Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?

Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Długa i niebezpieczna walka Ludzi Lodu z Tengelem Złym dobiegła końca. Tanghil, zakała i największe zagrożenie świata, przestał istnieć. Nie znaczy to jednak, że w przyszłości już wszystko będzie dobrze. Nadal na wiele pytań nie udzielono odpowiedzi. Rodzina ma więc przed sobą rok pełen napięć…

Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Czy wejdziemy do wnętrza góry?

– Nie. Ale być może uzyskamy nowe wiadomości.

Wiadomości jednak nie było, stało się natomiast co innego…

Wszyscy przystanęli gwałtownie. Skądś z góry przed nimi dochodził ryk, który przypominał krzyk przerażenia kogoś należącego do samej ziemi. Nie był to ani człowiek, ani zwierzę, ani w ogóle żywa istota, to było związane z żywiołami, tak im się przynajmniej wydawało. A pomiędzy dwoma sterczącymi szczytami zobaczyli jakby kupkę gnoju czy czegoś takiego, co się rozpadło i zmieniło w okropny odór.

Ziemia zadrżała pod stopami idących, po czym zaległa cisza.

Trwała długo.

– Coś się musiało stać – stwierdził Ian sucho.

Czekali.

Tova napotkała wzrok jednego z demonów. Pośpieszny, jakby wyczekujący błysk, który pojawił się w jego oczach na odgłos dochodzącego z góry huku, przeniknął dziewczynę lodowatym chłodem.

Czy nikt nie dostrzega niebezpieczeństwa? zapytała w duchu.

Ale ja nie mogę nic powiedzieć. Ja mogę być tylko urażona. I przestraszona.

– Idziemy dalej – rzucił Marco cichym głosem.

Szli w milczeniu, świadomi celu, przygotowani na trudności.

– Dnieje – rzekł Tamlin.

Owszem – potwierdziła Tova. – Co prawda zostało jeszcze sporo czasu do świtu, ale niewątpliwie noc ma się ku końcowi.

– Spójrzcie! – zawołał Gabriel, pochylając się nad strumieniem, nad którego brzegami przyroda uległa zatruciu. – Patrzcie na wodę!

Wszyscy podeszli bliżej. Nie potrzebowali wyjaśnień, by wiedzieć, o co tu chodzi. Widzieli, że woda w strumieniu nie ma już tej chorobliwej barwy. Nie była całkiem czysta, ale i tak znacznie lepsza niż dawniej.

– Widziałeś coś podobnego? – szepnęła Tova. – Czy możemy uznać, że to dobry znak?

– Myślę, że tak – powiedział Marco spokojnie, ale w jego głosie słychać było radość.

Pokonali ostatnie strome zbocze. Znajdowali się u podnóża śnieżnej zaspy, która im wyżej, tym zdawała się bardziej zbita.

Zatrzymali się wszyscy, zdumieni i poruszeni. Światło brzasku pozwalało im zobaczyć dość wyraźnie małego ptaka, który siedział na kamieniu pośrodku strumienia i pił wodę. Wszystko wokół miało chorobliwe barwy, otoczenie było zatrute, ale woda krystalicznie czysta!

Tova i Ian spoglądali po sobie. Na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy.

Ellen jednak opadła powoli na kolana, dotknęła ręką zimnej, cierpiącej ziemi, którą ciemna woda Tan-ghila tak potwornie skaziła.

– Spójrzcie – rzekła cicho. – Spójrzcie!

Wielu pochyliło się, ale musieli również uklęknąć, żeby zobaczyć to co Ellen.

– Trawa – rozjaśnił się Ian. – Wschodząca trawa!

Odetchnęli z ulgą. Marco wyraził to, co wszyscy myśleli.

– To może oznaczać tylko jedno: Natanielowi i Shirze się udało!

W tej samej chwili wysoko w górach rozległ się ostry krzyk.

Długo w milczeniu spoglądali po sobie.

– Tak krzyczy tylko Tan-ghil – mruknęła Tova.

– Chodźcie! Idziemy tam! – zawołał Marco.

– W jaki sposób się tam dostaniemy?

Szukali wzrokiem jakiegoś przejścia wśród szczytów.

– Koło tamtych kamieni – powiedziała Villemo.

– Tak. Tam będzie najlepiej.

Krzyk śmiertelnego przerażenia, który sprawił, że zatrzymali się w pół kroku, długo unosił się nad doliną. Wibrował w uszach, rozprzestrzeniał się jak kręgi na wodzie, szerzej i szerzej. Nigdy nie słyszeli jeszcze takiego szaleńczego i wściekłego wrzasku; przenikał żywe stworzenia do szpiku kości długo, jeszcze wtedy, gdy trwał już tylko w ich pamięci.

Pobiegli w górę. Demony, prowadzone przez Tajfuna, poleciały przodem, a reszta pędem za nimi, potrącając się i upominając nawzajem.

