Margit Sandemo - Ogród Śmierci
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Ogród Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Ogród Śmierci
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Ogród Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Ogród Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Ogród Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Ogród Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Tak, rozumiem – rzekł Sarmik z powagą. – I ta przestroga: „Nie szukaj zbyt głęboko!”
Wkrótce Sarmik i Daniel zawrócili. Nie powinni byli dłużej tam zostawać, zbyt widoczni na tle nieba.
Nie brak mi, oczywiście, odwagi, pomyślała znowu Shira. Ale gdybym tylko nie musiała iść razem z tym tam!
Z drżeniem spoglądała na Mara, który gotował się do zejścia.
Miał na sobie kurtkę ze skóry, bardzo obcisłe spodnie i niskie, szerokie skórzane buty. Tym razem nie wziął łuku. Niósł natomiast jakieś ciężkie narzędzia, zatknięte za szeroki pas. Shira nie miała nic.
Jedno spojrzenie Mara wystarczyło, by zrozumiała, że nie będzie jej oszczędzał. Jeżeli będzie mógł sprawić jej ból, uczynić schodzenie po skalnej ścianie męką, to sobie tego nie odmówi!
Nie zamierzał przywiązać jej do siebie liną. Było mu obojętne, czy ona za nim nadąży, czy nie.
– My… my chyba nie zdołamy zejść tam… – wyjąkała spoglądając na gładką niczym stół, stromą ścianę.
Mar posłał jej pełne nienawiści spojrzenie i zaczął schodzić, nie zastanawiając się, czy ona idzie za nim.
Zrobił kilka kroków w dół wzdłuż krawędzi, po czym nagle zeskoczył na okropnie wąską półkę jakieś cztery łokcie poniżej. Miał tam pod sobą wystające strome zbocze, a w dole rozciągała się tajga. Shira na moment zacisnęła powieki, czując w panicznym lęku, że wszystko wokół niej wiruje. Miała wrażenie, że jest zwyczajną dziewczyną, bawiącą się pośród bezpiecznych domostw w Nor. „Kamień nie stanowi dla mnie żadnej ochrony” przypomniała sobie przerażona. Mar nie czeka. Jeśli teraz nie zeskoczę, to stracę go z oczu i już nie odnajdę drogi.
Drogi? Jakiej drogi?
Nie, kamień jej nie ochroni, ale powietrze! Odwróciła się, odnalazła wzrokiem straszliwie wąską krawędź w dole i skoczyła. Na kilka sekund przestała oddychać, bo się jej zdawało, że spada wprost na dno przepaści, ale zaraz poczuła nierówny grunt Pod stopami i uchwyciła się wystającej skały. Ciało na moment wychyliło się niebezpiecznie, ale ona trzymała się mocno.
Napotkała jakby rozczarowane spojrzenie Mara. Zmusiła się do niepewnego uśmiechu, ale w odpowiedzi dotarło do niej tylko syknięcie. Koncentrowała się teraz już tylko na niebezpiecznym zadaniu, jakim było posuwanie się za Marem.
Krok za krokiem schodzili w dół po stromym zboczu nad skalnym nawisem. A potem równolegle do niego, ku kamiennym blokom nad przejściem. Częściej używali rąk niż nóg i niezliczoną ilość razy Shira traciła wszelką nadzieję, bo nie mogła wypatrzyć choćby najmniejszej szczeliny w ścianie, która dawałaby oparcie stopom. Mar jednak zawsze coś znalazł. Pod nimi leżały najpiękniejsze zbocza Taran-gai, a ona myślała tylko o jednym, że jej śliczne ubranie, które szyła z taką troską i starannością, pewnie podrze się na strzępy w czasie tej wyprawy. Przesadna kobieca troska, a może po prostu ucieczka od myśli o niebezpieczeństwie?
Ta nieoczekiwana refleksja rozproszyła jej uwagę na ułamek sekundy i w szoku, który sprawił, że serce przestawało jej bić, poczuła, że stopy ześlizgnęły się po skale, a ona zawisła na opuszkach palców. W powietrzu nic mi się nie stanie, pomyślała, a ziemia też przyjęłaby mnie życzliwie. Ale ja muszę zostać tutaj.
Nie mam czasu do stracenia. Muszę, muszę się tu utrzymać!
Znikąd nie mogła oczekiwać pomocy. Skały, kamienie, były martwe pod jej piekącymi z bólu palcami. Mar jednym spojrzeniem ocenił sytuację, w jakiej się znalazła, a w tym spojrzeniu dostrzegła tyle triumfu i złośliwej satysfakcji, że bliska była całkowitego załamania. Ale nagle ogarnęła ją złość. Twoje niedoczekanie, nie będziesz tu triumfował! Zacisnęła zęby i udało jej się palcami jednej nogi znaleźć jakieś maleńkie zagłębienie w skale, mogła odrobinę odetchnąć i już spokojnie wyszukać jakieś pewniejsze oparcie dla drugiej stopy i zmniejszyć obciążenie rąk.
