– Musimy znowu odnaleźć rzekę – powiedział Kaleb chcąc dodać małemu przyjacielowi odwagi. – Nad rzeką zawsze jest więcej możliwości.
Wędrowali dalej na sztywnych ze zmęczenia nogach i Kaleb nie powiedział ani słowa, kiedy Mattias wsunął swoją dłoń w jego rękę.
Tego wieczora jednak szczęście im sprzyjało. Zaczynało już zmierzchać, kiedy znowu usłyszeli szum rzeki, a wkrótce potem dostrzegli światło jakiejś zagrody. Byli tak zmęczeni, że nawet nie zapytali o pozwolenie. Weszli po prostu do obory i natychmiast zasnęli zagrzebani w sianie.
Ostatnie zadanie, jakie Mattias wyrzekł tego wieczora, brzmiało:
– Kaleb, a co będzie, jeżeli nie odnajdziemy Grastensholm? My chyba nigdy nie dojdziemy do domu.
– Ależ oczywiście, że dojdziemy!
Pierwszy raz słyszał rezygnację w głosie Mattiasa. To nim wstrząsnęło. Mattias, który był samą pogodą i jasnością!
Zrozumiał też, jak bardzo jego własna odwaga była uzależniona od spokojnego, pogodnego wsparcia Mattiasa. Jeśli chłopiec straci wiarę… na czym on wówczas się oprze?
– Wszystko będzie dobrze, Mattias – powiedział jeszcze, ale sam słyszał, jak niepewnie to zabrzmiało.
Wyglądało jednak na to, że nawet te puste słowa uspokoiły malca. Nad własną przyszłością Kaleb specjalnie się nie zastanawiał. Uciekł z kopalni, to było najważniejsze. Teraz powinien zatroszczyć się przede wszystkim o to, by Mattias wrócił do domu. To mu naprawdę leżało na sercu. A potem znajdzie się i dla niego jakaś rada. Był młody i silny, miał przed sobą całe Życie, wolne i niezależne.
To był boski dar dla kogoś, kto spędził cztery lata zamknięty w ciemnicy!
Las, który musieli przebyć następnego dnia, nie był zbyt rozległy. Napotkali też most na rzece, przeszli na drugą stronę i znaleźli się w jasnej, otwartej okolicy Ringerike.
Od długiej wędrówki po twardych wiejskich drogach Mattiasowi porobiły się pęcherze na stopach. Nie narzekał, lecz Kaleb widział, że każdy krok jest dla niego udręką. Ale dzielnie brnął dalej. Widocznie pęcherze prócz bólu stóp mają też inne działanie…
Niebawem dotarli do jakiejś większej osady.
Kaleb zapytał pierwszego napotkanego człowieka o Grastensholm.
Chłop drapał się w kark. Nie, on nie wie, ale niech zapytają sędziego, co przyjechał tu dzisiaj na rozprawę, on jest z Akershus.
Mattias ożywił się.
– To on musi znać dziadka! Gdzie on jest?
Chłop pokazał im duże obejście, wyglądające na plebanię. Rozstrzygają tam dzisiaj zadawniony spór, a wrogość przeciwników jest straszna, wyjaśniał im ze złośliwą radością stojącego z boku obserwatora.
Chłopcy poszli na plebanię. Widocznie trafili na przerwę w rozprawie, bo sień pełna była rozdyskutowanych chłopów. Nikt nie zauważył dwóch obszarpańców którzy cicho wślizgnęli się do środka.
W dużej sali jadalnej probostwa, przerobionej teraz na pomieszczenie sądowe, siedział asesor pogrążony w poważnej rozmowie ze swymi współpracownikami. W pobliżu gromadka mężczyzn roztrząsała coś przyciszonymi głosami.
Drzwi w końcu sali otworzyły się mimo gwałtownych protestów odźwiernego i asesor usłyszał dziecięcy głos, wołający piskliwie w najwyższym podnieceniu:
– Dziadek! To jest dziadek, Kaleb! Chodź!
Baron Dag Meiden spojrzał zirytowany. Kto tu przeszkadza…? Dopiero wtedy zrozumiał, że wołanie odnosi się do niego.
Dziadek? Teraz jest dziadkiem tylko dla jednego – dla Kolgrima. A to nie jest jego głos…
Dwaj niewiarygodnie nędznie ubrani chłopcy wbiegli do sali, a odźwierny nie zdołał ich zatrzymać. Oczy wszystkich skierowały się na intruzów. Starszy z chłopców, należałoby raczej powiedzieć: młodzieniec, z pewnym wahaniem podążał za mniejszym, który pędził przed siebie z rozpromienioną twarzą.