Nie jest łatwo wspinać się w tych warunkach. Ludzie szli z wysiłkiem, szukali lepszych przejść, czekali na tych, którzy nie nadążali, pomagali sobie.

A czas mijał.

Nataniel, Nataniel, szeptało wielu w duchu, ogarniętych niecierpliwością i jednocześnie bezradnych.

Demony wróciły.

– Tam jest tylko rozległy lodowiec – raportował Tajfun Marcowi. – Widzieliśmy też niewielką kotlinkę porośniętą zieloną trawą i mnóstwem kwiatów tuż obok masywnej górskiej ściany, ale nikogo tam nie było.

– Co by to mogło oznaczać? – zaniepokoił się Marco. – Trawa i kwiaty mogłyby wskazywać, że została tam rozlana woda Shiry. Ale…

Machnął ręką, na znak, że niczego nie rozumie.

– My też nie pojmujemy, co to znaczy – rzekł Tajfun. – Zwłaszcza że poza tym wszystko tonie w śnieżycy i wokół nic tylko biel.

– I nic nie widać?

– Nic.

Spoglądali jedno na drugie. Odwaga zaczynała ich opuszczać. Jak i gdzie mają teraz szukać, kiedy nie ma ani miejsc, ani ludzi, których należało znaleźć?

Ellen zaczęła cicho płakać. Gorzkie łzy rozczarowania.

Żadne z nich jednak nie mogło nie zauważyć, że na ziemię spływa jakby jakaś wielka, trudna do pojęcia ulga. Gabriel powiedział potem, że było to tak, jakby jakiś olbrzym odetchnął pod ich stopami po jakimś wielkim wysiłku.

Tan-ghil, zakała i postrach ziemi, przestał istnieć.

ROZDZIAŁ IV

Znajdowali się na górze. Przed nimi rozciągało się dzikie pustkowie, gdzie wiatr gwizdał i zawodził smutno.

Z miejsca, w którym stali, nie widać było tej małej kotlinki, o której opowiadał Tajfun. Tylko lodowiec, potężny i biały.

Zadymka cokolwiek ustała i widoczność była teraz lepsza, nic jednak nie zakłócało wszechogarniającej bieli. Lodowiec zdawał się zlewać w jedno z niebem, bowiem znajdujące się po drugiej stronie góry były stąd niewidoczne.

Czuli się tu żałośnie mali. I straszliwie smutni.

– Poprowadź nas do tej rozkwieconej kotliny – zwrócił się Marco do Tajfuna. To jedyne miejsce, do którego powinniśmy się skierować.

– Chętnie. Ale szukaliśmy tam uważnie, także pod śnieżną pokrywą. Bezskutecznie.

W milczeniu ruszyli przez lodowiec.

– Czy myślisz, że Nataniel wciąż jest we wnętrzu góry? – zwróciła się Tova do Marca tak cicho, by Ellen nie mogła słyszeć.

– Boję się, że tak odparł Marco równie cicho. – I chyba jest całkowicie zamknięty, a w takim razie ja zupełnie nie pojmuję, jakim sposobem zdołał pokonać Tengela Złego. To przecież stało się na zewnątrz!

– Mogła to zrobić Shira – mruknęła Tova, ale była to słaba pociecha.

– Spójrzcie! – zawołała Halkatla. – Spójrzcie w górę! Co to może być?

Mignęło im kilka mrocznych cieni, zbliżających się do nich w wirującym wciąż w powietrzu śniegu. Cienie stawały się coraz większe i większe. Gromadka wędrowców stała bez ruchu i patrzyła.

Czarne anioły szepnął Gabriel. – I aż tyle! O rany!

– Zdaje mi się, że dwadzieścia – mruknął Trond. – Wszystkie.

Nikt nie był w stanie powiedzieć ani słowa, dopóki gigantyczne stworzenia nie wylądowały przed nimi na śniegu. Wtedy wszyscy pokłonili się uprzejmie, bo przecież coś takiego nie zdarza się codziennie, nawet Ludziom Lodu. Czekali zatem, co się teraz wydarzy.

Jeden z tych rosłych, czarnoskrzydłych przybyszów pochylił się do Marca i powiedział:

– Dolina jest wolna, możemy się tu znowu swobodnie poruszać. Wy wszyscy, a zwłaszcza Wybrany, sprawiliście wielką przyjemność naszemu Mistrzowi. Nie zadawajcie żadnych pytań, lecz natychmiast ruszajcie z nami!

Po kilku minutach czarne anioły przystanęły i utworzyły krąg wokół niewielkiego wniesienia na lodzie, przypominającego zamarzniętą grudę na pokrytej lodem drodze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Margit Sandemo - Gdzie Jest Turbinella?
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Przeklęty Skarb
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Kobieta Na Brzegu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Miasto Strachu
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Magiczne księgi
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Zbłąkane Serca
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Lód I Ogień
Margit Sandemo
libcat.ru: книга без обложки
Margit Sandemo
Margit Sandemo - Milczące Kolosy
Margit Sandemo
Отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?»

Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x