Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?
Здесь есть возможность читать онлайн «Margit Sandemo - Czy jesteśmy tutaj sami?» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Фэнтези, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Czy jesteśmy tutaj sami?
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Czy jesteśmy tutaj sami?: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czy jesteśmy tutaj sami?»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Czy jesteśmy tutaj sami? — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czy jesteśmy tutaj sami?», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ellen momentalnie zrozumiała, co to takiego. Z jękiem opadła na kolana i drżącymi rękami zaczęła odgarniać śnieg.
Wszyscy rzucili się jej pomagać i po chwili Nataniel został odsłonięty. Marco, klęcząc, zwrócił się pobladły do czarnych aniołów:
– Nie jest za późno?
Nie odpowiedziały. Gestami rąk wskazały ludziom, duchom i demonom, żeby się odsunęły, po czym skierowały prawe ręce ku leżącej przemarzniętej postaci. Powietrze przecinały błyskawice, ludzie musieli odwrócić wzrok.
– Nie jest za późno – oświadczył w końcu jeden z czarnych aniołów, zwracając się do Ellen. – Z twojego powodu, niewiasto, nasz pan prosił, byśmy odszukali umierającego. Tak, bo naprawdę znajdował się już w szponach śmierci. Żyje, ale ma trzy okropne rany na ramieniu. My nie jesteśmy w stanie temu zaradzić, ale on przecież został szczodrze wyposażony. Na dodatek w jego żyłach płynie też nasza krew. Nasz pan ulitował się nad wami obojgiem, bo tyle wycierpieliście. Zajmijcie się nim teraz jak najlepiej.
– Zrobimy wszystko, co możliwe – obiecała Ellen ze łzami radości w oczach.
Czarne anioły zakończyły pracę.
– Zobaczymy się jeszcze raz – powiedział jeden z nich, po czym wszystkie odleciały z szumem skrzydeł.
– Słyszeliście, co on mówił? – zapytał Gabriel. – Zobaczymy się jeszcze raz!
Marco skinął głową. Był blady i spięty.
Powoli twarz Nataniela nabierała kolorów. Po chwili przeciągnął się, otworzył oczy i uśmiechnął się do Ellen. Ból w ramieniu nie pozwolił mu wstać.
Wspólnymi siłami podnieśli go z ziemi i starali się jakoś ubrać. Nie bardzo było w co, bo w tym gronie tylko ludzie nosili odzież, a większości z nich zostały jedynie resztki i wszyscy dygotali z zimna.
– Chodźmy jak najszybciej z tej przeklętej doliny – ponaglała Tova, ale Nataniel zaprotestował.
– Zbierzmy najpierw wszystko, co jeszcze zostało ze skarbu Ludzi Lodu! Idziemy do „miejsca Sunnivy”.
Tak więc zrobili, ale znaleźli tylko pustą polankę. Żadnych śladów na świeżym śniegu, żadnych bloków skalnych, które osłaniały wejście do krypt i do Wielkiej Otchłani.
Nataniel głęboko wciągał powietrze.
– Chyba trzeba będzie uznać skarb za stracony na zawsze.
– Cóż, służył nam znakomicie – rzekł Marco. – Ale, skoro już tu jesteśmy, to sądzę… że chciałbym przywołać kilkoro naszych przyjaciół.
Wszyscy się domyślali, kogo miał na myśli. Nikt się nie zdziwił, kiedy z zadymki wyłonił się Ulvhedin, a obok niego Lilith.
– Wiem, czego chcecie – uśmiechnęła się Lilith cierpko. – Zresztą miło was znowu widzieć, wykonaliście wspaniałą pracę. Ulvhedin, nie ma na co czekać, zaczynamy!
Rozpoczęła się ceremonia, z której zebrani nie rozumieli ani słowa, ale znakomicie wiedzieli, czemu miała służyć.
– Ja za to odpowiadam – powiedziała Lilith. – Natomiast Ulvhedin urodził się ze zdolnością do zaklinania, wywoływania nieziemskich istot i spychania ich z powrotem do podziemi. Robił to już wcześniej.
Dziwne słowa odbijały się echem od ścian, kiedy Lilith i Ulvhedin przepędzali Ludzi z Bagnisk jak najdalej od Doliny Ludzi Lodu, zmuszali ich do powrotu w głąb ziemi, gdzie w istocie było ich miejsce. Lilith zamknęła im wszystkie drogi do świata ludzi, wszystkie inskrypcje i napisy na skałach i kamieniach zostały zatarte. I na koniec powiedziała: „Jeśli ludzie będą kopać zbyt głęboko, to już ich sprawa i sami sobie będą winni. Ludzie z Bagnisk też muszą się gdzieś podziać, muszą mieć dla siebie jakieś miejsce!”
Rytuał dobiegł końca. Dolina została uwolniona.