– Dziadku!
Dag Meiden poczuł bolesne ukłucie w sercu. To nie może być…
Nie, nie wolno sobie pozwolić na nadzieję, bo rozczarowanie będzie straszne.
Ale te miedziane włosy – już nie tak kręcone jak dawniej – rysy twarzy, oczy, które tylko Mattias…
O Boże, to on!
– Mattias! – krzyknął łamiącym się głosem. Przez moment pokój zawirował wraz z nim, w oczach mu pociemniało, lecz wkrótce wszystko minęło.
W następnej chwili trzymał już chłopca w ramionach a ten jednym tchem wyrzucał z siebie jakieś niepojęte słowa o kopalni i Knucie, o Kalebie i kominie, bez ładu i składu.
W końcu Dag się opanował. Głośno wyczyścił nos i drżącym głosem wyjaśnił zebranym, że ten chłopiec to jego wnuk, który zaginął przed dwoma laty i którego wszyscy mieli za zmarłego. Potem przywitał się z Kalebem, bardzo zażenowanym, gdy Mattias wychwalał go pod niebiosa. Następnie odprowadził chłopców do kuchni, gdzie ich nakarmiono, gdy tymczasem on kończył rozprawę szybciej niż mu się kiedykolwiek przedtem zdarzyło i w bardzo jak na niego niezwykły sposób. (Ale bardzo sprawiedliwie, bo Dag Meiden znał swój fach.)
Po wszystkim usiadł w kuchni przy obu głodnych oberwańcach i usłyszał nieco bardziej składny opis tego, co się stało. Był taki szczęśliwy i wpatrywał się jak urzeczony we wnuka, który był teraz znacznie szczuplejszy niż dawniej, ale sprawiał wrażenie krzepkiego i silnego. Jego paznokcie były w katastrofalnym stanie, w oczach jednak miał to samo życiodajne ciepło co przedtem. Drugiego chłopca także natychmiast polubił. Dag rozumiał, jak wielką podporą był Kaleb dla Mattiasa.
– I mam muskuły, dziadku! Zobacz!
Malec podciągnął postrzępiony rękaw i z niezmierną dumą pokazał niedużą, twardą kulkę na ramieniu. Dziadek podziwiał, zachwycony.
Nagle Mattias spoważniał.
– A Kolgrim, dziadku? Ca się z nim stało?
– Kolgrim? Ma się chyba dobrze.
Mattias odetchnął z ulgą.
– O, Bogu dzięki! Więc mimo wszystko wrócił do domu? Taki byłem o niego niespokojny i smutny. Bałem się, że utonął. I nie zobaczył tańczących ryb. Jaka szkoda.
– Utonął?
Tak więc Dag usłyszał także i tę historię, a na jego twarzy malowało się coraz głębsze przygnębienie.
Czyli jednak Irja i Liv, i Cecylia, ba, nawet Meta słusznie bały się najgorszego! Może naprawdę kobiety mają więcej intuicji niż mężczyźni?
Kolgrim…
Myśl o nim sprawiała dziadkowi nieznośny ból. Bo także starszego chłopca, urodzonego w tak dramatycznych okolicznościach, darzył głębokim uczuciem.
Właściwie Dag miał zamiar przenocować na probostwie, teraz jednak nie mógł odkładać powrotu do domu. O Boże, móc wrócić do Grastensholm z tym dzieckiem! Zresztą sąd zakończył już pracę, więc nic go tu nie zatrzymywało. Wsadził obu chłopców do powozu i ruszyli prosto do domu. Woźnica poznał oczywiście, Mattiasa i wzruszony ocierał ukradkiem łzy. Będzie co opowiadać żonie. I wszystkim innym. Przecież on pierwszy dowiedział się o powrocie chłopca!
Gdy mieli wsiadać do pięknego powozu, Mattias zapewnił:
– My się umyliśmy bardzo starannie, dziadku, i ubrania wypraliśmy. Myślę, że nie mamy na sobie żadnego paskudztwa.
– Widzę, że jesteście czyści – powiedział Dag. – Nie przejmuj się niczym.
– Proszę mi powiedzieć, panie asesorze – zapytał Kaleb po drodze – czy można będzie coś zrobić z tym Hauberem? I Nermarkenem? Żeby się takie rzeczy z dziećmi nie powtarzały?
– Bądź pewien, że zrobię co w mojej mocy! Ale przede wszystkim chciałbym się zająć w ogóle problemem pracy dzieci w kopalniach w całym kraju. Wierz mi, nie wiedziałem, że coś takiego w ogóle ma miejsce!
Kaleb skinął głową:
Читать дальше