– Tym razem muszę ci się sprzeciwić – wtrącił Irovar. – Shama i pozostałe duchy nigdy nie stają po tej samej stronie. Tak więc na nic się nie zda mieć Shirę i Mara w jednej kompanii. W rzeczywistości to śmiertelni wrogowie.
– W tym przypadku walczyliby chyba ze wspólnym przeciwnikiem!
– Owszem, ale na tak różnych polach, że szybko doszłoby do nieszczęścia. Powinniśmy raczej pamiętać, że Shira i Daniel mają zupełnie inne zadanie oraz że Shama chce pochwycić Shirę. Bowiem ona reprezentuje wszystko, czego on nienawidzi. Światło, nadzieję, wszystko co dobre i przyjazne. On chce to zdławić, unicestwić. Nie możemy jej teraz narazić na spotkanie z nim!
Shira popatrzyła na istoty skupione przy ogniu i napotkała spojrzenie nieustępliwych oczu, które jarzyły się zimnym, złowieszczym blaskiem.
Orin rzekł energicznie:
– Żeby nam się tak udało zamknąć przejście tymi skalnymi blokami, które piętrzą się nad drogą! Trzeba by jednak wspiąć się na tę pionową skałę, a tego byle kto nie zrobi.
– Shira by mogła – oświadczył Vassar. – Potrafiła się uwolnić z lodowej pułapki, to i to potrafi.
– Nawet słyszeć o tym nie chcę – uciął Irovar.
Ale Sarmik patrzył na Shirę badawczo.
– Ona by mogła – powiedział cicho. – I Mar porusza się swobodnie po skałach, bo przecież kamienie to królestwo Shamy. Mar może chodzić po niemal pionowych ścianach. A co z naszym młodym gościem z dalekiego kraju? Który posiada talizman, pomagający mu pewnie osiągnąć nawet to, co niemożliwe?
– Sądzę, że nie powinienem wymagać od mojego talizmanu zbyt wiele – uśmiechnął się Daniel. – I Shirę także należałoby oszczędzać, by mogła wypełnić to, do czego została wybrana. Czy Mar nie mógłby pójść sam?
– Nie. Ktoś musi mu pomóc poluzować skalne bloki.
Ani Irovar, ani Daniel nie chcieli wysłać Shiry na taką wyprawę razem z tym monstrum. Irovar podjął ostatnią próbę:
– Siedzimy tu i układamy plany, ale czy ktoś zapytał Shirę o zdanie? Ona podczas całej rozmowy nie odezwała się ani słowem.
Zaległa cisza. Wszyscy czekali na odpowiedź Shiry. Ona zaś uśmiechała się nieśmiało i jakoś smutno.
– Przez całe życie wiedziałam, że czeka mnie coś trudnego. Teraz, kiedy wiem, że to stanie się już niedługo, odczuwam niemal ulgę. Przyznaję, że mnie to przeraża. Ponad wszystko przeraża mnie myśl o Górze Czterech Wiatrów i o tym, co mnie tam spotka. A zwłaszcza to, że po wszystkim też nie ma dla mnie nadziei. Ale tak jak powiedzieliście: Niech się rzeczy toczą własną koleją! Taran-gaiczycy to także moje plemię i jeśli mogę im pomóc, zrobię to chętnie. Pomysł zamknięcia przejścia wydaje mi się rozsądny. Jestem gotowa.
Zebrani odetchnęli z ulgą.
– Wobec tego chodź – powiedział Sarmik łagodnie. – Odprowadzę was kawałek. Danielu, czy chciałbyś mi towarzyszyć?
Otworzył drzwi i oczom ich ukazał się nieprzyjazny krajobraz, pogrążony w dziwnym świetle jasnej nocy. Daniel zobaczył zły uśmiech Mara, odprowadzającego wzrokiem Shirę, gdy przechodziła obok niego. Dziewczyna wyszła, podobna w świetle księżyca do cienia, tak silna była jej skłonność do stapiania się z naturą. A nigdy ta skłonność nie była tak wyraźna jak tej nocy.
Zatrzymali się wysoko na skalnej półce i stali, nieruchomi, szarzy niczym otaczające ich kamienie: Sarmik, Mar, Shira i Daniel.
Sarmik wyjaśniał Marowi, co trzeba zrobić. Shira i Daniel stali kawałek dalej.
Daniel zwrócił uwagę, że Shira nieustannie rzuca w kierunku Mara spłoszone spojrzenia. Bo też ów niepojęty Taran-gaiczyk zwracał na siebie uwagę. O głowę wyższy od Sarmika, skośnooki, otoczony tą jakąś błękitnawą poświatą chłodu, z uszami sterczącymi spod czarnych, potarganych włosów.
