieli pilnować drogi, on starał się możliwie najlepiej wykorzystywać czas. Gorączkowo wykręcał ręce, żeby poluzować wiązania. Jako kurier musiał być przygotowany i do takich sytuacji. Wiele, wiele godzin spędził młody Dominik, ćwicząc różne sposoby uwalniania się z więzów, zwłaszcza rąk, bo one są najważniejsze.
Tym razem związano go solidnie, ale on nie dawał za wygraną. Trzęsąc się na końskim grzbiecie, wciąż kręcił rękami i szarpał, starał się uwolnić dłonie. Marzył, żeby spaść, lecz na to był zbyt mocno przytroczony.
Jak daleko już odjechali od wsi?
Kiedy zdawało mu się, że nie ma już ani jednej całej kości i że ciało jego składa się z oddzielnych części, przytrzymywanych skórą, ktoś w końcu zawołał „prrr!” i konie stanęły.
Dominik został zdjęty i rzucony na ziemię, wciąż związany i z workiem na głowie.
Ktoś wydawał rozkazy stłumionym głosem i Dominik rozpoznał „księdza”.
Poczuł, że owiązują mu ciało jeszcze jednym sznurem. Och, nie, tylko nie wokół rąk. Bogu dzięki, jakimś cudem udało mu się wysunąć ręce z nowej pętli, którą obwiązano go w pasie.
Zalała go zimna fala strachu, gdy zrozumiał, o co chodzi. Ten nowy sznur był po to, żeby przymocować kamień.
Dominik zawsze lękał się śmierci przez utopienie; wydawało mu się to najgorsze ze wszystkiego.
Читать дальше