Margit Sandemo - Kwiat Wisielców

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Kwiat Wisielców» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kwiat Wisielców: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kwiat Wisielców»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Troje potomków Ludzi Lodu wyrusza w daleką podróż na północ, do starej Lodowej Doliny. Jedzie tam młody Dan Lind w towarzystwie "dotkniętych" krewnych: Ingrid Lind i Ulvhedina Paladina. Oboje oni obdarzeni są ponad naturalnymi zdolnościami. Wyprawa Dana ma charakter naukowy, dwoje pozostałych natomiast pragnie zdobyć korzeń obdarzonej wielką siłą magicznej rośliny, który – jak sądzą – tam się właśnie znajduje: korzeń alrauny, zwany także kwiatem wisielców, bo krążą legendy, że wyrasta ona pod szubienicami.

Kwiat Wisielców — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kwiat Wisielców», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Co to jednak za głupie myśli! Związany jest obietnicą małżeństwa w Szwecji, a uważa się przecież za człowieka honoru. Poza tym Ingrid w ogóle nie była w jego typie. Nie miał ochoty rywalizować z kobietą we wszystkim, by okazać jej swoją przewagę.

Poczciwy Dan Lind z Ludzi Lodu był młodzieńcem niezwykle zdolnym, to prawda, ale horyzontów zbyt szerokich nie miał, niestety. Był ofiarą powszechnego przekonania, że kobieta nie powinna mieć za wiele w głowie. W każdym razie nie powinna pokazywać, że cokolwiek ma.

Ale, oczywiście, ciekawie jest mieć z kim podyskutować! Często, bardzo często zapominał, że Ingrid jest dziewczyną.

Wystarczyło jednak, że na nią spojrzał, a natychmiast wracała mu pamięć…

Dan wiedział bardzo dobrze, że Ingrid i Ulvhedin pilnują się nawzajem, by rywal nie czmychnął z sakwą. Szczerze mówiąc przerażało go to. O Ulvhedina był raczej spokojny, ten człowiek umiał nad sobą panować, choć jego żółte kocie oczy często spoczywały na znajdującym się pod opieką Dana skarbie. Ale Ingrid…?

Ingrid jest młoda, nieodpowiedzialna i z całego serca pragnie posiadać ów cenny zbiór. Dan musiał czuć bardzo pewny siebie, kiedy im obiecywał, że będą mogli obejrzeć skarb pierwszego wieczoru w górach.

Dzień toczył się spokojnie, bez zadrażnień. Wszyscy z ochotą zbierali rośliny. Nawet im do głowy nie przychodziło, by je jakoś podzielić na grupy, zbierali po prostu na łapu-capu, bez zastanowienia i bez najmniejszych wątpliwości, bez korzeni, często i bez liści. W parę dziesięcioleci później młody Carl Linneusz miał znacznie gruntowniej podejść do rzeczy, podzielić wszystkie rośliny Skandynawii na rodziny i gatunki, a także nadać im łacińskie nazwy. Za te dokonania miał otrzymać szlachectwo, nazywać się odtąd Carl von Linne i zdobyć międzynarodową sławę. Łacińskie miana, które ponadawał roślinom, dotychczas obowiązują na całym świecie, a pewien nieduży kwiatek, którego skromna uroda tak bardzo wzruszała uczonego, otrzymał nazwę właśnie od jego nazwiska: Linnea borealis, blade leśne dzwoneczki na długich, płożących łodygach, które w potocznym języku noszą nazwę zimoziół północny.

Starania Olofa Rudbecka, by pomóc młodemu botanikowi, płynęły z dobrych chęci, lecz korzyści wielkich nie przyniosły. Dan i jego przyjaciele nie zastanawiali się nad tym, gdy tak błądzili po Fokstumyra ze wzrokiem utkwionym w ziemię. Pragnęli być pożyteczni, a już to samo jest wielką wartością.

Dan zebrał wszystko, co znaleźli, podziękował im, poukładał kwiaty w ogromnym, okropnie nieporęcznym zielniku i tak oto dzień pracy dobiegł końca.

Rozbili obóz na skraju mokradeł, na pokrytym suchą trawą stoku. Żadne nie powiedziało ani słowa, dopóki nie zjedli prostej kolacji i nie napili się wody z górskiego potoku, w której wyczuwało się silny smak żelaza.

Nie odzywali się także później, dopóki wszystko nie zostało uprzątnięte, a oni nie rozsiedli się wokół ogniska. Wtedy Ulvhedin i Ingrid zaczęli spoglądać po sobie, a napięcie stało się tak silne, że nawet Dan mu ulegał.

Wstał zatem spokojnie i poszedł po sakwę. Była wielka i tak szczelnie wypakowana, że w środku nic nawet nie drgnęło.

Ledwo zdążył postawić ją na ziemi, gdy tamtych dwoje rzuciło się na skarb.

– No, no – powstrzymywał ich. – Spróbujcie zachowywać się jak ludzie!

– Teraz nie jesteśmy już ludźmi – oświadczyła Ingrid, a oczy rozbłysły jej dziko. Dana przeniknął zimny dreszcz.

