Tymczasem dostrzegli co innego.
W pewnej chwili Kaleb zapytał:
– Czy widzisz dach tam wysoko na wzgórzu przed nami?
– Widzę.
– Ja myślę, że to szałas. Spróbujmy się tam dostać. Dasz radę, Knut?
– Dam radę wszystkiemu.
Kaleb i Mattias byli jednak pełni obaw. Knut musiał coraz częściej przystawać, by się wykaszleć, a Mattias nieustannie poprawiał jego bandaże. Stopy krwawiły.
Knut mimo wszystko nie dawał za wygraną.
Mattias znosił życie w kopalni zdumiewająco dobrze. Oczywiście, że na całym ciele miał pełno blizn i ran, oczywiście, że kilkakrotnie chorował, raz nawet bardzo poważnie na zapalenie płuc. Krew Ludzi Lodu jednak nie poddaje się łatwo. A tę krew Mattias odziedziczył po swoim ojcu, Taraldzie, który z kolei przejął ją od matki Liv, a poprzez nią od najbardziej wartościowego z nich wszystkich, Tengela Dobrego. To, co Tengel przekazał swojemu potomstwu – ta siła, wytrzymałość, odwaga i miłość bliźnich – trudno przecenić. Także przodkowie Mattiasa nie spokrewnieni z rodem Ludzi Lodu należeli do niezwykle wartościowych ludzi. Jak jego matka Irja, dziadek Dag Meiden, prababka Charlotta Meiden, a zwłaszcza matka jego babki – Silje!
Czy więc należy się dziwić, że Mattias był takim wspaniałym chłopcem?
Kaleb okazał się niezwykle silny. Zniósł te cztery lata w kopalni bez większych szkód. Kamienie spadały mu na głowę, ręce miał pokryte bliznami, paznokcie niemal zupełnie zdarte, ale to wszystko drobiazgi.
Wszyscy trzej wiedzieli jednak bardzo dobrze, że podstawą tego, iż zdołali przetrwać tak długo w tym wilgotnym, zimnym i ciemnym piekle, było współdziałanie. Troskliwość, pomoc i pociecha, jaką sobie dawali, gdy któryś doznał krzywdy lub stracił chęć do życia. Nieustanna czujność, by żaden z towarzyszy nie zapomniał o ostrożności, co w ich trudnej pracy było najważniejsze.
Wciąż jeszcze nie do końca pojmowali swoje szczęście – że są wolni!
Dotarli do szałasu późnym popołudniem.
– Czy naprawdę możemy wejść do środka? – zapytał Mattias niepewnie, gdy Kaleb zerwał zamek.
– Potrzeba nie zna prawa – odparł tamten. – Musimy przed nocą znaleźć się pod dachem, a tutaj o tej porze roku nikt nie przyjdzie. Widzisz, na śniegu nie ma żadnych śladów, szopa na drewno też jest pusta, widocznie zabrali wszystko przed zimą. Zresztą zimą opał przewozi się na saniach, a teraz śnieg już prawie zginął.
W szałasie znaleźli suche szczapy na opał, a pod sufitem wisiały cztery piękne wędzone szynki i dwa udźce baranie. Znaleźli też zapas mąki i wiele innych pożytecznych rzeczy.
– Myślę, że nikt nie będzie miał nam za złe, jeśli weźmiemy trochę jedzenia – powiedział Kaleb. – To normalne, że ludzie w potrzebie korzystają z zapasów.
– Możemy za wszystko zapłacić, jak tylko dojdziemy do domu – dodał Mattias, który zawsze chciał postępować właściwie.
– Tak będzie najlepiej – zgodził się Kaleb.
Zagrzał wody w dużym saganku, po czym wszyscy umyli się w małej beczułce. Jeden po drugim zostali wyszorowani wiechciem z brzozowych gałązek i otuleni w skóry, jakie znaleźli na pryczach, podczas gdy ich podarte, lecz teraz czysto wyprane ubrania suszyły się nad paleniskiem.
Siedzieli potem, owinięci w skóry, i spożywali prawdziwy posiłek, przyglądając się sobie nawzajem, śmiali się i rozkoszując swoją sytuacją.
– Aha, więc to tak wyglądasz, kiedy zedrzeć z ciebie czarną powłokę brudu, Mattias? – powiedział Kaleb. – Nie wiedziałem, że masz rude włosy!
Knut uśmiechał się.
– Zawsze myślałem, że jesteś zabłąkanym aniołem, Mattias. Teraz już tak nie myślę. Bo rudowłosych aniołów… Nie, takich nie ma!
– Więc ty mnie widzisz? – ucieszył się Mattias.