Nagle ku swemu zdziwieniu stwierdziła, że Mar gotów jest zejść pod nieduży, bardzo niepewnie wyglądający skalny uskok – zadanie na pierwszy rzut oka niewykonalne. Chciała krzyknąć, powiedzieć mu, żeby się zatrzymał, ale nie mogła. Znajdował się teraz dokładnie pod nią i najwyraźniej nie miał zamiaru sprawdzać, czy Shira idzie za nim, czy nie.
Przez moment, długi niczym wieczność, wisiał tylko na rękach nad uskokiem, potem zaczął powoli kołysać ciałem, aż stopy sięgnęły do niewidocznego z góry występu. Ręce puściły krawędź, i Mar zniknął.
Co się z nim stało? zastanawiała się Shira. I czy ja mam zsunąć się za nim?
Z rozpaczliwą odwagą skuliła się na wąskiej półce pod zimnym światłem bladego księżyca i dochodzącymi tutaj spoza gór promieniami świecącego od północy polarnego nocnego słońca. Chwyciła obiema rękami krawędź, na której przed chwilą wisiał Mar, i pozwoliła, by ciało opadło w dół. To była potworna męka, trwać tak pomiędzy niebem i ziemią, nie wiedząc, o co oprzeć stopy, ale wprawiła ciało w ruch, a gdy spojrzała w dół, zobaczyła Mara skulonego na wąskiej półce pod uskokiem. W końcu i ona dotknęła stopami tej półki. Dotychczas wszystko szło dobrze, ale jak schodzić dalej, gdy tkwi się nad przepaścią z ciałem wygiętym do tyłu? Na pomoc ze strony Mara liczyć nie mogła, już raczej przeciwnie.
Jego pełne złości posykiwania odbierały jej resztki odwagi, które usiłowała zachować. Jedną ręką szukała po omacku oparcia, znalazła je, mogła zatem drugą ręką uchwycić się jeszcze niżej. Musiała uklęknąć, bezpieczniej było na czworakach. Nigdy przedtem nie przeżyła takiego napięcia, więc gdy w końcu mogła odpocząć oparta o skalną ścianę, dygotała z wysiłku.
– Daleko jeszcze? – zapytała.
Nie odpowiedział, ale gdy sama spojrzała w dół, stwierdziła, że są niespodziewanie blisko celu.
Mar pochylił głowę. Rozważał, jak powinni teraz postąpić. Bił od niego lodowaty chłód, wprost trudny do zniesienia, gdy byli tak blisko siebie.
Nagle Shira spostrzegła, że w dole coś się porusza.
– Popatrz tam! Ach, to oni już przyszli. I ilu ich jest! Musimy się spieszyć!
Nie oczekiwała żadnej odpowiedzi, tymczasem on się odezwał – po raz pierwszy, głosem niepodobnym do normalnego ludzkiego głosu. Było to raczej jakieś zdławione, bezbarwne dyszenie.
– Nie! Poczekaj!
Spojrzała na niego, przerażona, jak okropnie wygląda z bliska. Ale on już się nią nie przejmował, zaczął iść w stronę poluzowanych skalnych bloków. Teraz dopiero Shira zobaczyła, jak niebezpiecznie bloki te balansowały na skalnej półce nad przejściem, z którego korzystali Taran-gaiczycy. Nie trzeba było wielkiej siły, by wprawić je w ruch.
Domyślała się jednak także, iż Strażnicy Gór obejrzeli je bardzo dokładnie. Jeden człowiek nie jest w stanie zepchnąć żadnego z nich w dół. Trzeba naciskać przynajmniej z dwóch stron równocześnie.
Ale skąd ona ma wziąć na to siłę? Tu potrzebna jest pomoc drugiego mężczyzny.
Tylko że żaden normalny mężczyzna by tu nie wszedł.
Mar kazał jej stanąć przy najbliższym kamieniu. Podał jej jakieś krótkie, mocne narzędzie, przypominające łom i pokazał jej, co powinna zrobić, kiedy on da znak. Sam przeszedł bardzo niebezpieczną drogą przez bloki i znalazł się po drugiej stronie.
– Szybko, szybko, oni zaraz znajdą się w przejściu – ponaglała Shira. – Musimy zamknąć przejście, zanim tam dojdą.
– Cicho bądź! – warknął Mar.
Shira spojrzała w dół, zdenerwowana. Kręciło jej się w głowię. Ludzie w dole przypominali mrówki pełznące po stoku. Najwyraźniej mieli zamiar wymordować pozostałych przy życiu Taran-gaiczyków jeszcze tej nocy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Ogród Śmierci»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Ogród Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Ogród Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.