Dzikie zwierzę na dwóch nogach.
Słuchał Sarmika z zimnym, obojętnym uśmieszkiem i twarzą zwróconą w bok, jakby informacje nie miały dla niego znaczenia. Jego potężne, kocie ciało trwało w zupełnym spokoju, a mimo to nie ulegało wątpliwości, że w każdej chwili gotowe jest do skoku…
Jak demon, na wpół człowiek, na wpół zwierzę.
– Jesteś nim zafascynowana, Shiro.
Na dźwięk jego spokojnych słów drgnęła.
– Nie, wprost przeciwnie. Jego widok mnie odpycha.
– Często jest to jedno i to samo – mruknął Daniel.
Shira otrząsnęła się z wrażenia i uśmiechnęła się.
– A ty, Danielu? Nie opowiadałeś zbyt wiele o sobie. Ty także nie znalazłeś sobie kobiety?
– Nie, jakoś nie było jeszcze na to czasu.
– No właśnie, a przecież jesteśmy rówieśnikami, ty i ja. Większość mężczyzn w tym wieku od dawna ma już żony.
Daniel wzruszył ramionami.
– No cóż, miałem trochę do czynienia z dziewczętami, niektóre mnie interesowały. Trochę flirtowałem… Ale nigdy nie byłem naprawdę zakochany.
Skinęła głową, jakby starała się zrozumieć.
– Dziewczęta w twoim kraju… są pewnie bardzo ładne?
Daniel skrzywił się.
– Co mam na to odpowiedzieć? Że w porównaniu z tobą są duże i niezdarne i takie… przyziemne? Takie rzeczywiście są. Ale to niesprawiedliwe myśleć o nich w ten sposób. Na świecie jest pewnie tylko jedna Shira.
Nic nie odpowiedziała, ale na jej twarzy znowu pojawił się smutek.
Była tak niewypowiedzianie piękna z tą eteryczną kruchością. Kto to powiedział, że widok piękna jest zawsze bolesnym przeżyciem? Ktoś z jego krewnych, nie pamiętał kto. Teraz rozumiał, jakie to prawdziwe słowa. Człowiek odczuwa ból w całym ciele, kiedy patrzy na kogoś takiego jak Shira. Płacz dławił go w piersiach.
Miał wrażenie, że serce mu pęknie z bezsilności, chciałby pokazać całemu światu, jaka jest niewiarygodnie piękna, a jednocześnie pragnął zazdrośnie zachować ten skarb dla siebie.
Tę chwilę chciałby zatrzymać na zawsze, ale wiedział, że nie może, starał się więc wryć sobie w pamięć jej cudowne, migdałowe oczy, które teraz patrzyły na niego błagalnie. Życie by oddał, żeby mogła uniknąć losu, który ją czekał…
Był jednak niczym wobec tych nieznanych sił.
– Shiro… Może byś wzięła moją alraunę?
Potrząsnęła głową.
– Nie, ona jest twoja i tylko twoja. Sądzę, że nie zmusisz jej, by cię opuściła nawet na krótką chwilę. A poza tym tego zadania się nie boję.
Umilkła i znowu ukradkiem spojrzała na Mara.
– Gdybym tylko mogła pójść sama… On mnie tak okropnie przeraża, Danielu. Nie wiem, dlaczego.
A ja wiem, pomyślał. Ty się boisz nieznanej strony własnej osoby. Tego pomieszanego z lękiem zafascynowania, któremu ulegasz.
Zostali przywołani do Sarmika i podeszli do krawędzi nawisu, na którego widok kręciło się w głowie.
– Tam jest to przejście – powiedział Sarmik, wskazując ręką pasmo górskich szczytów. – Te luźne bloki leżą poniżej, na skos od nas. Jak widzicie, są one jakby zawieszone ponad przejściem. Tam właśnie, ale nie dalej, odprowadzimy was, Daniel i ja. Potem będziecie musieli radzić sobie sami.
Wyglądało to zupełnie beznadziejnie. Gładka górska ściana, po której mieli się wspinać.
Mar wciąż milczał. Spojrzał tylko złowieszczo na Shirę. Poczuła płynący od niego chłód.
– Zrobimy, co się da – odrzekła swobodnie. – To nie przeraża mnie tak bardzo jak moje właściwe zadanie.
– Więc ono cię naprawdę przeraża? – zapytał Sarmik. – Chociaż nie wiesz, na czym ma polegać?
– Może właśnie dlatego. Potwornie się boję, że będę musiała pogrążyć się w jakiejś nieznanej głębinie, obrazowo mówiąc.
Читать дальше