– Nie – odparł Knut. – Widzę, że tam siedzisz. poruszasz się od czasu do czasu. Ale nic więcej.
– To się poprawi, zobaczysz – pocieszał go Mattias. – Musisz jeść dużo tłuszczu, Tarjei wciąż tak mówi. To dobre na oczy. Tarjei zna się na takich sprawach. On uleczy wszystkie twoje choroby natychmiast, jak tylko przyjdziemy do domu.
– Kaszel też?
– Oczywiście! Wszystko!
Kaleb spuścił wzrok, by Mattias nie mógł w nim dostrzec lęku i współczucia.
– Tam na dole nawet nie można się było domyślać, że masz takie jasne włosy, Kaleb – śmiał się Mattias. – I jesteś już całkiem dorosłym mężczyzną!
– No, siedemnaście lat to chyba jeszcze nie tak dużo.
Mattias przyglądał się z podziwem muskułom, napinającym się pod skórą na rękach Kaleba. Sympatyczna twarz młodzieńca wyrażała siłę, a oczy miał zdumiewająco niebieskie. Delikatny jasny zarost pokrywał, czy raczej miał z czasem pokrywać, brodę i skórę nad górną wargą.
Knut, niestety, na odwrót, przedstawiał smutny widok. Popielato blond włosy powypadały mu kępkami, całą twarz pokrywały duże, zaskorupiałe pryszcze, oczy miał matowe, ciało wychudłe z zapadniętą klatką piersiową. Kolana popuchły mu od reumatyzmu, a na ręce i nogi wprost trudno było patrzeć, całe były w ranach głębokich aż do kości.
Tarjei będzie się musiał napracować, myślał Mattias z lękiem.
– Uff, jakże my wyglądamy – westchnął. – Bladzi, z czarnymi bruzdami na całym ciele. Chyba nigdy się nie domyjemy.
– O, nie będzie tak źle. Jeszcze kilka takich porządnych kąpieli i już – powiedział Kaleb.
– Pewnie – prychnął Knut. – Będziemy czyści, bo zedrzesz z nas całą skórę, jeśli nie przestaniesz tak szorować.
– Zło należy wykorzeniać za pomocą zła – drażnił się z nim Kaleb. – Mogę wam jednak zagwarantować, że ani jedna wesz, ani jedna pchła nie uszła z życiem.
Syci i szczęśliwi ułożyli się do snu. Mattias leżał, nie śpiąc, i marzył, jak będzie wyglądał jego powrót do domu…
Knut miał ciężką noc. Cierpiał bardzo, więc żaden z towarzyszy też nie spał wiele. Obaj zdrowi pełnili przy nim na zmianę dyżury.
O brzasku jednak zasnął, a gdy w ciągu dnia zaświeciło słońce, zrobili mu przed szałasem wygodne legowisko ze skór ułożonych na starych saniach.
Czuł się tam wspaniale, mrużył na wpół oślepłe oczy do słońca i rozkoszował się ciepłem.
Ze względu na Knuta zostali w szałasie przez wiele dni. Mieli zbyt dużo poczucia odpowiedzialności, by ciągnąć go znowu w drogę. Podobnie jak Mattias i Kaleb dostał zdrowej, brązowej opalenizny na twarzy od wiosennego słońca i wyglądało na to, że w miarę upływu czasu jego stan się poprawia.
Mattias nie bąknął nigdy ani słowa o tym, jak trudno mu było znieść to opóźnienie. Siadywał natomiast często na saniach obok przyjaciela i fantazjowali obaj na temat, co będą robić, kiedy Knut wyzdrowieje. Bo bez niego nie mogli wyruszyć w dalszą drogę, taka myśl nigdy by Mattiasowi nie przyszła do głowy! Wciąż zapewniał, że Knut wygląda dużo zdrowiej, a ten przyznawał mu rację. Czuł się o wiele silniejszy, nie kaszlał już tak strasznie przez ostatnie noce, no i patrzcie na ręce! Rany prawie się zagoiły, wyczuwał to.
Kaleb słyszał ich rozmowy, lecz nie mówił nic. Tylko oczy miał wciąż smutne. On znał przebieg piersiowej choroby, widział nienaturalne rumieńce na policzkach Knuta…
– Taki jestem szczęśliwy – wzdychał Knut. – Nigdy nie wierzyłem, że takie marzenie może się spełnić! Wystaw twarz do słońca, Mattias! Czujesz, jak grzeje?
A mały Mattias cieszył się wraz z nim.
Tak mijały pełne słońca dni na hali. Nie wiedzieli, że tymczasem nadeszła i minęła Wielkanoc, zresztą wcale ich to nie martwiło.
Читать дальше