Tak, Ingrid miała rację. Czy te dwie istoty pożądliwie przetrząsające zawartość sakwy to naprawdę ludzie? Ich wygięte plecy przypominają raczej grzbiety ogromnych kotów, a ręce podobne są do szponów. Nie rozmawiają, lecz rzucają sobie od czasu do czasu jakieś zdławione okrzyki.

Dan poczuł się okropnie i odszedł do koni.

Kiedy wrócił, zawartość sakwy leżała rozsypana na trawie. Było jeszcze stosunkowo wcześnie, słońce wciąż stało na niebie. W jego blasku Dan dostrzegał mnóstwo jakichś dziwnych przedmiotów, które, jak sądził, nie były przeznaczone dla jego oczu. Ingrid i Ulvhedin nie zdawali sobie jednak sprawy z jego obecności. Omawiali każdy drobiazg z takim przejęciem, że najczęściej mówili oboje jednocześnie.

Kto ich tego wszystkiego nauczył, zastanawiał się Dan. Skąd oni to wiedzą?

To, że Tengel Dobry i Sol znali wszystkie tajemnice skarbu, było rzeczą oczywistą. Ale po nich kto?

Owszem, Tarjei korzystał ze środków leczniczych, a po nim także Mattias, nawet chyba w jeszcze większej mierze. To Mattias uporządkował zbiór, skatalogował go, oddzielił środki lecznicze od tych wszystkich znachorskich dziwactw. Potem skarb odziedziczył Niklas, ale on też interesował się tylko jego leczniczą zawartością. To chyba on nauczył Ulvhedina, zresztą Ingrid może też? To oni przecież mieli, jedno po drugim, przejąć skarb, choć Ulvhedin, wiedziony rozsądkiem, odmówił.

Teraz jednak nie zostało w nim śladu rozsądku, dał się ponieść pokusie, jaką zawsze skarb Ludzi Lodu stanowi dla obciążonych dziedzictwem. Ingrid nie była ani odrobinę lepsza, a może nawet gorsza od niego.

– Och, z tym będę mogła dokonać rzeczy wielkich! – zawyła nagle, wyciągając w górę jakiś magiczny przedmiot.

– Wyłącznie w służbie zła! – ostrzegł ją Dan. – Zajmij się lepiej tym, co pomaga w leczeniu!

– Phi! – prychnęła. – To tutaj jest dużo bardziej podniecające!

Ulvhedin odchylił się do tyłu i siedział, zamyślony, z rękami wspartymi o ziemię.

– Co ci jest? – zapytali Ingrid i Dan równocześnie.

– Czy nie czytałaś przepisów? – spytał Ulvhedin. – Przepisów, które Mattias sporządził z taką starannością, w jak najbardziej zrozumiałym języku i czytelnym pismem?

Ingrid wzięła od niego kartki i zaczęła czytać.

– Tak, rozumiem, o co ci chodzi. Niektóre wywary będziemy mogli chyba przygotować, chociaż tego najważniejszego to jednak nie.

Ulvhedin przytaknął.

– No właśnie! Brak tu czegoś bardzo istotnego.

Spoglądał na mokradła skąpane w promieniach wieczornego słońca. Wzrok miał rozmarzony, nieobecny.

– Kiedyś, w latach młodości, byłem tutaj w Dovre. Podczas zimowej zawieruchy. Tutaj musiałem zawrócić. Wtedy także miałem ze sobą tajemniczy skarb Ludzi Lodu, ukradłem go…

Głośno przełknął ślinę. Z przerażeniem stwierdzili, że w jego oczach ukazały się łzy, nigdy by nie przypuszczali, że Ulvhedin potrafi płakać.

– Ukradłem go Mattiasowi – wykrztusił z trudem. – Byłem do tego stopnia oszalały z żądzy posiadania skarbu, że zamordowałem go. Nie miałem takiego zamiaru, ale w tamtym czasie byłem bardziej zwierzęciem niż człowiekiem, a skarb czynił mnie podwójnie szalonym. Tego nigdy nie przestałem żałować, tego, że wtedy zamordowałem Mattiasa i Kaleba. To nigdy nie będzie mi przebaczone. Ale wszyscy inni…

Zamilkł i wciąż wpatrywał się w ziemię.

– Nic nie mogłeś na to poradzić – starała się go pocieszyć Ingrid. – Nikt cię nie nauczył miłości bliźniego, a sam byłeś przecież ofiarą przekleństwa Ludzi Lodu.

Uścisnął z wdzięcznością jej rękę, a potem znowu podjął przerwany wątek:

– Wtedy instynkt pchał mnie na północ, do Doliny Ludzi Lodu. Nie miałem pojęcia, czego tam szukam, podobnie jak nie wiedziałem, dlaczego ukradłem skarb z Grastensholm. Tym razem jednak rozumiem więcej…

– Ja także – szepnęła Ingrid.

Tymczasem Dan przeczytał przepisy i spoglądał z lękiem na ohydne przedmioty rozłożone na trawie, wszystkie tak starannie opisane przez Mattiasa. Tak, czegoś brakuje, to prawda!

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kwiat Wisielców»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kwiat Wisielców» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Cisza Przed Burzą
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Wiosenna Ofiara
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Kwiat Wisielców»

Обсуждение, отзывы о книге «Kwiat Wisielców» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x