Margit Sandemo - Ogród Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Ogród Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Ogród Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ogród Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Daniel Lind z Ludzi Lodu wyrusza samotnie w daleką podróż do kraju Nieńców nad brzegami Morza Karskiego. Tam spotyka Shirę, córkę Vendela, która należy do wybranych – to ona ma złamać przekleństwo ciążące nad rodem Ludzi Lodu. Najpierw jednak Shira musi przejść przez wiele nieludzkich prób, układających się w długą i przerażającą wędrówkę przez Ogród Śmierci…

Ogród Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ogród Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Aż tylu ich jest! – jęknęła Shira.

– Wszyscy – odparł Mar swoim pozbawionym życia głosem.

– Tak, ale oni lada moment znajdą się w przejściu – szepnęła rozgorączkowana. – Nie możemy pozwolić, żeby przeszli.

– Nie przejdą.

– Tak, ale…

– Stul pysk – syknął z wściekłością.

Shira poczuła falę mdłości. Wstrętne, wąskie szparki oczu naprzeciwko niej płonęły niepohamowanym gniewem. Mar wyszczerzył zęby niby drapieżne zwierzę.

– Teraz unosimy kamień!

To był ten kamień, za którym miała pójść cała lawina. Shira była tak zdenerwowana, że ręce jej się trzęsły. Nacisnęli, każde ze swojej strony, i olbrzymi blok przechylił się niebezpiecznie.

– Tyle wystarczy – wysyczał Mar głosem, który nie był głosem. – Ja zrobię resztę.

Shira stwierdziła, że Mar nie przesadza; ona już swoje zrobiła. Resztę musiał wykonać sam.

Ale on jakby się wahał.

– Pospiesz się – jęknęła.

Udał, że nie słyszy. Wpatrywał się nieustannie w drobne figurki kłębiące się w dole. I nagle Shira zrozumiała, co on zamierza zrobić.

– Nie! – zawołała.

– Nie mieszaj się do tego!

– Ale przecież ty ich wymordujesz!

– Nie mieszaj się, ty niewinna ślicznotko!

– Nie! Nie! – krzyczała Shira, próbując przedostać się na jego stronę i powstrzymać go.

Mar śmiał się z jej obaw. To był najobrzydliwszy śmiech, jaki kiedykolwiek słyszała. Szalała z rozpaczy, dopadła do niego akurat w momencie, kiedy naciskał swój łom, by opuścić kamienie. Gromada napastników znajdowała się dokładnie pod nimi.

– A ty pójdziesz na końcu! – wrzasnął triumfująco, chwycił ją za ramiona i chciał zrzucić. Ona jednak uczepiła się go rozpaczliwie, Mar stracił równowagę i oboje runęli w huczące piekło spadających głazów.

Shira słyszała wściekły, pełen przerażenia ryk Mara, próbującego przytrzymać się skały. Stwierdziła, że jej piękna futrzana kurtka szoruje o skalną ścianę, gdy ona sama w oszałamiającym pędzie zsuwa się w dół. Widziała jedynie tę ścianę przesuwającą się przed jej oczami i czuła piekące gorąco w dłoniach, którymi rozpaczliwie starała się czegoś uchwycić.

Mar leciał tuż obok niej, ale ona go nie widziała, wyczuwała tylko jego bliskość, oboje natomiast słyszeli huk spadających dookoła kamieni, słyszeli przerażone wrzaski ludzi, zrozumieli, że są już na samym dole i że nic nie może ich uratować.

Shira zdążyła zobaczyć olbrzymi blok przelatujący ze świstem nad ich głowami. Ten nas zmiażdży, pomyślała z gorzkim poczuciem bezradności.

No, teraz, głaz spadnie, i będzie koniec. Wszystko się skończy!

Nagle zrobiło się zupełnie cicho. Dziwna, dzwoniąca cisza, jakby na moment danym im było spojrzeć w wieczność. Ku swemu zdumieniu zobaczyli, że blok, który miał ich zmiażdżyć, zawisł w powietrzu ponad ich głowami, skalny pył znieruchomiał, a oni sami stoją pośród spadających kamieni z rękami wciąż przyciśniętymi do ściany.

Spadli na ziemię i nawet tego nie zauważyli.

Shira zobaczyła w pobliżu jednego z intruzów. Tkwił pośrodku osypiska z rozpostartymi rękami, jakiś mniejszy kamień trafił go w czoło, na jego twarzy zastygł wyraz bólu i śmiertelnego strachu. Ale nie upadł. Został uwięziony w tej pozycji pomiędzy życiem a śmiercią, ni to leżący, ni to wyprostowany.