Lilith odwróciła się od ludzi i towarzyszącym ich istot, lecz przemawiała do nich:
– Zdaje mi się, że mamy wizytę…
Na polanie, jedno po drugim, zaczęli pojawiać się ci wszyscy, którzy od początku uczestniczyli w walce. Taran-gaiczycy, pozdrawiający Orina i Vassara jako swoich odnalezionych synów, wszyscy przodkowie Ludzi Lodu, straszne kobiece demony, demony bezpańskie…
Radość z ponownego spotkania była wielka.
Największa, rzecz jasna, była radość Tiili, jej matki i brata. Minęła bardzo długa chwila przerywanych łzami wyjaśnień i tłumaczeń, nim byli w stanie normalnie rozmawiać. Ale, zgodnie z wcześniejszą umową, Dida i Targenor nie mieli się nigdy dowiedzieć, co właściwie Tiili musiała przeżywać. Żadne z nich chyba by nie zniosło świadomości tego, że siedemset lat czekała w przerażeniu rozpięta na skale, w najgłębszej, ponurej samotności.
Halkatla rzuciła się na Runego i zaczęła go obcałowywać. Był tym niebywale skrępowany i bąkał coś nieśmiało, że bardzo mu przyjemnie znowu ją widzieć.
Lilith nie miała przedtem czasu przywitać się z synem Tamlinem i dziewiętnastoma Demonami Nocy, które tyle czasu spędziły zamknięte w Wielkiej Otchłani. Teraz więc obejmowała wszystkie po kolei. Ingrid robiła to samo z pięcioma swoimi demonami, może tylko z większą dozą intymności i bardziej spontanicznie. Przybył Tengel Dobry i Silje oraz Heike, by życzyć szczęścia Natanielowi i wszystkim wybranym. Benedikte, która najbardziej z nich wszystkich należała do współczesności, obejmowała swoją wnuczkę Tovę, a także witała Iana w rodzinie.
Przez dłuższy czas trwało straszne zamieszanie.
W końcu Lilith uniosła rękę i poprosiła o ciszę. Miała im coś do powiedzenia.
Wielu wprost poraziła jej niezwykła i bardzo niebezpieczna uroda.
– Nasz Mistrz, który w tym roku zszedł na ziemię, chciałby spotkać się z wami wszystkimi. Z wszystkimi, którzy uczestniczyli w walce i odnieśli takie zwycięstwo. Kilkoro z was jednak jest śmiertelnie zmęczonych i bezlitośnie przemarzniętych. Dlatego to spotkanie będzie krótkie. Nasz Władca, którego znam od czasów Edenu, chce, byście potem mogli odpocząć i pomyśleć. Ale w najkrótszą noc w roku przybędzie ponownie i wtedy spotka się z wami na dłużej. To bardzo dobra noc, poświęcona wszystkiemu, co zdaniem ludzi nie powinno się budzić do życia. I wtedy spotkamy się na wzgórzu ponad starym Grastensholm, ponieważ Lipowa Aleja nie pomieściłaby wszystkich.
– Mamy się spotkać w tamtym zaczarowanym miejscu? – zapytał Gabriel z ożywieniem.
– Właśnie. Jest wiele spraw, które trzeba wyjaśnić, wiele zaplanować i przygotować. Z pewnych powodów spotkamy się tam, a nie w Górze Demonów.
Powoli uniosła ramię gestem pełnym godności.
– Moi przyjaciele… zróbcie miejsce dla Mistrza!
Pojawiły się znowu czarne anioły, tym razem jako eskorta swego władcy, Lucyfera, który majestatycznie kroczył przez polankę ku oniemiałej gromadzie.
Wydawał się kolosalny! Ogromny, nie tylko z powodu niebywałego wzrostu, lecz także emanującej z niego siły i autorytetu. W swej obecnej, właściwej postaci był piękniejszy niż człowiek może pojąć, a blask jego oczu wydawał się niemal nieznośny. Był czarny, ale nie tak jak bywają Afrykańczycy, których skóra ma zawsze jakiś odcień brązu; Lucyfer był lśniąco czarny, dokładnie tak jak węgiel. Był taki przystojny, taki potężny, że patrzący mieli łzy w oczach. To naprawdę jeden z archaniołów! Najwspanialszy, najpierwszy i strącony do otchłani!
Wszystkie demony padły na ziemię i pochyliły głowy z największym uszanowaniem.
Boże, myślała Tova. Boże! Ja wiedziałam! One szły za Markiem, Księciem Czarnych Sal.
Poczuła ssanie w żołądku, ale nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bowiem Lucyfer uniósł dłoń. Z uśmiechem, bardzo łagodnym, melodyjnym głosem powiedział:
– Przemarzliście, moi wybrani przyjaciele. Zaraz was ogrzeję.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czy jesteśmy tutaj sami?» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Czy jesteśmy tutaj sami?» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.