Daleko ponad górską krainą Taran-gai, ponad zablokowanym teraz przejściem, ukazała się ogromna postać. Zbliżała się powoli, wspinała na kamienne bloki dziwacznymi, kołyszącymi się ruchami, jakby biodra idącego pozbawione były kości. Przybysz był potężny i straszny, szary niczym wysuszona ziemia, z gładko ogoloną głową i jedynie z przepaską wokół bioder. Czołgał się poprzez stosy kamieni i z uśmiechem zadowolenia patrzył na zniszczenie wokół, kroczył od zwłok do zwłok, aż dotarł do Mara i Shiry wciąż stojących przy skalnej ścianie.

A więc w końcu zwyciężył, pomyślała Shira. Mój czas dobiegł końca. Nadeszła oto chwila śmierci.

ROZDZIAŁ V

Przyglądał im się długo czarnymi jak bezdenne studnie oczyma, w których głębi migotały zielonkawe płomyki.

– Wy dwoje tutaj? – roześmiał się. – I to razem? To ostatnie, czego bym się spodziewał. Czy to twoje dzieło, Mar?

Zrobił nieokreślony ruch ręką wokół siebie.

– Tak – odparł Mar zwięźle.

– No, nieźle – powiedział Shama zdumiony, ale z uznaniem. – Dobra robota, mój najwierniejszy wojowniku! Ale co ty tu robisz z nią? Z niej nie będziemy mieli żadnego pożytku.

– Wiem – powiedział Mar urażony. – Ja nie prosiłem o jej towarzystwo. Próbowałem ją także zabić, ale mi się nie udało.

– Nie, powinieneś był wiedzieć, że to się nie uda.

Shama spojrzał swoimi dziwnymi oczyma gdzieś ponad Shirą. Sprawiał wrażenie zamyślonego, a jednocześnie rozbawionego.

– Czy teraz umrzemy? – zapytała Shira spokojnie.

Wybuchnął krótkim chichotem.

– Nie, nie wy. Jednego z was nie chcę wziąć, a drugiego nie mogę stracić. Ale nie wchodź Shamie w drogę zbyt często, moja dobra panienko! Ja nie mam za dużo cierpliwości.

Shira mimo woli rzuciła pełne lęku spojrzenie na zwisający wciąż nad ich głowami blok.

– On nie spadnie – uspokoił ją Shama. – W każdym razie dopóki mam ochotę z wami rozmawiać.

– W jaki sposób może…?

Shama usiadł na kamieniu.

– Znajdujemy się teraz pomiędzy dwiema milionowymi częściami sekundy, pomiędzy jednym drgnieniem a drugim. Mogę przeciągać ten moment, jak długo zechcę. Bo inaczej jak mógłbym zdążyć od jednego umierającego człowieka do drugiego? Usiądź, Shiro. Jak widzisz, znam twoje imię. Spotykaliśmy się już wiele razy.

– Wiem – odparła Shira i ostrożnie przysiadła pod ścianą. – Ale widywałam cię jedynie jako cień.

Shama machnął ręką przed oczyma Mara.

– Cofnąłem go trochę w czasie, żeby nam nie przeszkadzał w rozmowie. No, niestety, nie udało mi się ciebie dostać, Shiro, bo stoją za tobą potężne moce. Drażniłaś mnie, robiąc rzeczy, których zwyczajni ludzie nie potrafią. Czworo twoich niewidzialnych przyjaciół miało z pewnością dużo pracy, żeby zachować cię przy życiu, i chyba nie było im za bardzo wesoło.

Chichotał zadowolony. Shira spojrzała na Mara, który stał oparty o skałę jak przedtem, teraz jednak trwał w bezruchu, skamieniały jak wszystko wokół niego, czekając, aż przestrzeń pomiędzy milionowymi częściami sekundy się wypełni.

Ale Shama się nie spieszył. W tym ułamku sekundy potrafił zawrzeć całą wieczność.

– Czy nie przeraża cię, Shiro, siedzieć tak ze mną twarzą w twarz?

– Nie, szczerze mówiąc nie.

Twarz jego przybrała wyraz głębokiej powagi.

– Dlaczego nie?

– Może dlatego, iż ludzie spodziewają się, że jesteś straszny, bo stoisz ponad tym, co ludzkie. Tymczasem mnie dużo bardziej przeraża Mar, który powinien być człowiekiem, a nie jest.

Shama znowu się rozpogodził. Uśmiechał się często, ale to nie był dobry, ciepły uśmiech. Shira miała uczucie, że on bawi się jej kosztem.

– A ty teraz masz się spotkać z Demonem w Ludzkiej Skórze, prawda?

– Dlaczego pytasz, skoro znasz odpowiedź?

– Ponieważ chciałbym poznać twoją naturę. Czy odpowiadasz szczerze, czy próbujesz kręcić?

– Bo wiem, że Demon w Ludzkiej Skórze jest twoim wasalem? Tak, chciałabym go unieszkodliwić. Tego, którego my nazywamy Tan-ghil, a mój przyjaciel Daniel mówi o nim Tengel Zły. On wyrządził naszym rodom wiele złego.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Ogród Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ogród Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - W Mroku Nocy
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Ogród Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Ogród Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x